XL

16.6K 1.8K 519
                                    

Publikuję jeszcze raz, bo podobno Wam ucinało. Dajcie znać, czy teraz działa?

~

Diana szła do łazienki wyjątkowo wściekła po rozmowie z Averym. Ten nie zgodził się na zebranie dla niej pozostałych sojuszników Toma, twierdząc, że go nie posłuchają, bo Riddle zawsze osobiście ich wzywał. Dla dziewczyny był to jasny sygnał, że nie czuł przed nią żadnego respektu, dlatego obiecała sobie to kiedyś zmienić. W tamtym momencie zaczynała być zwyczajnie zazdrosna o wpływy swojego udawanego chłopaka.

Na razie postanowiła się tym jednak nie przejmować, bo najbardziej trapiły ją te tajemnicze róże. Zabrała wcześniej ze sobe potrzebny jej karnet i kawałek pergaminu, by użyć na nich zaklęcia.

W łazience, w której się znalazła, nikogo nie było, więc spokojnie podeszła do umywalek, oparła się o jedną z nich, by było jej wygodniej i wyciągnęła z torby najpierw mały karnet. Po tym wyjęła z szat swoją różdżkę - czarną jak smoła z delikatnymi zdobieniami na rączce - i skierowała ją na pusty kawałek.

- Aperacjum - powiedziała cicho, a wtedy na białym tle zaczął pojawiać się czarny atrament. Okazało się, że na karnecie napisane były jedynie dwa słowa:

Jesteś piękna.

Diana zmarszczyła czoło. Tego typu słowa najbardziej pasowały jej do Edwarda, jednak on nie ważył się raczej już do niej podejść, dodatkowo ona znała jego pismo aż za dobrze i to tutaj nie wyglądało nawet podobnie. Ostatecznie go jednak nie odrzuciła i postanowiła przede wszystkim sprawdzić jeszcze pergamin.

Tym razem ukazała się jej o wiele dłuższa wiadomość, napisana tym samym charakterem pisma:

Nie znamy się za dobrze, ale bardzo mi się spodobałaś. Wiem, że chodzisz z Tomem Riddlem, ale i tak chciałbym spróbować z Tobą chociaż porozmawiać. Będę czekał w Hogsmeade o trzynastej, niedaleko poczty. Mam nadzieję, że się zjawisz.

Diana próbowała się skupić, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć, czy skądś już nie znała tego charakteru pisma. Nie uwierzyła w ani jedno słowo na kartce i zaczęła natychmiast wymyślać możliwe scenariusze. Podejrzewała, że to Riddle nakazał komuś wysłać do niej coś takiego, prawdopodobnie po to, by sprawdzić jej lojalność. Jeśli myślał, że była aż tak głupia, to grubo się mylił.

Dziewczyna była na tyle zamyślona, że niemal podskoczyła, gdy usłyszała, jak otwierają się drzwi od łazienki. Chciała prędko włożyć papier do kieszeni i jednocześnie schować różdżkę, ale przez gwałtowne ruchy obie te rzeczy spadły jej na podłogę.

Zła sama na siebie, że zrobiła się taka niezdarna, przykucnęła, by je podnieść i wtedy coś przykuło jej uwagę, coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Kątem oka zauważyła malutkiego węża pod jedną z umywalek i zmrużyła oczy, wyraźnie tym zaintrygowana. Zaczęła mu się przyglądać, po czym sprawdziła dwa sąsiadujące zlewy i nie znalazła tam niczego podobnego. W końcu stwierdziła, że to nic nadzwyczajnego, zapewne jakaś dekoracja, a także to, że nieco dziwnie musiała wyglądać, gapiąc się pod umywalki, więc pospiesznie zebrała swoje rzeczy i wstała.

Miała teraz zamiar iść prosto do skrzydła szpitalnego, nawet jeśli z jakiegoś powodu na samą myśl o tym zaczynała się dziwnie czuć. Żądała odpowiedzi, bo odczuwała prawie stuprocentową pewność, że to Riddle miał coś wspólnego z różami.

Gdy stanęła przed drzwiami skrzydła już kolejny raz, znowu zaczęła się wahać. Czemu tak się wahała, zanim tam weszła? Nie miała bladego pojęcia. Wzięła jednak głęboki wdech, odliczyła do trzech i wreszcie pchnęła ciężkie drzwi od owego ogromnego pomieszczenia. Gdy się w nim znalazła, zobaczyła trzy pierwsze łóżka po swojej prawej zajęte - leżeli w nich Adam Deeming, Mason Havenbrow i Landon Mullen, szkolni rozrabiacy z jej roku z Ravenclaw, których Diana szczególnie nie znosiła. Uważała ich za całkowitych półgłówków, nawet większych, niż niektórych sojuszników Toma.

Po jej lewej stało łóżko zajęte przez Octavię Conolly, młodszą od niej o rok Ślizginkę, którą Diana uznawała za szaloną - Octavia niegdyś otwarcie przyznała, że podobał jej się Edward, ale nie liczyła na nic z jego strony, bo ten łaził tylko za Wharflock.

Poza tą czwórką Diana nie zauważyła żadnych innych pacjentów w skrzydle, ale wiedziała, że Tom nadal tam był. Czuła już w ciele ten typowy gorąc związany z paktem, który oznaczał, że znajdował się w pobliżu. Zobaczyła zasłonięte kotary na samym końcu długiego pomieszczenia i zrozumiała, że musiał znajdować się właśnie za nimi. Już chciała ruszyć w ich kierunku, gdy przed nią nieoczekiwanie pojawiła się pielęgniarka.

- O, dzień dobry, panno Wharflock - powiedziała kobieta, uśmiechając się szeroko do szesnastolatki. - Co panią tu sprowadza?

- Dzień dobry... - odparła nieco skołowana jej nagłym pojawieniem się Diana. - Mogłabym zobaczyć się z Tomem?

- Naturalnie, proszę za mną - odpowiedziała kobieta i zaczęła prowadzić ją do owych kotar, które wcześniej wypatrzyła.

Po drodze Diana słyszała, jak Adam, Mason i Landon głośno rozmawiali i śmiali się, co musiało zapewne doprowadzać Toma do szału. Ucieszyła się, bo uważała, że przydałaby mu się taka swego rodzaju kara od losu, choćby w postaci owych trzech Krukonów.

- Tom, masz gościa - ogłosiła radośnie pielęgniarka, wpusczając Dianę za kotary. Ślizgonka widziała, że leżący w łóżku Riddle nie jest zbytnio zadowolony z jej wizyty, co chyba próbował bezskutecznie ukryć. Brunetka - choć zaczęły targać nią jakieś dziwne uczucia na jego widok, chorego, a jakimś cudem nadal świetnie wyglądającego - uśmiechnęła się z satysfakcją, po czym niemal rzuciła się na taboret przy jego posłaniu.

- Och, Tom, jak się czujesz? - zapytała z przesadnym zmartwieniem, skupiając na nim całą swoją uwagę. Riddle z trudem wymusił uśmiech: musiał, bo starsza kobieta nadal ich obserwowała.

- Teraz znacznie lepiej. Cieszę się, że przyszłaś - powiedział, łapiąc Dianę za rękę, by wszystko wyglądało jak najbardziej wiarygodnie.

Pielęgniarka patrzyła na nich z uśmiechem, tak, jakby sama chciała się znaleźć na ich miejscu.

- Och... Zostawię was samych - powiedziała, po czym szybko wyszła, zasuwając za sobą kotarę.

Wtedy Tom natychmiast puścił dłoń Diany, a ta założyła ręce. Miny obojga w ułamek sekundy przeszły z radości w mordercze spojrzenia.

- Co ty tu robisz? - burknął do niej, choć nie za głośno, bo pielęgniarka nie mogła przecież być daleko.

- Chcę wiedzieć, czy to twoja sprawka, w sensie te róże? Namówiłeś kogoś? Testujesz mnie? Bo jak tak, to...

- O czym ty w ogóle mówisz? - przerwał jej stanowczo. - Zresztą, to ja zadaję pytania. Co z zaklęciem?

Zniecierpliwiona Diana jęknęła z frustracji i przewróciła oczami.

- Nie ma go, zresztą nieistotne. Pytałam cię o coś.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparł Tom, a Diana wiedziała, że musiała to być prawda (w końcu nie mógł jej okłamać...). - I nie interesuje mnie to. Nie chcę cię tu widzieć, dopóki nie załatwisz zaklęcia, zrozumiałaś?

Te słowa całkiem wzburzyły dziewczyną. Rozłożyła ręce i już otwierała usta, by zacząć się z nim szeptem wykłócać, ale Tom nawet nie pozwolił jej wydać z siebie żadnego dźwięku. Bez żadnego ostrzeżenia chwycił jej krawat i przyciągnął bliżej do siebie, prawdopodobnie jeszcze bardziej zdenerwowany niż ona sama, po czym wysyczał nieludzkim tonem:

- Zrozumiałaś?

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now