CXXIII

11.9K 1.3K 513
                                    

Kiedy nadszedł wieczór, okazało się, że wokół posiadłości było wyjątkowo ciemno - wszelkie światło z miasteczka odcinało wzgórze. Zarówno Tomowi, jak i Dianie to się podobało, nie zaświecili więc nawet żadnego światła, kiedy położyli się w łóżku. Jedyną jasność dawała poświata żółtawego, zimowego nieba nocą, która docierała do nich przez niezasłonięte okna. W wyniku tego wszystkiego ledwo widzieli swoje twarze, byli dla siebie jedynie cieniami, zwłaszcza Diana, która wybrała miejsce bliżej okien, a której sylwetkę Tom mógł widzieć na ich tle.

- Podobały ci się te urodziny? - zapytała Diana, wsmarowując coś o mocnym zapachu w swoje ręce. - Powiesz mi chociaż tyle?

- Obiecałaś mi coś - odparł Tom beznamiętnie, ignorując jej pytania, na co Diana przewróciła oczami.

- I do tego się przygotowuję - powiedziała zniecierpliwiona. - Ale mógłbyś mi chociaż odpowiedzieć na pytanie.

- Odpowiem, jak dotrzymasz słowa - argumentował chłopak, wywołując u niej ciężkie westchnięcie.

- Zdejmij więc koszulkę - powiedziała w końcu, trzymając ręce w powietrzu, by niczego przypadkiem nie dotknąć. Nie mogła tego widzieć, ale dokładnie wiedziała, jaką minę miał wtedy Tom.

- Słucham?

- Na Merlina, Riddle, zdecyduj się, czego ty chcesz - warknęła Diana, czując się, jakby rozmawiała z dzieckiem. To tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że dzieci się jej nie marzyły.

- Co masz na rękach? - zapytał surowo, widząc, że Diana nadal trzyma je w górze. Dziewczyna miała wtedy serdecznie dosyć.

- Mogę mieć twoją krew, jak się nie zdecydujesz - burknęła. - Zaraz pójdę spać gdzie indziej, miejsca tu nie brakuje - dodała, już jedną nogą schodząc z łóżka, co zdenerwowało Toma. Nie znosił tego, że w tym aspekcie miała nad nim minimalną władzę - wyobraźnia płatała mu figle, gdy widział tylko jej sylwetkę.

Diana przeszła na kolanach po łóżku za Toma, gdy ten ostatecznie zdjął koszulkę. Nie wiedział, co chciała zrobić, ale z jakiegoś powodu nie obawiał się, przeciwnie - miał dobre przeczucia, i się nie pomylił. Dziewczyna położyła dłonie na jego nagich ramionach, a te były rozgrzane od eliskiru, który w nie wsmarowała i pachniały jak mięta.

Diana trochę nie wierzyła, że to robiła... Ale jednak miał urodziny, i to dopiero drugie w życiu, które ktoś z nim świętował.

Dziewczyna zaczęła powoli, ale z dużą siłą uciskać jego plecy. Liczyła, że rozluźni go to przede wszystkim w charakterze, bo już nie miała innego pomysłu na to, jak do tego doprowadzić. Riddle był zszokowany tym, co robiła, lecz nie protestował - uważał wręcz, że mu się to należało.

- Wszystkiego najlepszego - mruknęła Diana od niechcenia, na co znowu nie uzyskała odpowiedzi. Westchnęła więc kolejny raz, wciąż uciskając najczulsze punkty na jego plecach. Nie wiedziała, skąd pewność, gdzie się znajdowały: jej ręce zdawała się prowadzić jakaś większa siła, jakaś magia... Jej delikatne palce wędrowały powoli po zimnych plecach chłopaka, wywołując u niego dreszcze rozkoszy, czego nie chciał pokazać.

Kilka minut minęło im we względnej ciszy, przerywanej jedynie pojedynczymi westchnięciami Toma, które z trudem próbował stłumić. Nagle za oknem rozległ się huk, a zaraz po tym nastąpił błękitny blask, który zalał całe pomieszczenie. Z każdym momentem przybywało więcej kolorowych świateł i głośnych dźwięków, które przykuwały uwagę obojga: wybiła północ, a miasteczko za wzgórzem świętowało nowy rok.

- I proszę... Kolejny rok z tobą - szepnęła dziewczyna, wpatrując się tępo w fajerwerki za oknem. Położyła głowę na jego ramieniu, nie odrywając wzroku od pokazu.
Wszystkie okoliczności temu sprzyjały i rozmarzyła się, myśląc o tym, że mogłaby już tak trwać do końca świata. Nigdy nie sądziła, że miłość ją tak zmieni, że kiedykolwiek zafiksuje się na kimś tak bardzo, jak na Tomie - on w ogóle byłby ostatnią osobą, którą jeszcze nie tak dawno wyobrażałaby sobie na miejscu, na którym wtedy się znajdował.

- Spodoba ci się - odparł Tom cicho, ale i dumnie.

Wtedy Diana zaniemówiła. Uniosła głowę i patrzyła na niego przez kilka chwil, nie słysząc już nawet fajerwerek, wciąż nieubłagalnie wystrzeliwanych za oknem.

- Obiecasz mi to? - zapytała szeptem, a Tom powoli odwrócił głowę w jej stronę. Wtedy jego twarz oświetlały kolorowe światła, a Diana mogła doskonale ją widzieć, a też ten nietypowy błysk w oku, który już wcześniej miała okazję ujrzeć...

Riddle nie odpowiedział, tylko nagle odwrócił się jeszcze bardziej i ujął jej twarz jedną ręką, a następnie pocałował zach)annie i agresywnie, wyraźnie dla własnej przyjemności. Nie spodziewał się, że Diana odpowie z podwójnym zapałem, już kilka chwil później ściągając ich oboje do pozycji leżącej. Tom górował nad nią, nie dając jej szansy na zmianę pozycji i kończąc swoje osiemnaste urodziny lepiej niż mógł się spodziewać.

Tamten powrót do szkoły był jak dotąd najbrutalniejszym zderzeniem z rzeczywistością dla obojga. Zmiana była porażająca: ogromnego domu na dormitoria, ciszy i spokoju na gwar, ciągłej bliskości na rozłąkę. Już trzeci dzień lekcji przyniósł jednak wydarzenie, które sprawiło, że zaczęli myśleć o czymś innym.

Ostatnim przedmiotem tamtego dnia była transmutacja, więc po zakończeniu zajęć wszyscy zbierali się jak najszybciej, by pójść na obiad, a Diana i Tom nie stamowili wyjątków. Profesor Dumbledore zdawał się mieć jednak inne plany.

- Panno Wharflock - powiedział, a Diana ubrała swoją torbę na ramię i spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Tak, profesorze?

- Proszę zostać na moment - odparł, uśmiechając się do niej, ale dziewczyna wcale nie spodziewała się niczego dobrego - Dumbledore był jedynym nauczycielem, który wstawił się za Hagridem... Skinęła głową, a następnie wymieniła spojrzenia z Tomem, który z grobową miną w myślach przekazał jej wiadomość.

Wiesz, co masz mówić.

- Mhm - mruknęła Diana, a następnie podeszła do biurka profesora, czekając na to, aż wszyscy pozostali opuścili klasę. Dziewczyna miała nadzieję, że nie zostawała tam przez kolejną absurdalną rzecz jak atak na kimś czy ciąża.

- Mogłaby pani pójść ze mną do mojego gabinetu? - zapytał Dumbledore, zabierając swoją teczkę z biurka. - Chciałbym z panią porozmawiać.

Te słowa zapaliły czerwoną lampkę w głowie Diany. Bała się, że nauczyciel czegoś się domyślał i że sama może z tego nie wybrnąć, choć z Tomem wiele razy ustalali swoje wersje, gdyby ktoś ich o coś podejrzewał.

- Coś nie tak z moją pracą, profesorze? - zapytała dziewczyna niewinnie, dostawszy nagłego zastrzyku weny.

- Skądże. Była nienaganna - odparł Dumbledore, wciąż się uśmiechając.

- W takim razie o co chodzi? - dopytywała Diana, ruszając za mężczyzną do jego gabinetu, drzwi do którego znajdowały się po prawej.

- Nie ma się pani czym martwić. - Dumbledore otworzył drzwi szeroko, dając dziewczynie wejść pierwszej. - Może cytrynowego dropsa?

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz