Przyjęcie u Slughorna mijało, jak Diana się spodziewała, zupełnie nudno. Nie wydarzyło się już nic nadzwyczajnego, poza tym że kilka razy stała z Tomem i przytakiwała mu, podczas gdy on rozmawiał z różnymi nauczycielami. Nie do końca tak wyobrażała sobie swoje siedemnaste urodziny, jednak trzymała się słów chłopaka, który przecież zadeklarował, że "to nie był koniec na dzisiaj".
Po zakończeniu przyjęcia około północy, z którego Ślizgoni wychodzili jako jedni z ostatnich, Diana zabrała swoje róże i wreszcie zadowolona ruszyła przez korytarz u boku Toma. Bulgotała w niej ekscytacja, jednak szybko wygasła, gdy zauważyła, że Tom zmierzał w kierunku pokoju wspólnego Slytherinu, a nie łazienki dziewcząt.
- Gdzie ty idziesz? - zapytała, zatrzymując się gwałtownie.
- Może dla ciebie to zbyt skomplikowane, ale do lochów - syknął Riddle w odpowiedzi.
- Ale mieliśmy...
- Rozmyśliłem się - przerwał jej i jakby zupełnie nic się nie stało, ruszył dalej.
Diana stała na środku ciemnego korytarza jakby przyklejona do podłogi, a następnie krzyknęła z frustracji, prawie rzucając trzymanym przez nią bukietem o podłogę.
Zemszczę się.
Na złość Tomowi, Diana ruszyła do dormitorium dalszą, okrężną drogą, byle tylko nie wejść tam w tym samym czasie, co on. Pokój wspólny był już prawie pusty, a jej współlokatorki spały, gdy dziewczyna włożyła bukiet do wazonu na swojej szafce. Miała ochotę go wyrzucić, jednak nie potrafiła - powtarzała sobie, że wymyśli lepszą zemstę.
Diana położyła się prawie godzinę później, jednak nie potrafiła zasnąć. Wściekłość, ekscytacja związana z urodzinami, chęć zemsty i uczucie pełności po przyjęciu zupełnie nie dawały jej spać. Kiedy nie potrafiła już tego wytrzymać, postanowiła się przejść, licząc, że wszystko to jakoś rozchodzi. Po cichu wyszła z dormitorium do pokoju wspólnego.
Pomieszczenie było delikatnie oświetlone przez wygasający ogień w kominku i na pierwszy rzut oka wydawało się zupełnie puste. Jednak nie dla Diany. Uczucie gorąca przepływającego przez jej żyły od momentu wejścia do zielonkawego pokoju wspólnego dało jej znać, że nie była sama. Ogromny uśmiech wkradł się jej wtedy na twarz.
Strzał w dziesiątkę.
Schodząc po schodach, w końcu zauważyła ciemny zarys jakiejś głowy powoli odwracającej się w jej kierunku, należącej do kogoś siedzącego na kanapie.- Co ty tu robisz? - zapytała owa głowa, patrząc na nią z wyższością.
Diana uśmiechnęła się lekko, ponieważ cieszyło ją to, co znalazła. Tom siedział tuż przed nią z grubą, oprawioną w skórę książką, zupełnie sam. Wyczuł jej obecność tak szybko, jak ona wyczuła jego.
- Czy kiedyś wreszcie przestaniesz czytać w nocy? - zapytała niewinnie, powoli zbliżając się do kanapy. - To nie jest dobre dla twoich oczu, wiesz?
- Odpowiedz mi - powiedział grożącym tonem, ale ona nawet nie mrugnęła okiem. Zamiast tego po prostu poprawiła swoją koszulę nocną i usiadła tuż obok niego.
Była bardzo krótka, pomyślał Tom. Ledwo zakrywała jej uda, nawet mniej kiedy siedziała. Dlaczego spała w tym, gdy w zamku było zimno? Choć to był jeden z jego najmniejszych problemów, bo nie potrafił na nią nie patrzeć. Czuł się... Dziwnie, nawet bardzo, i nie umiał tego uczucia nazwać.
- Mogłabym zapytać cię o to samo - powiedziała wreszcie. - Nie mogę zasnąć.
Teraz była bliżej, więc przyjrzała mu się uważnie - jego ciało częściowo oświetlał ogień, częściowo zielonkawa poświata zza okien lochów. Był boso tak jak ona, miał długie spodnie i czarną bluzkę, która ujawniała nieco jego obojczyka. Diana nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo się jej to podobało i robiła wszystko w swojej mocy, by się na niego nie gapić.
- I dlatego postanowiłaś mi przeszkadzać? - zapytał z pretensją, odkasłując głośno.
- Gdybym wiedziała, że tu jesteś, to przyszłabym wcześniej - odparła Diana, uśmiechając się szeroko, by tylko się z nim podroczyć. Zemsta miała być słodka.
Tom nic nie powiedział. Kolejny raz spojrzał na nagie nogi dziewczyny, po czym prędko się ogarnął i wlepił w nią morderczy wzrok. Ona ostatecznie przewróciła oczami.
- Nie patrz się tak na mnie, Riddle - powiedziała z poważną miną, dawno pozbywszy się swojego figlarnego uśmieszku. - Nie śledzę cię jak niektórzy.
- Ale wyczułaś mnie - argumentował.
- To było gdy... Och, no i co z tego? Pokój wspólny jest dla wszystkich. To właśnie oznacza wspólny, wiesz?
Diana wiedziała, że użyła dobrej karty. Tom Riddle nienawidził, gdy ktoś myślał, że nie posiadał jakiejkolwiek wiedzy, a zwłaszcza tak trywialnych faktów. Dziewczyna czuła coraz więcej i więcej ciepła w ciele z lekką złością, co oznaczało, że on się denerwował.
- Ktoś tu się denerwuje - powiedziała Diana, przysuwając się do niego jeszcze bliżej.
Ich uda się dotknęły; oboje to zauważyli, ale żadne z nich o tym nie wspomniało. Tom głośno przełknął ślinę. Zaczynało mu to przeszkadzać, czuł to. Wiedział, że musiał się uspokoić - inaczej Diana wkrótce też by to poczuła. Oboje już zauważyli, że potrafili wyczuć swoje emocje, gdy tylko były wystarczająco silne.
Diana pochyliła się ostrożnie w jego kierunku, co mu nie pomogło. Ona spojrzała zaciekawiona na książkę, którą wciąż trzymał.
- No, to co ten wspaniały Tom Riddle mógłby czytać o trzeciej nad ranem?
Prędko przeskanowała stronę wzrokiem, ledwo widząc słowa w ciemnościach. Zastanawiała się, jak Tomowi udawało się czytać w takich warunkach, ale to nie był pierwszy raz, gdy ją zaskoczył.
- Czarna magia starożytności... Czytałam to. Muszę przyznać, że dobry wybór.
Tom zamknął książkę jednym, błyskawicznym ruchem, dobrze wiedząc, że ona nie pozwoliłaby mu dokończyć czytać. Była coraz bliżej i bliżej, więc on musiał skupić się na czymś innym, i to natychmiast.
- Nie pytałem cię o zdanie - warknął.
- Och, Tom - jęknęła zniecierpliwiona. - Mam urodziny, więc nic mi nie popsuje humoru, nawe ty. Poza tym, kiedy wreszcie zrozumiesz, że jestem po twojej stronie? Nie jestem tobie wrogiem, przestań ze mną walczyć.
Jej jęk sprawił, że on znowu dziwnie się poczuł. Odkaszlnął w daremnej próbie wygaszenia swoich emocji. Coś się w nim budowało niebezpiecznie szybko i było tylko kwestią czasu, zanim ona również by to poczuła. Powoli przegrywał ze swoimi uczuciami.
Odłożył książkę na stolik przed nimi, po czym usiadł z powrotem w tej samej pozycji. Diana wykorzystała ten czas, by przyjrzeć mu się jeszcze bliżej. Zauważyła, że jego włosy nie były zmierzwione, przeciwnie, wyglądały idealnie, co oznaczało, że nawet nie próbował zasnąć, tylko przyszedł prosto do pokoju wspólnego. Zastanawiała się, jak długo zamierzał tam siedzieć, ponieważ chciała z nim zostać.
- Masz w ogóle zamiar spać dziś w nocy? - zapytała, na co on uniósł brwi.
- Zależy.
- Od czego?
Tom nie odpowiedział i wreszcie zdecydował się przejść do kontrataku. Wiedział, że był jedyną osobą, która mogła uczynić Dianę bezbronną, ale tylko wtedy, gdy dobrze to rozegrał.
- Nie uważasz, że zadajesz zbyt wiele pytań? - zapytał cicho, po czym ujął jej twarz w swoją dłoń. Diana nie spodziewała się tego; przyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach.
- Nie uważasz, że jesteś zbyt uparty? - odgryzła się, robiąc to samo, co on.
Na moment pozostali w bezruchu, patrząc sobie nawzajem w oczy bez powodu. Cisza w pokoju pozwalała im usłyszeć bicia ich własnych serc, szybkie i głośne w ich uszach.
- Spójrz na to, Tom - szepnęła nagle Diana, obracając jego głowę tak, by spojrzał na jej lewe przedramię. - Już obiecałam ci moją lojalność, dwa razy - dodała, wskazując na czarny znak, który stworzył: czaszkę z wężem wyślizgującym się z jej ust.
Wtedy Diana znajdowała się już o wiele za blisko. Tom znowu zerknął w dół. Jej udo było prawie całkowicie odsłonięte, bo koszula się podciągnęła. Była tak blisko, że jej noga prawie wchodziła na jego - cal bliżej i praktycznie siedziałaby mu na kolanach. Chciał tego uniknąć, bo wiedział, że mogła być to kropla, która przelałaby czarę.
- Dałeś go już komuś innemu? - zapytała, wskazując na znak i dając mu okazję na dominację.
- Nie - odparł zgodnie z prawdą. - Ale już niedługo.
- I co, będzie taki sam?
- A jaki niby?
- Myślałam, że to będzie mnie od nich wyróżniać - powiedziała Diana wściekle, nieco się odchylając. - Chyba jestem ponad nimi, tak czy nie?
Tom milczał, a jego rozmówczynię rozpierała ciekawość, o czym mógł myśleć. Zaryzykowała nawet wejście mu do umysłu, jednak wtedy od razu ją odrzucił.
- Da się to naprawić - powiedział wreszcie tonem o wiele niższym niż zwykle, na co ona uniosła brwi.
- Co masz na myśli?
- Przysuń się bliżej - zażądał, szokując Dianę jeszcze bardziej.
- No proszę - powiedziała zdziwiona, po czym wykonała polecenie. Znowu ich nogi się stykały, znowu znalazła się zaledwie cale od jego twarzy, zaczynając czuć coś dziwnego w swoim brzuchu.
Tom znikąd wyciągnął swoją różdżkę, po czym delikatnie ujął jej lewą rękę i wskazał na znak. Diana przez chwilę czuła coś w rodzaju szczypania i pieczenia, po czym on odłożył różdżkę. Złapał za nadgarstek dziewczyny i pokazał jej zmianę, którą zrobił: teraz były tam dwa węże wychodzące z czaszki, oba zakręcone wokół siebie, patrzące na siebie nawzajem.
- Teraz są dwa. Jeden dla mnie i jeden dla... - Tom urwał nagle, jakby łapiąc się na czymś. - Inni nie będą go mieli. Zadowolona? - zapytał z pretensją, poważniejąc.
Diana spojrzała na nowy znak, a uśmiech tańczył jej w kącikach ust. To był najlepszy prezent, jaki mogła od niego dostać, była tego pewna.
- Zadowolona.