CXXVIII

11.2K 1.3K 649
                                    

Albańskie słońce zaczęło zachodzić dosyć szybko i to na krwistoczerwono. W lesie pojawiły się nieliczne, szkarłatne plamy powstające w przerwach pomiędzy gałęziami, łudząco przypominając krew. To sprawiło, że otoczenie zrobiło się jeszcze bardziej złowrogie, lecz Diana zupełnie się nie bała - wiedziała, że nic gorszego niż sam Tom nie może jej tam spotkać.

Szli przez las wciąż trochę bez sensu, a drzewa zdawały się nie kończyć. Dopiero w pewnym momencie Diana poczuła coś silnego, jakby obecność czegoś wielkiego, a już na pewno magicznego. Zdawało się jej, że ta dziwna energia ją do siebie ciągnęła, wręcz ją wołała...

- Czujesz to? - powiedzieli niemal jednocześnie, co oboje zadowoliło. Czuli dokładnie to samo.

- Silna magia... - dodała zafascynowana Diana, a wtedy Tom wyjął różdżkę.

- Rzuć zaklęcia - nakazał, a dziewczyna od razu zrozumiała, o co mu chodziło: chciał użyć magii, by znaleźć jej źródło. Diana prędko wyjęła swoją różdżkę i wyciągnęła ją przed siebie.

- Repello Muggletum - powiedziała głośno, obracając się powoli wokół własnej osi, by wytworzyć barierę, dzięki której mugole nie mogliby ich zobaczyć. - Protego Maxima. Fianto Duri.

Magiczna bariera wokół nich na moment rozbłysła, po czym stała się niewidzialna. Kiedy się już zabezpieczyli, Diana spojrzała na niego z wyczekiwaniem.

- I co teraz? - zapytała, a wtedy Tom również wystawił swoją różdżkę przed siebie.

- Appare Vestigium - powiedział jakby dostojnie, a chmura złotego pyłu wystrzeliła z jego różdżki. Tom zdolnymi ruchami rozprowadził go wkoło nich, a Diana patrzyła na niego z podziwem - sama nie pomyślała o Zaklęciu Tropiącym, a ono bardzo mogło im pomóc.

Złoty pył prędko ujawnił ślady magii, które były im potrzebne. Wyłoniła się z niego sylwetka młodej, pięknej dziewczyny, którą oboje czarodziejów od razu rozpoznało jako Helenę Ravenclaw. Bez namysłu ruszyli za jej widmem, które było przerażone, wyraźnie przed czymś uciekało. Tom i Diana szli prędko za Heleną przez kilka chwil, aż wreszcie zobaczyli ogromne drzewo z niewielką dziuplą i stanęli jak wryci - to tam widmo dziewczyny schowało bezcenny diadem.

Helena zaczęła uciekać dalej, ale to już nie interesowało czarodziejów.

- Finite Incantatem - powiedział Tom, pozbywając się pyłu, po czym z obłędem w oczach podszedł do drzewa, a Diana tuż za nim.

- To musi być tutaj - stwierdziła, delikatnie dotykając kory drzewa. - Ta magia jest tak silna...

- I o to nam chodziło, prawda? - zapytał zadowolony Tom, już sięgając do dziupli, gdy Diana go zatrzymała.

- Zaczekaj. Może ja go wyjmę.

Tom cofnął się nieco i zmierzył ją wzrokiem.

- Niby dlaczego? - warknął.

- Pomyśl, Tom - syknęła zniecierpliwiona Diana. - Dobrze wiesz, że takie artefakty często miały zabezpieczenia, że były tylko godne dotknięcia przez niewinne ręce niewiast i tak dalej...

- Ty nie jesteś niewinna - przerwał jej, prychając.

- A ty nie jesteś niewiastą - odgryzła się Diana dokładnie tym samym tonem. - Rowena Ravenclaw zawsze stała po stronie kobiet, więc jak myślisz, co będzie z tym diademem?

Riddle zdenerwował się, bo wiedział, że mogła mieć rację. Z drugiej strony podobała mu się jej wiedza - ostatecznie kiwnął więc głową z uznaniem, robiąc jej miejsce. Wtedy dziewczyna podeszła do dziupli i zanurzyła w niej rękę. Gdy nie czuła nic prócz liści czy odłamków drewna, pomogła sobie nieco światłem z różdżki, a wtedy ujrzała jakiś pojedynczy błysk i już wiedziała, że to był strzał w dziesiątkę.

Diana bardzo powoli wyjęła przedmiot z dziupli, a następnie strzepnęła z niego liście i przytrzymała tak, by oboje mogli go dobrze widzieć. Oto był: piękny, srebrny diadem z orłem, wielkim, ciemnoniebieskim klejnotem oraz licznymi, mniejszymi kamykami. Pomimo wielu lat, które tam przeleżał, nie był w ogóle zniszczony czy zabrudzony, przeciwnie, wyglądał jak nowy. Bez wątpienia to od niego emanowała ta silna magia.

- No nie wierzę... - wydusiła Diana, wpatrując się w niezwykły przedmiot. - Jaki jest piękny... - dodała niczym zahipnotyzowana. Tom zdawał się myśleć o tym samym, bo również nie potrafił odwrócić wzroku.

Zanim Riddle mógł zaprotestować, Diana uniosła diadem i włożyła go sobie na głowę.

- I jak? Jestem już królową? - zapytała, a w Tomie na moment coś się zmroziło. Diadem zdawał się go wprowadzić w jakiś trans, z którego przez kilka chwil nie potrafił się wyrwać - zapatrzył się na nią, a w głowie pojawiały się mu jakieś nietypowe myśli. Podobała mu się jako królowa, oczywiście pod warunkiem, że on był królem, ważniejszym od niej, ale jednak obok, władającym nad czarodziejami... Nigdy by tego jednak nie przyznał.

- Zdejmuj to - warknął wreszcie. - Nie po to tego szukaliśmy.

Czar prysł.

- Och, ani chwili przyjemności - powiedziała zrezygnowana Diana, niechętnie zdejmując artefakt z głowy.

- Najpierw horkruks. - Riddle wyciągnął rękę przed siebie i ostrożnie dotknął diademu, a gdy okazało się, że nic się z nim nie działo, odebrał przedmiot dziewczynie.

- Ale zaraz, chyba nie chcesz robić go teraz? - zapytała Diana z niedowierzaniem.

- A na co mam czekać? - odparł równie zaskoczony, na moment odrywając wzrok od diademu, by na nią spojrzeć.

- Nie zgadzam się - powiedziała Diana stanowczo, stając tuż naprzeciwko niego. - Zrobisz to w Anglii, bo po wszystkim to ja będę musiała się tobą zajmować.

Na te słowa Riddle uśmiechnął się szelmowsko na ułamek sekundy, po czym spoważniał. Zrozumiał, co mógł stracić, gdyby rzeczywiście zrobił horkruksa już na miejscu.

- W takim razie wracamy z samego rana - postanowił, szokując Dianę jeszcze bardziej.

- A gdzie będziemy spać? Tu? W tym lesie? - zapytała, rozglądając się wokół siebie. Słońce już zaszło, a ich otoczenie spowił wczesny mrok, czyniąc całe miejsce wyjątkowo nieprzyjaznym.

- A boisz się? - zapytał, a kpiący uśmieszek od razu wymalował mu się na twarzy.

Diana stwierdziła, że nie było sensu z nim dyskutować. Już kilka razy gdzieś w oddali między drzewami mignęła jej polana, więc jeśli miała już spędzać noc pod gołym niebem, wolała zrobić to tam.

- Gdzie ty idziesz? - zapytał Tom, lecz dziewczyna mu nie odpowiedziała. Riddle ruszył więc za nią i gdy ją dogonił, oboje byli już nie na polanie, a sporym polu uprawnym. Na jego skraju znajdowała się niewielka chata z małą zagrodą i zapalonym w niej światłem. Czarodzieje nie postawili nawet dwóch kroków, kiedy w ich kierunku zaczął zmierzać kuśtykający mężczyzna z kosą skierowaną w ich stronè.

- Hej! Wy! Dzieciaki! Co wy tu robicie?! To moje pole, znikać stąd! - krzyczał po albańsku, przez co oboje go nie rozumieli, to jednak nie przeszkadzało im wiedzieć, że nie miał dobrych zamiarów.

Tom szybkim ruchem wyjął swoją różdżkę i krzyknął bez zastanowienia:

- Avada Kedavra!

Zielony błysk rozświetlił całą polanę, a Diana przysłoniła oczy, by nie oślepnąć. Ciało mężczyzny opadło bezwładnie na ziemię, kosa wypadła z jego ręki, a wokół nich zapadła przerażająca wręcz cisza. Diana dopiero po chwili przyswoiła, co się właśnie stało - a wszystko działo się tak szybko...

- No, proszę - zaczął Tom prześmiewczo, wskazując na chatę i chowając różdżkę. - Teraz nie musisz spać w lesie, królowo.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now