LXXIII

14.9K 1.6K 907
                                    

Przyjęcie u Slughorna mijało, jak Diana się spodziewała, zupełnie nudno. Nie wydarzyło się już nic nadzwyczajnego, poza tym że kilka razy stała z Tomem i przytakiwała mu, podczas gdy on rozmawiał z różnymi nauczycielami. Nie do końca tak wyobrażała sobie swoje siedemnaste urodziny, jednak trzymała się słów chłopaka, który przecież zadeklarował, że "to nie był koniec na dzisiaj".

Po zakończeniu przyjęcia około północy, z którego Ślizgoni wychodzili jako jedni z ostatnich, Diana zabrała swoje róże i wreszcie zadowolona ruszyła przez korytarz u boku Toma. Bulgotała w niej ekscytacja, jednak szybko wygasła, gdy zauważyła, że Tom zmierzał w kierunku pokoju wspólnego Slytherinu, a nie łazienki dziewcząt.

- Gdzie ty idziesz? - zapytała, zatrzymując się gwałtownie.

- Może dla ciebie to zbyt skomplikowane, ale do lochów - syknął Riddle w odpowiedzi.

- Ale mieliśmy...

- Rozmyśliłem się - przerwał jej i jakby zupełnie nic się nie stało, ruszył dalej.

Diana stała na środku ciemnego korytarza jakby przyklejona do podłogi, a następnie krzyknęła z frustracji, prawie rzucając trzymanym przez nią bukietem o podłogę.

Zemszczę się.

Na złość Tomowi, Diana ruszyła do dormitorium dalszą, okrężną drogą, byle tylko nie wejść tam w tym samym czasie, co on. Pokój wspólny był już prawie pusty, a jej współlokatorki spały, gdy dziewczyna włożyła bukiet do wazonu na swojej szafce. Miała ochotę go wyrzucić, jednak nie potrafiła - powtarzała sobie, że wymyśli lepszą zemstę.

Diana położyła się prawie godzinę później, jednak nie potrafiła zasnąć. Wściekłość, ekscytacja związana z urodzinami, chęć zemsty i uczucie pełności po przyjęciu zupełnie nie dawały jej spać. Kiedy nie potrafiła już tego wytrzymać, postanowiła się przejść, licząc, że wszystko to jakoś rozchodzi. Po cichu wyszła z dormitorium do pokoju wspólnego.

Pomieszczenie było delikatnie oświetlone przez wygasający ogień w kominku i na pierwszy rzut oka wydawało się zupełnie puste. Jednak nie dla Diany. Uczucie gorąca przepływającego przez jej żyły od momentu wejścia do zielonkawego pokoju wspólnego dało jej znać, że nie była sama. Ogromny uśmiech wkradł się jej wtedy na twarz.

Strzał w dziesiątkę.
Schodząc po schodach, w końcu zauważyła ciemny zarys jakiejś głowy powoli odwracającej się w jej kierunku, należącej do kogoś siedzącego na kanapie.

- Co ty tu robisz? - zapytała owa głowa, patrząc na nią z wyższością.

Diana uśmiechnęła się lekko, ponieważ cieszyło ją to, co znalazła. Tom siedział tuż przed nią z grubą, oprawioną w skórę książką, zupełnie sam. Wyczuł jej obecność tak szybko, jak ona wyczuła jego.

- Czy kiedyś wreszcie przestaniesz czytać w nocy? - zapytała niewinnie, powoli zbliżając się do kanapy. - To nie jest dobre dla twoich oczu, wiesz?

- Odpowiedz mi - powiedział grożącym tonem, ale ona nawet nie mrugnęła okiem. Zamiast tego po prostu poprawiła swoją koszulę nocną i usiadła tuż obok niego.

Była bardzo krótka, pomyślał Tom. Ledwo zakrywała jej uda, nawet mniej kiedy siedziała. Dlaczego spała w tym, gdy w zamku było zimno? Choć to był jeden z jego najmniejszych problemów, bo nie potrafił na nią nie patrzeć. Czuł się... Dziwnie, nawet bardzo, i nie umiał tego uczucia nazwać.

- Mogłabym zapytać cię o to samo - powiedziała wreszcie. - Nie mogę zasnąć.

Teraz była bliżej, więc przyjrzała mu się uważnie - jego ciało częściowo oświetlał ogień, częściowo zielonkawa poświata zza okien lochów. Był boso tak jak ona, miał długie spodnie i czarną bluzkę, która ujawniała nieco jego obojczyka. Diana nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo się jej to podobało i robiła wszystko w swojej mocy, by się na niego nie gapić.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now