XXXI

16.3K 1.8K 774
                                    

Tom zarządził, że nie będą rozmawiać w pokoju wspólnym, dlatego ruszyli na siódme piętro, do pokoju, w którym wcześniej zawarli pakt. Całą drogę z lochów tak wysoko szli metr od siebie, nie odzywając się do siebie słowem. Diana wiedziała, że ta osoba, która odezwie się pierwsza, rozpęta burzę.

Gdy tam dotarli, Tom sprawił, żeby magiczne drzwi się pojawiły. Weszli do środka - tym razem pokój przekształcił się w proste pomieszczenie, bez jakichkolwiek mebli czy ozdób. Wyglądało po prostu jak pusta klasa, ale tyle zdecydowanie im wystarczało.

- Co ty robisz? - warknął od razu Tom, nie tracąc żadnego czasu. Diana westchnęła teatralnie.

No i on zaczął.

- Co ja robię? - przedrzeźniła go, zakładając ręce.

Stali naprzeciw siebie, dzieliło ich mniej niż metr i gdyby nie fakt, że nie mogli rzucić żadnego zaklęcia przeciw sobie, któreś z nich już dawno by nie poprzestało na samych słowach.

- Nie masz prawa rozmawiać na takie tematy z Lestrangem ani w ogóle z nikim, zrozumiano?

- Och, ten zakaz rozmów z Lestrangem mnie jakoś nie zasmuca - powiedziała, wydając z siebie niewesoły śmiech. - Choć nawet jeśli, dlaczego nie? Kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mam robić?

Tom prychnął.

- Chyba zapominasz, co obiecałaś, Wharflock - zakpił.

- Nie obiecałam być twoim sługusem! - wrzasnęła dziewczyna, nie będąc już w stanie opanować gniewu. - Zgodziłam się na pakt, bo liczyłam na jakieś informacje!

- Proszę, co chcesz wiedzieć, nie krępuj się - powiedział Riddle niby życzliwą rzecz, ale takim tonem, jakby prosił ją o wybranie, w jaki sposób chciałaby zginąć.

- Wszystko. Wszystko, co wiesz o Komnacie Tajemnic, o tych całych horkruksach, o Hagridzie.

- O Komnacie wiesz tyle, ile trzeba - odparł niewzruszony. - O horkruksach nie ma praktycznie w żadnej książce Hogwartu, a sprawę Hagrida zawaliłaś sama.

Diana wypuściła powietrze z ust i zaczęła liczyć do dziesięciu, by ponownie się na niego nie wydrzeć, bo szanowała swoje struny głosowe. Stwierdziła, że ta medytacja, o której kiedyś wspominała jej Joan po wakacjach w Azji, bardzo by się jej wtedy przydała. Nie miała jednak za dużo czasu na uspokojenie się, bo Tom odezwał się ponownie:

- Teraz to wszystko nie ma znaczenia - stwierdził obojętnie. - Przede wszystkim musimy opanować swobodną wymianę informacji. Nikt nie ma się dowiedzieć, o czym rozmawiamy.

- No, chociaż w tym się zgadzamy - przyznała Diana, desperacko szukając pozytywów w całej sytuacji. - Choć to nie będzie aż tak trudne. Wystarczy ustalić jakiś znak, który będzie oznaczał Wejdź.

To poszło im zaskakująco szybko. Znakiem było nieco dłuższe mrugnięcie i już po kilku próbach swobodnie wymieniali zdania tylko za pomocą legilimencji. Znowu okazało się, że gdy nie w duchu nie marzyli o tym, by się nawzajem zabić, to bardzo dobrze współpracowali.

Tom nigdy by tego nie przyznał, ale był zadowolony. Nadal wściekły, ale jednak zadowolony: umiejętności Diany były prawdziwe i ogromne. W dodatku dziewczyna bardzo szybko łapała, co ten chciał powiedzieć choćby Slughornowi i niemal perfekcyjnie mu przytakiwała w takich sytuacjach. Riddle'owi pozostawało tylko ją jeszcze nauczyć, że jej miejsce było krok za nim, a nie na równi lub co gorej - przed nim.

Choć to spotkanie teoretycznie zakończyło się dobrze, atmosfera pomiędzy dwojgiem Ślizgonów nadal pozostawała wysoce napięta. Oliwy do ognia dolewał fakt, że coraz więcej ludzi zaczynało spekulować na temat tego, co ich tak naprawdę łączyło - w końcu znowu unikali się, choć nieco mniej niż wcześniej.

Toma szczególnie denerwowały plotki jego popleczników, znosił je jednak w imię tego, że Slughorn zdawał się uwielbiać tę parę, poza tym Riddle miał zamiar rozprawić się z szeptami raz na zawsze na kolejnym spotkaniu. Nie bali się go? Zatem nadszedł czas, by zaczęli.

Kilka dni później, jeszcze przed zgromadzeniem popleczników Toma, nadeszła podwójna lekcja eliksirów. Od paru ostatnich zajęć cały czas pracowali samotnie i nie działo się tak naprawdę nic szczególnego, więc Diana spodziewała się, że Slughorn może wyskoczyć z czymś kompletnie niespodziewanym w każdej chwili - i nie myliła się.

- Dziś znowu popracujemy w parach - oznajmił Slughorn radośnie, na co Diana uderzyła ręką w stół.

- No, wspaniale - powiedziała z sarkazmem, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy z ławki.

- Co ty robisz? - zapytała skołowana Joan, podczas gdy Diana pospiesznie wrzucała podręcznim do eliksirów do swojej torby.

- Przesiadam się do Riddle'a. Myślisz że co, nagle przydzieli mnie do Sereny? - powiedziała poddenerwowana brunetka, zarzucając swoją torbę na ramię.

- Nadal skłóceni? - zapytała Joan, a Diana tylko przewróciła oczami.

Z nim się da nie być skłóconym?

- A daj mi spokój - mruknęła i już była gotowa opuścić ich ławkę, gdy Slughorn ogłosił nagle:

- Będziecie losować swoich partnerów.

Usta Diany samoistnie otworzyły się z szoku. Takiego obrotu spraw zdecydowanie się nie spodziewała. Pozostawało jej wtedy liczyć na to, że jej los okaże się mniej ślepy niż Slughorn.

- Proszę, zaczniemy od pań. Panno Irving, proszę podejść - zwrócił się do Joan, a długowłosa dziewczyna (równie zaskoczona, co Diana) ruszyła do biurka nauczyciela, gdzie przygotowany był worek z losami. Szatynka zanurzyła w nim rękę i podała wybraną kartkę Slughornowi.

- Pan Dołohow - odczytał nauczyciel, na co Joan posłała Arianowi rozczarowane spojrzenie. Wróciła do swojej ławki, gdy Slughorn powiedział:

- Panna Wharflock następna.

Diana szła w stronę biurka z ciężkim sercem. Sądziła, że - znając swoje szczęście - i tak wylosuje Riddle'a, albo Slughorn stwierdzi, że oni i tak powinni pracować razem, albo to sam Tom coś w tym namiesza, choćby tylko po to, żeby ją wkurzyć. Kątem oka widziała, że ją obserwował, ale go zignorowała. Miała wrażenie, że serce na moment przestało jej bić, gdy wyciągała karteczkę z worka. Podała ją Slughornowi i była gotowa na najgorsze, nawet na Edwarda.

- Pan Nott - powiedział nauczyciel, a Diana głośno wypuściła powietrze z ulgą. 

Lestrange uderzył stojącego obok niego Notta i wyszeptał pospiesznie:

- Nie popsuj tego, stary. Taka okazja się nie powtórzy.

- Nie miej mnie za durnia - odgryzł się Nott, gdy Diana przy nim stanęła.

- Lepiej, żebyś tego wszystkiego nie popsuł, Nott. Eliksir ma być idealny - oznajmiła mu, będąc tamtego dnia zmotywowaną, by być lepszą od Toma, bez względu na to, z kim on miałby pracować.

- Się wie - zapewnił ją Nott z uśmiechem, który chyba w zamierzeniu miał być flirciarski.

Następna była Serena i wylosowała właśnie Lestrange'a, więc ten przesiadł się do niej. Później przyszła kolej na Dove, a wtedy Slughorn zawołał:

- Tom!

Diana ostatkami sił powtsrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Miała ochotę klaskać i skakać ze szczęścia, podczas gdy Dove była chyba w podobnym stanie - zakryła sobie usta z szoku. Brunetka spojrzała na Toma i wiedziała, że ten był wściekły jak osa, choć nie chciał tego po sobie pokazać. Dał jej umówiony znak, a gdy weszła mu do myśli, odczytała jedną, wyraźną wiadomość:

Nawet się nie waż.

Diana tylko odwróciła się z powrotem do swojej ławki, śmiejąc się pod nosem.

- Wiesz co, Nott? - zwróciła się do chłopaka po swojej prawej, uśmiechając się szeroko, co w ogóle do niej nie pasowało. - To chyba najlepszy dzień w moim życiu.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now