CVII

12.8K 1.4K 987
                                    

Diana postanowiła spędzić swoje urodziny w spokoju i jak najwygodniej. Przyszła więc na śniadanie tylko po to, by zabrać ze sobą jedzenie na cały dzień, a później ruszyła do dormitorium. Stamtąd wzięła kilka książek oraz prezenty od wujostwa, ojca i Joan. Nie zapomniała także o Edarze i z takim zestawem udała się do tego wyjątkowego pokoju, który zawsze miał to, czego potrzebowała.

Doczytała niedawno, że tak naprawdę nazywano go Pokojem Życzeń i aż zdziwiła się, że tak mało osób o nim wiedziało. Jednak nie przeszkadzało to jej zupełnie, ponieważ mogła w spokoju spędzać tam czas.

Pokój kolejny raz przerósł jej oczekiwania i zorganizował dla niej lepsze urodziny niż ktokolwiek inny. by mógł. Stworzył dla niej przytulne, ciemne pomieszczenie z klimatycznym oświetleniem, zadbał także o miejsce dla kota z zabawkami oraz posłaniem. Diana dostała dla siebie ogromne i wysokie łóżko uginające się od poduszek, na które z chęcią weszła razem z książkami.

Edar zignorował wielkie posłanie i wskoczył do swojej pani, a następnie ułożył się obok niej, zasypiając kilka chwil po tym, jak Diana zaczęła go drapać. Książka lewitowała przed nią, a dziewczyna używała swoich niedawno nabytych umiejętności magii bezróżdżkowej i tylko delikatnymi ruchami dłoni w powietrzu przewracała strony. Od dłuższego czasu nie była tak zrelaksowana oraz szczęśliwa sama ze sobą, zwłaszcza odkąd zamieszkał z nią Tom. Nie oznaczało to jednak, że jej go w pewnym sensie nie brakowało.

Kiedy tylko zaczęła o nim myśleć, nie mogła się już skupić na czytaniu. Sfurstrowaja tym, westchnęła, a następnie spojrzała na swoje lewe przedramię. Dwa węże, które się na nim znajdowały, zawsze przyprawiały ją o dreszcze, ale te przyjemne. To wciąż był jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie dostała, równo rok wcześniej... Pamiętała tamtą noc doskonale i gdzieś w środku marzyła się jej powtórka.

Zaczęła przyglądać się wężom bliżej niż kiedykolwiek. Wyglądały niemal identycznie, ale jednak minimalnie się różniły - ten po prawej wydawał się nieco smuklejszy, trochę mniejszy, jakby był kobietą...

Nagle oczy węża po lewej na ułamek sekundy zalśniły na czerwono. Diana prawie odskoczyła od własnej ręki, gwałtownym ruchem budząc swojego pupila, który zamiauczał jakby z pretensją.

- Co jest...? - szepnęła Diana, przybliżając i oddalając od siebie znak. Nigdy wcześniej nie widziała, by tamten tak się zachowywał. Czerwony błysk nie pojawił się ponownie, jednak zafascynowana Diana bezmyślnie dotknęła znaku, który od razu się przyciemnił i rozgrzał. Dopiero po chwili zrozumiała, że w ten sposób Tom dowiedział się właśnie, gdzie była.

- Cholera, a ten tu zaraz przyjdzie... - mruknęła sama do siebie, zawiedziona, a jednocześnie trochę podekscytowana. Znowu mogli być gdzieś sami.

Wyjęła z kieszeni ich pakt i ścisnęła go w dłoni, by polepszyć sobie nastrój, bo się nie pomyliła. Tom szukał jej od śniadania, na którym jej nie zauważył, bo jedzenie zabrała z drugiego końca stołu, a kiedy tak po prostu zdradziła mu swoją lokalizację, udał się do niej natychmiast, choćby tylko po to, by ją zdenerwować.

- Musiałeś przyjść, co? - syknęła Diana, gdy wręcz zgodnie z rozkładem pojawił się w drzwiach naprzeciw łóżka.

- To nowa reakcja - powiedział Tom zaintrygowanym tonem, zamykając za sobą drzwi. - Myślałem, że tego chcesz? - dodał prześmiewczo.

Głębokie westchnięcie opuściło usta Diany, która uniosła oczy do nieba, błagając o cierpliwość.

Tom podszedł do niej powoli i dumnie, a następnie usadowił się przed nią, jakby czekając, aż ona będzie kontynuować wojnę. Diana jednak spojrzała na niego i znowu ją rozbroiło, serce przyspieszyło, ciepło zalało. Dziewczyna przytuliła do siebie swoje kolana, wzdychając ponownie.

- Nie znoszę tego - mruknęła po chwili.

- Czego?

- Że uzależniłam się od ciebie. I teraz nie mogę się odzwyczaić - powiedziała jak najbardziej szczerze, nie będąc w stanie tego powstrzymać. Skoro już tam był, miała jakąś potrzebę mu tego powiedzieć.

Tom prychnął.

- Zdaje się, że nie musisz. - Położył dłoń pod jej brodę, lecz Diana od razu mu się wyrwała.

- Przestań to robić. Potem nigdy nic z tego nie wynika.

Zapadła chwila ciszy, bo Tom nie spodziewał się takiej reakcji. Patrzył na nią z wyczekiwaniem, podczas gdy ona była już praktycznie pewna tego, o czym chłopak zacznie zaraz mówić.

- No i co, co mi teraz powiesz? - warknęła. - Że jestem słaba? Że tak łatwo mną manipulować? Dalej, mów, tylko czekam.

- Odbija ci od wczoraj. - Tom pokręcił głową z dezaprobatą. - Uważałem cię za mądrzejszą.

- Słucham? - syknęła, ożywiając się nagle.

- Zastanowiłaś się kiedyś nad tym, dlaczego podpisałem pakt z tobą?

- Bo większość twoich popleczników to głąby - wycedziła Diana bez chwili zawahania. - Bo wielki Tom Riddle...

- Nie nazywaj mnie tak - przerwał jej głosem, który mógłby zabijać. Dziewczyna uniosła brwi.

- To jak w końcu?

- Mam teraz nowe imię - powiedział najwidoczniej dumny z siebie, więc Diana nie mogła się doczekać, aż je usłyszy. Obdarzyła Toma całą swoją uwagą i wytężyła słuch, a on wreszcie powiedział powoli i wyraźnie:

- Lord Voldemort.

Diana prędko zakryła usta dłonią. Z jakiegoś powodu myślała, że pęknie ze śmiechu, ale wolała go nie drażnić. Tom nie był jednak ślepy.

- Co, bawi cię to? - warknął, paradoksalnie rozśmieszając ją jeszcze bardziej.

- No trochę - przyznała, nie będąc w stanie powstrzymać chichotu.

Tom chciał wyjść, ale wiedział, że bardziej ją zdenerwuje, gdy zostanie, dlatego się nie ruszył i tylko wlepił w nią morderczy wzrok. Dziewczyny w ogóle to nie ruszało, bo w tamtym monencie naprawdę była zbyt rozbawiona. Nie potrafiła się już nawet na niego złościć.

- Ale ja mogę mówić do ciebie Tom, prawda? - zapytała pomiędzy chichotami, bezowocnie próbując się uspokoić. - Zrób mi taki prezent na urodziny.

- Prezentów ci się zachciało?

Diana wzruszyła ramionami.

- W zeszłym roku dostałam cudowny. - Wskazała na swoje przedramię. - Liczyłam na coś podobnego...  A wracając, skąd wpadłeś na to... Oryginalne imię?

Chłopak wyjął różdżkę tak szybko, że gdyby nie pakt, byłaby pewna, że chciał jej coś zrobić. Może nawet miał taki zamiar, ale i tak nie było mu to dane. On jednak zaczął nią pisać, a w powietrzu zaczęły pojawiać się ogniste litery, które ułożyły słowa:

Tom Marvolo Riddle

Litery wciąż płonęły, a Edar napuszył się i syczał na nie, jakby wyczuwając zagrożenie. Kolejny ruch różdżki Toma sprawił, że litery ułożyły jego nowe imię - wtedy Diana przestała się śmiać i była pod wielkim wrażeniem. Jej usta mimowolnie się otworzyły, a po chwili wszystkie litery zniknęły.

- Śmiej się, ale odszczekasz to, kiedy wszyscy będą bali się tego imienia - burknął. - Będę ich władcą, będę czarnym panem...

- O... - przerwała mu Diana, przysuwając się do niego, już bardziej zaintrygowana niż zdumiona. - Czyli ja będę czarną panią...? Podoba mi się...

- Jak przestaniesz jęczeć.

Diana przewróciła oczami, ale rzeczywiście postanowiła sobie w myślach, że będzie już narzekać mniej... Zwłaszcza, jeśli on oferował jej władzę nad światem. Nachyliła się więc do jego ucha, a następnie wyszeptała:

- Wiem, że mnie za to uwielbiasz.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now