LIII

15.4K 1.8K 489
                                    

Ósmy rozdział konkursowy.

~

Diana była, można powiedzieć, podeksctyowana wieczornym zebraniem. Choć znowu nie miała zamiaru się odzywać, wiedziała, że teraz jej pozycja była nieco lepsza niż ostatnim razem. Teraz wydawało się jej, że wszyscy poplecznicy Toma musieli mieć do niej trochę większy szacunek, a on sam traktował ją bardziej poważnie, bo wiedziała, że był zaskoczony pocałunkiem, bez względu na to, co by powiedział.

Szła na siódme piętro wyjątkowo dumna i zadowolona, po raz pierwszy z wielką chęcią bycia na zebraniu. Zażenowanie związane z pocałowaniem Toma zniknęło zupełnie, a ona gdzieś nieoficjalnie w głowie obiecała sobie, że jeszcze to powtórzy: najzwyczajniej w świecie nie potrafiła sobie odmówić tej przyjemności.

Gdy dotarła tuż przed wejście, jak na złość spotkała Slughorna, a wtedy jej dobry humor od razu zniknął. Wiedziała, że nie przejdzie dalej bez rozmowy z nauczycielem i westchnęła, przygotowując się na standardowe odstawianie teatrzyku.

- O, Diana, co ty tu robisz o tak późnej porze? - zapytał rozbawiony (Diana oceniła, że musiał już swoje wypić, bo miał czerwone policzki i uśmiechał się nieustannie).

Na moment spanikowała. Nigdy nie ustaliła z Tomem, co powinna była powiedzieć w takiej sytuacji i musiała wymyślić jakąś zgrabną wymówkę.

- Smutno mi, wie pan - palnęła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. - To dzisiejsze spotkanie z ciotką... Zatęskniłam za domem - dodała pospiesznie.

Dziewczyna zaraz chciała skarcić samą siebie za taki idiotyzm. Miała wrażenie, że ktoś lub coś musiało wyłączyć jej rozum, po chwili jednak zdała sobie sprawę, że Slughorn i tak nie będzie tego pamiętał.

- Och, tak, tak - przyznał nauczyciel, kiwając głową. - Twoja ciocia Janet to była świetna uczennica - dodał jakby rozmarzony.

- Jenna - poprawiła go Diana, a Slughorn roześmiał się.

- Ach, stary człowiek, a głupi! - powiedział profesor pomiędzy chichotami, opierając się o kamienną ścianę tuż przy miejscu, gdzie powinno pojawić się wejście (Dianie przez to prawie stanęło serce). - Z ciotką się często widujesz?

- My... - zaczęła dziewczyna, poczuła nagły gorąc i zaraz po tym wręcz dreszcze, gdy ktoś położył ręce na jej ramionach.

- Dobry wieczór, profesorze - odezwał się Tom, który, pomyślała Diana, jak zwykle pojawił się znikąd. - Profesor Dippet kazał mi przekazać, że chce się z panem widzieć w jego gabinecie.

- Doprawdy? - zapytał wyraźnie zadowolony Slughorn, jakby wyobrażając sobie pokłady trunków, które dyrektor mógł u siebie trzymać. - Dziękuję, Tom, dziękuję! - dodał znowu ze śmiechem i ruszył w stronę schodów, odbijając się od ścian. Gdy zniknął z pola widzenia, Tom nachylił się do ucha Diany i powiedział:

- Ta wymówka była żałosna - i po tym odszedł od niej, by stanąć przed miejscem, w którym miały pojawić się drzwi.

- Daruj sobie - syknęła Diana w odpowiedzi, wściekła, że Tom widział wcześniejsze zajście i jej nie pomógł.

Zanim zdążyła go zwyzywać, drzwi się pojawiły. Tom od razu wszedł do środka, a Diana zaraz za nim, już dawno wyzbyta swojego dobrego humoru. Z założonymi rękoma szła do swojego miejsca obok chłopaka, naprzeciwko Lestrange'a - o dziwo, wszyscy chłopcy byli już usadowieni przy długim stole.

Wszyscy rozmawali, czy też bardziej szeptali, bo wspólne wejście Ślizgonów wywołało niemałe poruszenie. Diana przypomniała sobie, że były walentynki i że taka zgraja nastoletnich chłopców musi wyobrażać sobie nie wiadomo co, a to tylko bardziej ją zdenerwowało.

Gdy Tom opadł na swoje krzesło, zapadła cisza, a Ślizgonka siedziała z założonymi rękoma i miała wrażenie, że słyszy tylko swój ciężki oddech. Trzymała ręce założone na piersi i w czasie, gdy Riddle mówił, wyłączyła się i piorunowała wzrokiem wszystkich tych, którzy śmiali się pod nosem.

W pewnym momencie Tom zapytał, czy ktoś coś wie na temat tego, co zawsze - Komnaty, horkruksów... Nikt się jednak nie odezwał w tej sprawie. Za to w pewnym momencie ze swojego krzesła podniósł się Rosier.

- Ja mam pytanie. Dlaczego cały czas szukamy tych bzdur, a nawet nie wiemy, po co? - zapytał niby spokojnym tonem.

- Co takiego? - powiedział Tom tak, jakby nie dowierzał temu, co właśnie usłyszał. Diana miała podobne odczucia i podziwiała Avery'ego, który szeptał coś gorączkowo do Rosiera, najwyraźniej próbując go sprowadzić na ziemię.

- Skąd mamy wiedzieć, że nas nie wrabiasz, Riddle? Że to wszystko ma sens? - dopytywał Rosier, nie zważając na blondyna.

Wtedy w Dianie coś pękło - głupota ludzka denerwowała ją nawet bardziej niż Tom. Wstała, uderzyła ręką w stół i krzyknęła, wskazując na wyjście:

- Jak ci się nie podoba, Rosier, to drzwi są tam! Nikt nie chce cię słuchać!

I po tym, nie wiadomo skąd, po mentalnym życzeniu Diany, by Rosierowi coś zakryło usta... Owego chłopaka wbiło w siedzenie, a usta zakrył mu właśnie czarna chusta.

Wszyscy w pomieszczeniu zamarli, patrząc na Rosiera wielkimi oczami. Diana sama nie miała pojęcia, jak to zrobiła, ale wtedy jej to nie interesowało - była z siebie zadowolona, bo chłopcy wyglądali raczej na przerażonych i przekonanych, że dziewczyna to jakoś zrobiła, i to bez różdżki.

Jedyną osobą niespecjalnie pod wrażeniem działań Diany był Tom. Mimo wszystko, uśmiechnął się na ten swój diaboliczny sposób i nachylił się w stronę Rosiera.

- Przykre, Rosier. Bardzo przykre - powiedział, nie przestając się uśmiechać. - Ale ona ma rację. Tak zostaniesz do końca, żebyś sobie dobrze zapamiętał, gdzie twoje miejsce.

Słowom Toma odpowiedziała salwa śmiechu. Diana westchnęła i usiadła z powrotem, sama zastanawiając się, jak to zrobiła. Czuła na sobie wzrok Avery'ego, który patrzył na nią w zupełnym zdumieniu. Ślizgonka zagrała tak, jakby to wszystko było zaplanowane i uśmiechnęła się.

- Czy ktoś jeszcze chciałby kwestionować to, co tu robimy? - zapytał Tom, wręcz z radością rozglądając się po pomieszczeniu, bo wiedział, że nikt nie odważy się pisnąć ani słówka. - Co? Jakoś nie widzę chętnych...

Słowa bruneta odbiły się echem od ścian. Panowała absolutna cisza, a Tom w duchu wreszcie przyznał coś sam przed sobą: oczywistym było, że nigdy się nie mylił, ale z Dianą naprawdę mu się udało. Przełamał się i powiedział sam sobie, że wybór był świetny i że jeśli ktoś naprawdę ma mu pomóc w tym, co chciał zrobić, to była to ona. Musiał tylko dopilnować, żeby znała swoje miejsce, krok za nim.

Tom wiedział także, co tak naprawdę zaszło w czasie nagłego objawienia się "mocy" Diany, ale nie zamierzał o tym powiedzieć ani jej, ani poplecznikom. Nikt nie musiał tego wiedzieć.

Od tamtej pory poplecznicy Toma nabrali znacznego szacunku do Diany i nikt już nie kwestionował jej miejsca wśród nich.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now