LV

14.6K 1.8K 442
                                    

- Dokąd dokładnie idziemy? - zapytał Tom, podczas gdy Diana, w duszy podekscytowana swoim odkryciem i faktem, że jej posłuchał i że niczego nie kwestionował. Ot tak, po prostu, ruszył za nią, a ona postanowiła z tego wycisnąć jak najwięcej.

- Do damskiej łazienki - wyjaśniła Diana, nawet na niego nie patrząc i idąc przed nim prędko przez korytarz. Zatrzymała się jednak, gdy usłyszała, że on stanął.

- Żartujesz sobie ze mnie? - zapytał ją grobowym tonem, na co dziewczyna odwróciła siędo niego z miną mordercy.

- Wyglądam, jakbym żartowała? - odpowiedziała mu pytaniem na pytanie identycznym tonem, nie chcąc dawać mu satysfakcji: w końcu to ona znalazła to miejsce. - Nie zadawaj głupich pytań - dodała, przewracając oczami, po czym ruszyła dalej bez zezwalania mu na jakiekolwiek dalsze komentarze.

Przed drzwiami od odpowiedniej łazienki Diana zatrzymała się i rozejrzała - na korytarzu byli tylko jacyś pierwszoroczni z Ravenclaw, którymi wiedziała, że nie musieli się przejmować. Zajrzała do pomieszczenia i, ku jej radości, nikogo tam nie było. Nie stanowiło to czegoś nadzwyczajnego; Diana sama nie wiedziała dlaczego, ale mało dziewcząt w ogóle kozystało z tej konkretnej łazienki.

Ślizgonka ruszyła prosto do umywalki, z której wcześniej korzystała. Tom stał jednak uparcie przy drzwiach i choć Diana przykucnęła już obok odpowiedniego miejsca, on nie ruszył się i śmiał się z niej szyderczo.

- Co znowu? - syknęła dziewczyna, tracąc już zupełnie zachwyt nim, który miała przed chwilą, a wracały do niej te niemal tradycyjne odczucia niechęci wobec niego.

- Jak dziecko - zakpił Riddle i wyjął swoją różdżkę. Dianie nagle przebiegła przez głowę myśl, że chciał ją zaatakować, po czym prędko sobie przypomniała, że nie mógł tego zrobić.

Tom też nie miał takiego zamiaru. Za pomocą różdżki jedynie zamknął drzwi niewerbalnym zaklęciem - Diana nigdy w życiu na głos by mu nie przyznała, że to był rzeczywiście dobry pomysł. Chłopak podszedł wreszcie do niej i spojrzał na nią pytającym wzrokiem, który ona uznała za zezwolenie na rozpoczęcie objaśnień.

- Ten wąż - powiedziała Diana, wskazując na malutką rzeźbę pod umywalką - nie ma go nigdzie indziej. Ani tutaj, ani w naszym pokoju wspólnym. Wątpię, że to przypadkowa dekoracja.

Tom wreszcie sam przykucnął, wciąż trzymając różdżkę w dłoni, i zaczął sam przyglądać się wężowi. Diana zastanawiała się, co działo się w jego głowie, podczas gdy on z nadzwyczajną dokładnością patrzył na rzeźbę, mrużąc swoje brązowe oczy. Dziewczyna łapała się na tym, że przez chwilę gapiła się na niego bez celu i zupełnie zapomniała o tym, po co tam byli. Zaczynała właśnie się za to karcić mentalnie, gdy Tom powiedział nagle:

- To może być to, ale nie musi - stwierdził i wyprostował się powoli z obojętną miną. - Nawet jeśli, nie można tego teraz otworzyć. To zły moment.

- Słucham? - zapytała zbulwersowana dziewczyna, również wstając, bo zupełnie nie takiej odpowiedzi się spodziewała. - To po co całe to...

- Chwila, co ty tu masz? - przerwał jej nagle Tom.

Diana zauważyła, że chłopak patrzył tam, gdzie rękaw jej szaty nieco się podwinął. Zaskoczył ją i gwałtownie pociągnął za nadgarstek, po czym zaczął przyglądać się jej ręce: było na niej kilka małych, dosyć świeżych blizn po oparzeniach, które powstały w czasie procesu tworzenia zaklęcia. Tom patrzył na nie z nie mniejszym zainteresowaniem niż wcześniej na węża, aż w końcu znowu zaśmiał się szyderczo.

- Znowu. Jak dziecko - powiedział, a wtedy poddenerwowana Diana dostała nagłego zastrzyku energii i wyrwała się z jego uścisku.

- To nie twoja sprawa - mruknęła, unikając jego wzroku i naciągając swój rękaw z powrotem.

On jej nie odpowiedział. Za pomocą różdżki niewerbalnie wykonał długie cięcie wzdłuż swojej lewej dłoni - przy czym nawet nie drgnął - i odczekał chwilę, aż nieco krwi wypłynie ze świeżej rany.

- Co... Co ty robisz? - zapytała zupełnie skołowana Diana, patrząc na poczynania Toma wielkimi oczyma. Wiedziała, że mogła się po nim spodziewać niemalże wszystkiego, mimo wszystko jego poczynania i tak zbiły ją z tropu. Każda rzecz, która działa się tamtego wieczoru, była jeszcze dziwniejsza i bardziej nieoczekiwana od poprzedniej.

Zamurowało ją na tyle, że nie wyrywała się, gdy ponownie złapał jej nadgarstek. Bez słowa przetarł jej blizny swoją zakrwawioną dłonią. Diana była tak sparaliżowana, że nie poczuła nawet żadnego bólu, gdy Tom dotykał jej mocno podrażnionej skóry. Po chwili odsunął rękę, a dziewczyna gapiła się na swoje blizny z niedowierzaniem, bo te prędko i bezboleśnie znikały z jej skóry, razem z krwią Toma. Podczas gdy ona z otwartymi ustami nie odrywała wzroku od samoistnie uzdrawiających się ran, Ślizgon swojej pozbył się za pomocą różdżki.

- Co się właśnie...? - zapytała Diana po tej chwili ciszy tonem zupełnie do siebie niepodobnym, nigdy wcześniej nie czując się tak głupio, jak w tamtym momencie.

- A o tym to ktoś nie doczytał - powiedział Tom takim tonem, jakby mówił do kilkulatka. - Przez pakt twoja krew uzdrawia mnie, a moja ciebie. Warto zapamiętać.

Diana spojrzała na niego i postanowiła narazić swoją dumę ten jeden, jedyny raz.

- Nie sądziłam, że to powiem... Ale dziękuję - powiedziała, delikatnie zasłaniając rękę z powrotem.

Tom uniósł brwi, patrząc na nią dziwnie, a wtedy wróciło jej to uczucie nienawiści. Sama zaczynała nie wierzyć w to, jak prędko zmieniały się jej nastroje przy nim.

- Opadła szczęka, co? - powiedziała, już z dumą zakładając ręce. - Może ty też zaczniesz okazywać ludziom wdzięczność, to pomaga w życiu.

- Niczego nikomu nie zawdzięczam - odparł Ślizgon stanowczo, patrząc na nią tak, jakby właśnie go obraziła.

- Tak? A kim jestem ja, według ciebie? Czym jest to, co robię? - zapytała oburzona, podchodząc do niego bliżej. - Pakt związał nas na zawsze i zapamiętaj sobie jedno: nigdy nie będę twoim pionkiem, nawet jeśli nie mogę cię oszukać - i zanim Tom zdążył jej odpowiedzieć, dziewczyna ruszyła do drzwi, chcąc wyjść z całej sytuacji zwycięsko.

Wyjęła różdżkę, by złamać rzucone przez Ślizgona zaklęcie na drzwi, a w międzyczasie on stanął tuż za nią. Wyszli przez to w jednym momencie i niemal od razu wpadli na profesora Conolly'ego, który akurat przechodził korytarzem. Stanął jak wryty na ich widok i slojrzał na dwoje Ślizgonów, w dodatku prefektów, oczami wielkimi jak galeony. Zarówno Toma, jak i Dianę wmurowało w ziemię, bo żadne z nich nawet nie pomyślało o tym, że mogą spotkać jakiegoś nauczyciela.

- Pan Riddle? - zapytał Conolly, czując się równie niekomfortowo, co uczniowie. - Czy to nie jest damska łazienka?

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now