XXXVII

15.6K 1.8K 826
                                    

Kiedy Diana wreszcie dotarła na siódme piętro (co zajęło jej dosyć długo, bo musiała tam iść aż z lochów), zobaczyła popleczników Riddle'a wychodzą z ich stałego miejsca spotkań jak gdyby nigdy nic. Brunetka poczuła, jak coś się w niej zagotowało i ignorując dziwnie patrzących na nią chłopców, weszła do pomieszczenia - czuła, że on jeszcze tam był.

Pokój był znowu przemieniony w taki z dużym stołem, przy którego końcu stał Tom, najwyraźniej w głębokim zamyśleniu. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł, dopóki Diana nie wrzasnęła:

- W co ty grasz?! - zapytała, zatrzaskując za sobą wielkie drzwi z hukiem. - Myślisz, że ja dam tak sobą pomiatać, Riddle? - dodała, przechodząc przez cały pokój, by stanąć tuż obok niego.

Gdy znalazła się nie dalej, niż dziesięć cali od niego, znowu ogarnęło ją jakieś dziwne uczucie, którego nie potrafiła się pozbyć.

Cholera, coś nam ten pakt szwankuje...

- Jaki masz znowu problem? - zapytał Tom grobowym tonem, ze znudzeniem unosząc na nią wzrok. To tylko sprawiło, że Diana zagotowała się jeszcze bardziej.

- Nie no, nie wierzę - powiedziała, kręcąc głową w totalnym szoku. - Nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie mogę ci nic zrobić! - dodała wkurzona, próbując uderzyć w jego ramię swoją pięścią, jednak została magicznie zatrzymana tuż przed dotknięciem jego ciała. Diana w furii wycofała swoją rękę, co Toma zdawało się jedynie rozbawiać.

- Gdybyś mogła coś zrobić, to tylko ty sama wyszłabyś na tym gorzej - powiedział, po czym zrobił coś, czego Diana w ogóle się nie spodziewała i włożył dłoń pod jej brodę, by unieść jej głowę. - Jesteś tylko słabym, kolejnym podległym mi ogniwem...

Tom myślał, że uderza idealnie w jej słaby punkt, że zmięknie jak każda dziewczyna pod wpływem jego dotyku, ale znowu jej nie docenił. Choć Dianę przeszedł kolejny przyjemny dreszcz, wycofała się bez wahania z grobowym wyrazem twarzy.

- Mów co chcesz, ale ja ci nie uwierzę w każdą bzdurę jak ci twoi idioci, Riddle - wycedziła przez zęby, zakładając ręce. - Gdybym była ci tak bardzo niepotrzebna i obojętna jak mówisz, nigdy nie podpisałbyś paktu. Nie boję się ciebie i zrozum w końcu, że próbuję działać na naszą wspólną korzyść.

Tom nie spodziewał się takiej odpowiedzi - ona jako jedyna w tym zamku potrafiła go jakkolwiek zaskoczyć. Nie dał jednak tego po sobie poznać, tylko zastanowił się chwilę przed odpowiedzią, co robił zawsze, gdy coś nie szło po jego myśli.

- Ty masz tylko robić to, co ci kazałem - powiedział stanowczo, prostując się, by wydawać się jeszcze wyższym od niej, niż normalnie. - Wiesz coś o Komnacie? O horkruksach? Nie wiesz, więc nie byłaś mi do niczego potrzebna.

- A oni to niby tak?! Przecież ja... - tu Diana przerwała, bo Tom zaczął kichać i trwało to dłuższą chwilę, niż dziewczyna się spodziewała.

- Ty... Jesteś chory? - zapytała zdziwiona, robiąc gwałtowny krok w tył, jakby z miejsca mógł ją zarazić. - Dobrze się czujesz?

- To nie twój interes - odparł jej, pociągając nosem i odwracając się do niej tyłem.

Wtedy przez głowę Diany przeszedł szalony pomysł powiedzenia mu, że powinien się położyć, a na ułamek sekundy się nawet zmartwiła, bo w tamych styczniowych dniach w zamku było szczególnie zimno i wilgotno, zwłaszcza w lochach... Ale zaraz się opamiętała i lekko uderzyła w twarz, by oprzytomnieć.

Czemu się tym przejmujesz, głupia? Niech cierpi, jak jest takim idiotą.

- Korona by ci z głowy nie spadła, jakbyś dał sobie pomóc, wiesz - powiedziała tylko i nie miejąc już siły się z nim kłócić, wyszła z pokoju, ponownie zatrzaskując drzwi z hukiem. Tom nieznacznie się odwrócił, ponownie zdziwiony, by zobaczyć już tylko zamknięte wejście.

Diana oparła się o ścianę przed pokojem i westchnęła głęboko, przejeżdżając sobie ręką przez włosy.

- Co on ze mną robi? - zapytała samą siebie, po czym ruszyła z powrotem do pokoju wspólnego.

Tam zastała Joan w tym samym miejscu, co wcześniej, tyle że już z Arianem. Rozmawiali ze sobą z uśmiechami na twarzy i wtedy Diana spróbowała sobie zwizualizować Toma, tak samo przystojnego i inteligentnego Toma, tylko rozmawiającego z nią normalnie, a nie próbując jej cały czas udowodnić, że był ponad nią.

Zaczęła iść w kierunku swoich przyjaciół, którzy szybko ją zauważyli, gdy nagle Joan krzyknęła:

- Diana, uważaj!

Brunetka odwróciła się gwałtownie i tuż obok jej głowy przeleciał strumień białego światła, który trafił w szatę jakiegoś drugoklasisty i ją rozciął. Diana od razu rozpoznała zaklęcie jako Diffindo, a przed sobą miała osobę, która najprawdopodobniej rzuciła zaklęcie - Serenę, obok której stała też Dove.

- Czy was już całkiem porąbało?! - huknęła Diana tak głośno, że niemal całe lochy się zatrzęsły.

- Myślisz, że powinniśmy ją zatrzymać? Jak znam Dianę, to ona jest gotowa ją naprawdę uszkodzić - szepnął Avery do Joan, na co szatynka bez zawahania wyciągnęła różdżkę z kieszeni swoich szat.

- Jak ktoś miałby ją uszkodzić, to tylko Diana - odparła, będąc w gotowości, by rzucić zaklęciem pomiędzy przyjaciółkę, a dwie Ślizgonki naprzeciw niej.

- Czy wy naprawdę sądziłyście, że jak zetniecie mi włosy, to co? Tom rzuci się na was? - zakpiła brunetka.

- A co ty innego masz mu do zaoferowania?! Nigdy się nim nie interesowałaś! - odkrzyknęła jej Serena, patrząc na nią z wyższością.

Różdżka wręcz paliła Dianę w kieszeni, ale przy Tomie już tak wyćwiczyła panowanie nad kompletnym wybuchem, że po nią nie sięgnęła. Wzięła głęboki wdech, a Joan i Arian na chwilę zamarli, bo bali się, że oznaczało to ciszę przed burze. Oboje znali Dianę na tyle, że spodziewali się po niej wszystkiego.

- Róbcie, co chcecie, ale nic tym nie wskóracie. Robicie tylko z siebie pośmiewisko dla całego domu - powiedziała brunetka grobowym tonem, poprawiając swój krawat. - Macie szlaban u Slughorna, obie - dodała przerażająco spokojnie, po czym ruszyła do dormitorium.

Gdy Diana znalazła już się w środku, wrzasnęła sama do siebie, próbując wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje, po czym uderzyła ręką w drzwi. Jednak kiedy podeszła do swojego łóżka okazało się, że nie był to dla niej koniec silnych emocji tamtego dnia. Na jej poduszce leżała bordowa róża z cierniami, a Diana od razu domyśliła się, skąd się tam wzięła.

- Jak to znowu Edward, to ja po prostu nie ręczę za siebie - mruknęła sama do siebie, unosząc kwiat i przyglądając się mu podejrzliwie. - Albo to te jędze chciały, żebym skończyła pokłuta...

Pact With The Devil • Tom RiddleOnde histórias criam vida. Descubra agora