XCVI

13.7K 1.6K 1.4K
                                    

Diana wiedziała, że długo nie zapomni sceny wydania Hagrida.

Działo się wiele rzeczy naraz. Ona sama wychwalała Toma przed nauczycielami, opowiadając, jaki był odważny, gdy samodzielnie wszystko wytropił. Slughorn był wniebowzięty, Dippet zresztą też. Obaj od razu zadecydowali o wręczeniu Tomowi nagrody za specjalne zasługi dla szkoły i żaden z pozostałych nauczycieli nie śmiał protestować.

Diana nie miała nic przeciwko temu, że właściwie to Tom zbierał wszystkie laury za schwytanie winowajcy. Wiedziała, że im mniej będą znani z robienia czegoś razem, tym łatwiej im się będzie wytłumaczyć z jakiejkolwiek innej rzeczy. Przeszkadzała jej tylko jedna rzecz: to, że nadal nie chciał z nią rozmawiać, gdy tylko nauczyciele znikali z horyzontu.

Determinacja Diany była jednak silniejsza niż opór Toma. Kiedy kolejnego dnia wychodzili z gabinetu Dippeta, w którym dostali podziękowania od zrozpaczonych rodziców zmarłej dziewczyny, Riddle od razu zaczął jakby uciekać. Tym razem Diana nie zamierzała odpuścić.

- Możesz ze mną porozmawiać, do cholery?! - krzyknę Diana, wybiegając za nim na błonia, na których nikogo nie było ze względu na wczesną porę i małą liczbę uczniów pozostałych w szkole, którzy byli na śniadaniu. Czerwcowe słońce świeciło już mocno, ale dziewczyna wiedziała, że to nie od tego było jej tak gorąco.

- Nie będę z tobą rozmawiał - odburknął jej Tom, z determinacją krocząc przed siebie.

- Ale o co ci chodzi?! - zawołała sfrustrowana Diana, doganiając go. Siłą odwróciła go przodem do siebie i zaczęła mówić, zanim by znowu ją zbył.

- Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Czemu wsypałeś Hagrida już teraz? Przecież dopiero się nam udało...

- Bo chcieli zamknąć szkołę - przerwał jej Tom ze wściekłością, dezorientując ją zupełnie.

- I co z tego? Wtedy...

- I nie miałbym gdzie wrócić, rozumiesz?! - Tom przerwał jej ponownie, wyraźnie nie będąc już w stanie dłużej wytrzymać. - Moja noga nie postanie już w tym plugawym sierocińcu! A nie mam dokąd wrócić, nie mam!

Po tym wszystkim odwrócił się do niej tyłem i zaczął ciężko oddychać - sam jeszcze nie wierzył, że jej to powiedział.

Diana stanęła jak wryta, otwierając usta. Wiedziała, że Tom nie chciał wracać do sierocińca, ale nie sądziła, że wszystko dla niego obracało się wtedy wokół tego. Jak go znała, nie chciał jej o tym powiedzieć, bo zapewne nie chciał litości... Na szczęście dziewczyna w kilka sekund znalazła rozwiązanie tej sytuacji.

- Oj, Tom - powiedziała Diana, przechodząc tak, by stanąć naprzeciw niego. - Taki mądry, a taki głupi - dodała, kręcąc głową, a w Tomie zagotowało się jeszcze bardziej.

- Zważaj na...

- Wrócisz ze mną - przerwała mu Diana stanowczo.

Te słowa były ostatnimi, jakich Tom się spodziewał. Wściekłość powoli zaczęła spływać z twarzy chłopaka i zamieniać się w szok. Diana uderzyła w jego najbardziej czuły punkt z możliwych, a skorupa, która zazwyczaj była wokół niego, opadła na tamtą krótką chwilę.

- Co takiego? - wydusił wreszcie, nie rozumiejąc tych uczuć, które go ogarniały. Było to najmilszą rzeczą, którą kiedykolwiek ktoś dla niego zrobił.

- Mojego ojca nie ma, a nam obojgu zdjęto już namiar, więc nie potrzebujemy nikogo do pomocy - wyjaśniła Diana spokojnie, widząć, że wbiła go w podłogę słowami lepiej niż jakimkolwiek zaklęciem. - Możemy mieszkać sami. U mnie.

Tom stał tam i nic nie mówił, bo nie miał słów. Nie potrafił uwierzyć w to, że tak go zatkało, ale miało się właśnie spełnić jedno z jego największych marzeń... Diana wtedy nie była jak zwykła osoba, jak dziewczyna, która go irytowała, a trochę jak bogini, po której imię zresztą nosiła.

- Wystarczyło mi powiedzieć - kontynuowała, widząc jego minę i podchodząc do niego bliżej. - Tysiąc razy ci mówiłam, że jestem z tobą, a nie przeciwko. A ja też nie pozwolę ci tam wrócić.

Mówiła szczerze. Zdawała sobie sprawę z tego, że to, co czuła do Toma już dawno przekroczyło granice, jakie sobie na początku wyznaczyła. Stała tam więc, zastanawiając się, czy zaraz mu wszystkiego nie wyzna.

- Dlaczego ty to robisz? - zapytał Tom w pewnym momencie, jakby wiedząc, do czego się przygotowywała. Dianie zaczął łamać się głos, bo nie była jeszcze do końca gotowa się przyznać.

- Raz, pakt - odparła ciszej niż zwykle. - Dwa, zależy mi na tobie, jakbyś nie zauważył. Wiem, że tego nie rozumiesz, ale jak ci na kimś zależy, to chcesz dla niego jak najlepiej...

Wtedy Diana już nie wytrzymała. Łzy stanęły jej w oczach, gdy przyszło uświadomienie, że Tom raczej nigdy nie odwzajemni jej uczuć, nawet jeśli wtedy jakoś złagodniał.

- Ty płaczesz? Czemu? - zapytał nie ze zmartwienia, a ze zdumienia.

- Nieważne - mruknęła Diana, pospiesznie ocierając pierwsze łzy, które zebrały się w jej oczach.

Tom stał tam bez ruchu. Pierwszy raz w życiu jego natychmiastowym insynktem nie było niemiłe zachowanie, a jakiś akt wdzięczności. Problem był w tym, że on nie potrafił tego okazywać.

Nie wiem, co mam z nią zrobić.

Słowa na pewno nie były jego mocną stroną w takich sytuacjach. Podszedł więc do niej bardzo blisko i zaczął się wahać, czy powinien zrobić jedyną rzecz, która przychodziła mu wtedy do głowy. Ujął jej twarz w obie dłonie jak już kiedyś i zatrzymał się tak na moment, rozdarty. Serce Diany chciało wtedy wyskoczyć nej z piersi, a i on nie był do końca spokojny.

- Pocałujesz mnie? - zapytała, nie będąc w stanie wytrzymać napięcia.

- Czyli chcesz tego - powiedział Tom z nutą zaskoczenia. Patrzył jej w oczy przez kilka chwil, wciąż nie wiedząc, co się z nim działo i co robił.

- Tom... - wydusiła Diana, sama nie wiedząc po co i dlaczego. Chłopak ostatecznie zaczął się nachylać w jej kierunku, powoli, aż złączył ich usta.

Świat dla Diany zatrzymał się. Już nie myślała o tym, że to manipulacja, że tego pożałuje, że to nieszczere... Było jej tak przyjemnie i błogo, że pozostawało jedynie odwzajemnić ten pocałunek z entuzjazmem, zarzucając mu ręce na szyję. Jenna mówiła niegdyś, by robiła wszystko, by to jej było dobrze - a Dianie już dawno tak dobrze nie było.

Słońce zalewało ich dodatkowym, przyjemnym ciepłem, gdzieś w tle dało się słyszeć ptaki śpiewające na skraju Zakazanego Lasu. Któż mógłby wtedy pomyśleć, że ta piękna chwila to zarodek czegoś tak okropnego?

Gdy odstąpili od siebie, z trudem łapali powietrze. Choć to nie był ich pierwszy pocałunek, był zupełnie inny - dłuższy, przyjemniejszy i chyba po raz pierwszy szczery.

- Możesz to robić częściej - wyszeptała Diana, patrząc na niego z uśmiechem. Czuła się, jakby mogła stamtąd odlecieć.

Do Toma jednak dopiero wtedy dotarło, co zrobił. Skorupa zaczęła wracać, a on sam wycofywać się. Diana, wciąż pod wpływem tamtej pięknej dla niej chwili, zatrzymała go, łapiąc go za rękaw.

- Zaczekaj. Mam coś jeszcze dla ciebie.

Tom spojrzał na nią z zaciekawieniem. W tamtym momencie nie potrafił się sprzeciwiać - magia czy nie, natura robiła swoje.

- W jednej z ksiąg znalazłam informacje... Najmłodsi znani potomkowie Slytherina, Marvolo Gaunt i jego dzieci, zamieszkują Little Hangleton, czy tam okolice... Wreszcie będziemy mogli znaleźć twoją rodzinę.

To już był dla Toma kolejny szok tamtego dnia.

- Muszę tam być - powiedział stanowczo, wywołując kolejny uśmiech u Diany, która ponownie położyła swoje dłonie na jego ramionach.

- Mamy całe lato.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz