LVIII

15.6K 1.8K 692
                                    

Dni szkolne od świąt do egzaminów tak naprawdę przemknęły uczniom z zawrotną prędkością. Diana praktycznie nie rozmawiała z Tomem (który nawet nie zwoływał spotkań), bo się uczyła, zresztą tak jak większość Ślizgonów (Joan twierdziła, że widziała nawet Dove i Serenę powtarzające coś w bibliotece). Wszyscy uczniowie tego domu cechowali się ambicją i chcieli dobrze wypaść na nadchodzących testach, stąd ich pokój wspólny często zamieniał się w kolejną bibliotekę Hogwartu.

Przez coraz cieplejsze i dłuższe dni Diana popadła w swego rodzaju obojętność na wszystko. Nie chciało jej się już mścić na Serenie i Dove za róże, nie próbowała namawiać Joan na nauczenie jej jakichś sztuczek w pojedynkowaniu się, bo ta i tak cały czas siedziała z Averym - jej czas pochłaniały nauka, kolejne próby stworzenia zaklęcia i okazjonalne poszukiwania dodatkowych informacji o pakcie czy Komnacie Tajemnic, te ostatnie nieudane.

Po zakończeniu SUMów i innych egzaminów w pokoju wspólnym Ślizgonów zaczęło się wielkie przyjęcie z tej okazji. Diana nie miała jednak ochoty w tym uczestniczyć i siedziała pod jednym z drzew na błoniach, korzystając ze słońca, które jeszcze nie zaszło. Czytała wreszcie coś, czego nie musiała się uczyć, a na jej kolanach spoczywał śpiący Edar.

Dziewczyna nie zwracała uwagi na swoje otoczenie, w pełni zaabsorbowana lekturą. Wokół niej panowała cisza, przerywana okazjonalnie śpiewem ptaków czy bzyczeniem owadów... Do czasu, gdy Diana nie poczuła zalewającego ją ciepła.

- No, proszę, proszę.

Głos, który już tak doskonale znała i który, niestety czy stety, w pewnym sensie pokochała. Nie musiała nic robić, by wiedzieć, kto właśnie przed nią stał, ale i tak uniosła wzrok znad książki, żeby ujrzeć tę nieskazitelną twarz Toma Riddle'a. Podobnie jak ona, nadal miał na sobie szaty z ostatniego egzaminu, który właśnie się skończył - wszyscy wyszli wcześniej, jednak on zawsze musiał zostać do ostatniej chwili.

- Kogo moje oczy widzą? - zapytała jakby z niedowierzaniem, po czym odłożyła lekutrę na bok razem z kotem, by móc wstać. - Prawie się za tobą stęskniłam, Tom, tak mnie unikasz ostatnio - dodała, stanąwszy już naprzeciw niego ze swego rodzaju uśmiechem na twarzy.

- Nie twój interes - syknął od razu chłopak, na co Diana leniwie założyła ręce.

- Ach, dobrze wiedzieć, że nic się nie zmieniłeś przez te półtora miesiąca - powiedziała, udając, że odetchnęła z ulgą. - Spokojnie, parę dni i będziesz mnie miał z głowy na aż dwa. Cieszysz się pewnie, co?

Prawda była taka, że Tom się nie cieszył. Nienawidził wracać do sierocińca, gdzie przez dwa miesiące tak naprawdę do nikogo się nie odzywał. Najchętniej zostałby w Hogwarcie i nadal szukał tego wszystkiego, co było mu potrzebne, i to bez przeszkadzania. Nie wiedział do końca, jak otworzyć Komnatę, o ile to naprawdę było wejście do niej, a także nadal stał w miejscu z horkruksami... I ze swoim własnym pochodzeniem. Nie miał oczywiście zamiaru przyznać się do tego Dianie, nawet jeśli - wbrew sobie - przyznawał, że przydałaby mu się do poszukiwań.

- Co z zaklęciem? - zapytał z pretensją, chcąc zmienić temat.

- A tak. Jest gotowe - odparła Diana, szczerząc się jak głupia, bo wiedziała, że zdenerwuje tym swojego rozmówcę.

To była jednak prawda. Po miesiącach żmudnych prób, wielu oparzeniach i mieszaninach słów, dziewczynie udało rzucić się coś, co uznała za swoje zaklęcie. Znalazła nawet czas na przetestowanie go wielokrotnie na różnych powierzchniach i wręcz nie mogła się doczekać miny Toma, gdy zobaczy, że jej się udało.

- Co takiego? I mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytał wściekle, co tylko bardziej ją rozbawiło.

- Myślałam już, że nigdy nie zapytasz - odparła Diana i zrobiła wręcz ceremonię z wyciągania swojej różdżki z kieszeni szaty. Wewnętrznie modliła się tylko o to, żeby nagle wszystko nie przestało działać akurat wtedy, gdy chciała mu to pokazać.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz