CIII

13.5K 1.4K 690
                                    

Kolejny ranek był jednym z najbardziej wyróżniających się w dotychczasowym życiu Toma, bo po raz pierwszy nie obudził się sam. Po jego prawej leżała Diana, wciąż w swoich wczorajszych ubraniach i oddychała spokojnie. Dla chłopaka było to zupełnie nowe, egzotyczne wręcz doświadczenie, bo nigdy nawet nie spał ze swoimi rodzicami.

Spodziewał się zdenerwować, ale tak się nie stało, przeciwnie - uśmiechnął się triumfalnie. Kiedy przypomniał sobie, co się wydarzyło, nie żałował niczego - ani horkruksów, ani tego, co stało się później. Dwie potrzeby, na które naciskało jego ego i ambicje, zostały spełnione i to nie był ostatni raz, bo spodobało mu się.

Wstał powoli z zamiarem umycia się, a kiedy wyszedł z łazienki kilkanaście minut później, Diana już przygotowywała śniadanie. Ona też pamiętała o wszystkim, co wydarzyło się w nocy i przez to nie potrafiła przestać się uśmiechać. Nie wypierała się swoich uczuć do Toma już nawet sama przed sobą, ba, liczyła, że kiedyś to jeszcze powtórzą.

- Jak się czujesz? - zapytała od razu, kiedy ujrzała chłopaka w kuchni. Jednak już po samym wyglądzie była w stanie stwierdzić, że wrócił do pełni sił, co zresztą odczuła już wcześniej.

- Nigdy lepiej - odparł, ponownie zakładając pierścień na swoją dłoń. Dianie wydawało się, że Riddle się wręcz delikatnie uśmiechał i jeszcze go takiego nie widziała. Rzeczywiście musiał czuć się doskonale.

- Zaraz wracam - powiedziała Diana, odkładając przygotowywane jedzenie i sama udała się do łazienki. Zaskoczenie wymalowało się na jej twrazy, gdy ujrzała Toma siedzącego przy stole, nonszalancko wymachującego różdżką w kierunku jedzenia, które najwyraźniej sam sobie przygotowywał.

- Co w ciebie wstąpiło? - zapytała Diana, patrząc na niego wielkimi oczami. Zastanawiała się, czy wczoraj nie odseparował od siebie wraz z dwoma kawałkami duszy trochę tego zła.

- I tak nie możesz nikomu o tym powiedzieć - odparł niewzuruszony Tom. - A ja osiągnąłem swój cel. Wiem, jak stworzyć horkruksy i mam już dwa. Teraz twoja kolej.

Diana przełknęła ślinę. Przekonał ją już w pełni do horkruksów, jednak dziewczyna wciąż zadawała sobie pytanie, czy była gotowa osobiście popełnić morderstwo. To miało być najbardziej ekstremalną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła, za jego namową czy bez.

- Tylko żeby stworzyć horkruksa musiałabym...

- No? - Tom spojrzał na nią zniecierpliwiony.

- Zabić - szepnęła, poprawiając kołnierz koszuli, którą miała na sobie. Nie chciała pokazywać przed nim swojej niepewności, ale on już za dobrze ją znał.

- Najwyższy czas. Tylko nie w szkole. Nie mogę już wypuścić bazyliszka, więc zapieczętuję Komnatę... Ale to ostatni rok.

Diana milczała, tym razem poprawiając spódnicę. Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć.

- Co, chyba nie będziesz dalej rzucała Crucio na pająki? - prychnął Tom po chwili, wywołując grymas na jej twarzy. Na moment zapomniała, jak prędko umiał ją doprowadzić do szału.

- Zrobię to jeszcze w tym roku szkolnym - postanowiła, a Riddle zmierzył ją wzrokiem takim, jakby w to nie wierzył. Diana westchnęła głęboko, zajmując się swoim śniadaniem.

- A przez chwilę byłeś wręcz cudowny. I czar prysł, wrócił cholerny Riddle...

- Nie mów tak do mnie - przerwał jej Tom gwałtownie. Diana spojrzała na niego z uniesioną brwią.

- Bo...?

- Nie będę już nigdy używał nazwiska mojego ojca - warknął Tom. - Plugawy mugol.

Ten argument Diana potrafiła dobrze zrozumieć. Nie wyobrażała sobie jednak, że ona nie będzie mówiła do niego Tom.

- Czyli jak teraz?

- Będę wkrótce używał imienia, którego czarodzieje będą bali się wypowiedzieć - odparł Tom, patrząc gdzieś w nieokreślonym kierunku i zaciskając pięść. Powiedział to takim tonem, że Diana dostała gęsiej skórki. Nie miała powodów, by mu nie wierzyć.

Wakacje mijały obojgu bardzo aktywnie. Diana codziennie próbowała magii bezróżdżkowej, a Tom trenował razem z nią, chcąc dojść do perfekcji. Wczytywali się w książki znalezione u Gauntów i uczyli się nowych zaklęć w nich odkrytych. Riddle rzeczywiście stał się od stworzenia horkruksów przyjemniejszy dla dziewczyny, więc nie musiała go zbyt długo namawiać na kolejne lekcje języka węży. Dodatkowo starali się też dojść do perfekcji w rozmawianiu dzięki legilimencji. Najprościej ujmując, oboje robili wszystko, by posiąść jak najwięcej magicznej wiedzy, która mogła pomóc im wywyższyć się ponad innych - zarówno mugoli, jak i czarodziejów takiego pochodzenia.

Któregoś sierpniowego dnia, prawie trzy tygodnie przed rozpoczęciem szkoły, Diana stała na dworze i pilnowała tam bawiącego się Edara, by zagonić go do domu w razie wyraźnie zbliżającej się ulewy lub wyczarować mu okrycie. Przy Tomie zabawa ze zwierzakiem była jedną z jej form odstresowania się, ponieważ nadal nie powtórzyli tego, co tamtej pamiętnej nocy.

Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy na tle szarego nieba pojawiła się sowa niosąca nie jeden, a dwa listy i to z pieczęcią Hogwartu. Dziewczyna patrzyła na nie z niedowierzaniem, ale nie było pomyłki - oba były identyczne, różniły się tylko umieszczonymi nań napisami: Diana Wharflock na jednej i Tom Riddle na drugiej. Listy ze szkoły były czynś normalnym, ale aż trzy tygodnie przed szkołą...?

Dziewczynie coś nie pasowało, dlatego zagoniła kota do domu i od razu poszła do Toma, by z nim to skonsultować.

- Nasze listy ze szkoły przyszły - oznajmiła, wchodząc do salonu, w którym chłopak coś czytał.

- Jest za wcześnie - powiedział oczywistym tonem, mierząc ją wzrokiem.

- Wiem, dlatego jestem zdziwiona. - Diana opadła na ciemną kanapę obok niego i wręczyła mu kopertę z jego nazwiskiem. - Myślisz, że to jakiś podstęp?

Tom odłożył książkę, a następnie wyjął różdżkę i skierował ją na list.

- Specialis Revelio.

Nic się nie stało, a zatem oboje zaczęli je otwierać. Nie znaleźli tam złowieszczych zaklęć czy żartów, a papier i... Coś, co wypadło im niemal w tym samym momencie na podłogę. Tom i Diana spojrzeli w dół jednocześnie, a następnie sięgneli po tajemnicze przedmioty: dwie zielono-srebrne przypinki z napisem Prefekt naczelny.

Wymienili spojrzenia, uśmiechając się szelmowsko.

- No pięknie - powiedziała Diana triumfalnym tonem, przyglądając się przypince z bliska.

- Czyli Dippeta mamy w kieszeni. I całą szkołę. - Tom zacisnął dłoń na przypince, znowu mając ten obłęd w głosie.

- Tak jak chciałeś, co?

- A ty nie?

Diana uśmiechnęła się szerzej.

- Trochę władzy nie zaszkodzi...

W koperty znaleźli wyjaśnienie, że jako nowi prefekci naczelni dostają swoje listy wcześniej, by mieli czas na przygotowanie się do nowej roli i rozmowy w przedziale prefektów. Dostali dokładne wytyczne tego, co powinni przekazać młodszym, ale oni sami już dobrze wiedzieli, jak ich sobie podporządkować. Obojgu pasowało to wszystko na tyle, że mieli już też listy książek i mogli je zakupić przed wszystkimi innymi, unikając spędu na Pokątnej.

- Kolejny krok bliżej - powiedział nagle Tom, odkładając swoją przypinkę na stół.

- Do czego?

Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy, tak, że prawie przewiercił ją wzrokiem.

- Dobrze wiesz czego.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz