LVI

14.9K 1.7K 387
                                    

Diana wiedziała, że Tom zaraz się zdenerwuje i wyrzuci swoją złość nie na nauczyciela, a na nią. Nie chciała do tego dopuścić, dlatego też uruchomiła swój ślizgoński spryt, zdeterminowana wyjść z całej tej sytuacji.

- W porządku, profesorze - powiedziała niby słaba, opierając się nagle o Toma tak, jakby sama nie mogła ustać na nogach. - Źle się czuję. Tom pomógł mi dotrzeć do łazienki.

Riddle na szczęście od razu przechwycił temat i objął Dianę tak, jakby rzeczywiście pomagał jej ustać. Profesor Conolly uniósł brew i zmierzył uczniów podejrzliwym wzrokiem - już kolejny raz znalazł tę dwójkę w dziwnej sytuacji, choć z drugiej strony znał ich jako nienagannych uczniów, więc może to były tylko przypadki...? Mężczyzna sam już nie wiedział, co o tym myśleć.

- Może lepiej iść z tym do skrzydła szpitalnego, panno Wharflock - powiedział w końcu, poprawiając papiery, które trzymał w rękach.

- Nie, nie, już mi lepiej, profesorze. Muszę się tylko położyć. Tom, odprowadzisz mnie do pokoju...?

- Oczywiście - odparł Riddle i zaczął prowadzić Dianę w stronę schodów.

Conolly pokręcił głową sam do siebie i odszedł w przeciwnym kierunku. Gdy zniknął już z pola widzenia Ślizgonów znajdujących się na schodach prowadzących do lochów, Tom puścił Dianę i spojrzał na nią z, dziewczyna śmiała twierdzić, lekkim zaintrygowaniem.

- To ci wyszło, brawo - powiedział bez emocji, na co dziewczyna westchnęła.

- Z twoich ust to prawie komplement.

Od tamtego wieczoru dwoje Ślizgonów nie rozmawiało już na temat rzekomego wejścia do Komnaty Tajemnic. Oboje musieli to przetrawić, zresztą zbliżało się wolne i nim Diana się obejrzała, siedziała już w pociągu Hogwart w drodze do domu na przerwę wielkanocną. Sama.

Ku jej zdziwieniu, w Hogwarcie została całkiem spora grupa, w tym oczywiście Tom. Gdy siedziała sama w przedziale i wyglądała za okno (gdzie zbierały się deszczowe chmury), zdała sobie sprawę, że na ten moment w szkole miała tylko jego. Oczywiście byli jeszcze Joan i Arian, ale im zdawało się odbijać coraz bardziej na swoim własnym punkcie. Nie zaproponowali jej nawet wspólnego siedzenia. Niemal każdą wolną chwilę starali się spędzać razem i Diana wiedziała, że już nigdy nie wrócą czasy, gdy po prostu się z nimi przyjaźniła.

Stwierdziła jednak w duchu, że jej to nie obchodziło. Miała Toma. Zdawała sobie sprawę z tego, że on nie zawsze jest jej przychylny, że szybciej niż ktokolwiek inny umiał doprowadzić ją do szału, ale pozostawała ta jedna, jedyna rzecz, która miała go przy niej trzymać już zawsze.

Pakt.

Z każdym dniem Diana zauważała coraz więcej słuszności w tym, co mówił Tom. Jego zachowanie coraz mniej ją denerwowało, bo zaczynała rozumieć jego motywy, a przynajmniej chciała. Założyła sobie, że postara się mniej z nim walczyć, a więcej dowiedzieć się o toku jego myślenia - choć nie oznaczało to, że nie postawi się mu, kiedy zajdzie taka potrzeba.

Podczas gdy na dworze rozpadało się na dobre, Diana spojrzała na swoje ręce, tam, gdzie jeszcze nie tak dawno temu były liczne oparzenia. Nie został nawet najmniejszy ślad, ani po nich, ani po krwi Toma, za pomocą której zniknęły. Ślizgonka zastanawiała się, o jakich skutkach paktu jeszcze mogła nie wiedzieć i skąd Riddle dowiedział się o tym konkretnym. Postanowiła się w to zagłębić przez wolne, dając sobie odpocząć od tworzenia zaklęcia, którego nadal nie ukończyła.

Kiedy po przyjeździe do swojego małego domu Diana jadła kolację, jej ojciec usiadł naprzeciw niej. Chwilę porozmawiali o tym, jak szło jej w szkole, jak dziewczyna bardzo cieszyła się z zerwanych zaręczyn z Abraxasem (i jak jej babcia źle to przyjęła), aż luźna część konwersacji zakończyła się słowami pana Wharflock:

- Diana, muszę ci coś powiedzieć.

Poważny ton ojca włączył w Dianie jakby wzmożoną czujność. Dziewczyna uniosła wzrok znad pieczeni, którą jadła i spojrzała na mężczyznę z lekkim przerażeniem.

- Stało się coś? - zapytała, zawiesiwszy rękę z widelcem w powietrzu.

- Znaczy, nic złego - odparł od razu Roger, kładąc obie dłonie na drewnianym stole. - Kilka dni temu dostałem propozycję nie do odrzucenia. Redakcja chce mnie wysłać do Stanów, bym zrobił cykl artykułów o sytuacji czarodziejów po dołączeni Ameryki do mugolskiej wojny.

- To chyba dobrze, co nie? - powiedziała Diana, wznawiając jedzenie, gdy zrozumiała, że ojciec nie miał dla niej złych wiadomości. - Jaki w tym problem?

- Bo mam wyjechać pod koniec sierpnia i zostać w Ameryce na pół roku, albo nawet więcej. Ty nie możesz jechać ze mną...

- Więc po prostu zostanę sama - przerwała mu Diana, a w tym samym momencie na jej kolana znikąd wskoczył jej czarny kot, którego nie widziała już tak długo, że powoli zapominała, że go miała.

- No właśnie... Ale czy ja mogę zostawić cię na tyle samą...? - zapytał Roger, oceniając córkę wzrokiem, jakby po to, by sprawdzić, czy by sobie poradziła.

Diana tylko przewróciła oczami.

- I tak będę w szkole przez większość czasu - argumentowała, nie widząc żadnego problemu w tym, żeby została sama.

- No tak, niby tak... Wiesz, Jenna i Newt mają wrócić na dłużej do Anglii, bo w końcu Evan i Nicholas pójdą teraz do Hogwartu, to będą cię odwiedzać... - mówił Roger, jakby snując swoje rozmyślania na głos. - Chyba, że chcesz zamieszkać z nimi. Jenna na pewno się zgodzi. Przyjedziesz do nich na święta i...

- Tato, we wrześniu będę dorosła. Poradzę sobie sama - przerwała mu Diana, wiedząc, że ojciec widział w niej małe dziecko.

Roger wstał, westchnął i podszedł do córki, po czym delikatnie pogłaskał ją po głowie.

- Wiem, wiem, zupełnie jak mama... Ona też zawsze chciała radzić sobie sama... - powiedział, po czym prędko pokręcił głową, jakby próbując oddalić od siebie wspomnienia o żonie. - A, zabierzesz Edara ze sobą do szkoły, dobrze? - zapytał, zauważywszy kota na kolanach córki. - Niech się przyzwyczaja, bo później będziesz musiała go wziąć na cały rok. Chyba, że jego też damy w opiekę Jennie...

- Nie, nie, ja go wezmę - odparła Diana, odkładając sztućce i rozpoczynając drapanie Edara za uszami. - Właściwie już dawno mogłam go zabrać.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, patrząc na futrzaka. Stwierdziła, że kot może być jej drugim przyjacielem. Czy potrzebowała więcej? Na to pytanie odpowiedziała sobie przecząco.

Skarciła się za to, ale jej pierwszą myślą była ciekawość tego, jak Tom zareaguje na jej nowego towarzysza. To była głupia, niby nieważna rzecz, a jednak myślami od razu wracała do niego. Już sama nie wiedziała, czy to dobrze.

- Mama byłaby z ciebie taka dumna - powiedział nagle Roger, pocałowawszy córkę w głowę, co wyrwało Dianę z zamyślenia i niemal od razu włączyło u niej wściekłość. Zacisnęła pięści i praktycznie rzuciła sztućcami na talerz.

- Mamy nie ma, tato - syknęła dziewczyna, biorąc kota na swoje ręce i wstając razem z nim od stołu. - I to wszystko przez tych plugawych mugoli.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now