CXXXII

10.6K 1.2K 634
                                    

Po powrocie do domu Tom nie wspomniał jednak nic o Selwynie, bo musiał niestety wymusić na Dianie zezwolenie na swego rodzaju "zdradę". Obawiał się, że powie pani Smith o słowo za dużo i pakt go za to zrani, wolał więc, żeby dziewczyna o tym wiedziała i miał w ten sposób zabezpieczenie. Diana niechętnie się zgodziła, sama nie chcąc wspominać na razie o tym czerwonym błysku w jego oczach.

Zastanawiała się nad tym trochę i stwierdziła, że być może było to spowodowane horkruksami. We wszystkich książkach, które czytywała o czarnej magii zawsze podkreślano, że takowa zostawia ślady, o wiele większe oraz trwalsze niż ta normalna. Tom miał już trzy horkruksy... Czy zaczynały go zmieniać? Te myśli zajmowały Dianę na tyle, że przynajmniej na trochę zapomniała o stracie ojca.

Chcąc nie chcąc, oboje byli zmuszeni do pojednania się, co zresztą wyszło im na dobre. Już następnego dnia Diana mogła w piżamie i na tarasie jeść śniadanie przygotowane przez Toma, który znacznie wcześniej wstawał i robił je dla siebie, ale zawsze jakoś zostawało go na tyle, by dziewczyna też mogła się posilić. Spędzili tamten dzień wyjątkowo przyjemnie, dopóki Riddle nie musiał wyjść. Chłopak znikąd wyczarował piękny bukiet róż, na widok którego Diana odłożyła czytaną w ogrodzie książkę.

- Kwiaty? - zapytała, drapiąc jedną ręką Edara spoczywającego na jej kolanach.

- Namówię ją w ten sposób na wszystko - wyjaśnił Tom oczywistym tonem, ubrany w odświętne szaty. Diana westchnęła, a następnie na moment odłożyła kota na leżak, by podejść do chłopaka i poprawić mu koszulę.

- No proszę, a ja dostałam kwiaty od ciebie tylko raz - powiedziała, upewniając się, że wszystko dobrze na nim leżało. Poprawiła mu też włosy: jakiś czas temu troszeczkę je zapuścił, a według Diany wyglądał tak jeszcze lepiej niż wcześniej.

- Kwiaty cię interesują? - Tom prychnął, zaskoczony tym, że poprawiała mu ubiór. - Są słabe, więdną po kilku chwilach.

Diana przewróciła oczami. On i ten jego kompleks siły.

- Tu nie chodzi o przydatność, a o sam gest - powiedziała zniecierpliwiona, dopinając mu marynarkę do końca. - Masz, idź. A jak wrócisz, to od razu się umyj, bo od tych perfum zwariuję. Nie znoszę tej baby.

Tom nie skomentował tych słów, bo akurat z tym ostatnim się zgadzał i nie żartował sobie nawet z niechęci Diany do niej, bo kobieta również go obrzydzała. Schował więc kwiaty, a następnie ruszył do bramy, by za nią się deportować.

Już kilka chwil później, punktualnie o czwartej, Tom wchodził do pokoju, po którym trudno było się poruszać, ponieważ był tak zawalony różnymi przedmiotami: szafkami pełnymi lakierowanych pudełek, szuflad z książkami oprawionymi na złoto, półek z przezroczystymi kulami i wieloma roślinkami w miedzianych doniczkach. Pomieszczenie wyglądało jak coś pomiędzy sklepem z antykami, a konserwatorium.

Toma prowadził skrzat domowy Chefsiby Smith, Bujdka, prosto do swojej pani siedzącej na eleganckim, białym fotelu ze złotymi zdobieniami. Riddle nie wierzył, że to robił i wiedział, że gdyby Diana miała o tym pojęcie, już nigdy by go nie pocałowała - musiał jednak nachylić się i złożyć pocałunek na grubej dłoni kobiety.

- Przyniosłem pani kwiaty - powiedział cicho, znikąd wyciągając bukiet.

- Ty niegrzeczny chłopcze, nie powinieneś! - pisnęła Chefsiba, pomimo że na stoliku tuż przed nią stał pusty wazon, jakby tylko czekał na tamte kwiaty. - Rozpieszczasz starszą panią, Tom... Usiądź, usiądź... Gdzie Bujdka... Ach...

Tom usadowił się na niskiej pufie naprzeciwko kobiety, a w pokoju ponownie pojawił się skrzat, tym razem z tacą pełną malutkich ciastek.

- Częstuj się, Tom - powiedziała Chefsiba, gdy taca znalazła się na stole. - Wiem, że uwielbiasz moje ciastka. No, to co u ciebie? Blado wyglądasz. Przepracowują cię w tym sklepie, setki razy o tym mówiłam...

Pomimo największej chęci ucieczki stamtąd, Tom wymusił uśmiech, a wtedy pani Smith na moment zaparło dech. Riddle dopiero w takich chwilach zaczynał doceniać Dianę, to, że przy niej czasem nawet nie musiał tego udawać i że ona nie wpychała w niego "uroczych ciastek".

- Cóż, to jaki jest powód twojej wizyty tym razem? - zapytała, trzepotając rzęsami.

- Pan Burke chciałby złożyć ulepszoną ofertę kupna zbroi wytworzonej przez gobliny - odparł Tom. - Pięćset galeonów, uważa, że jest to o wiele bardziej sprawiedliwa...

- No, no, nie tak prędko, albo pomyślę, że jesteś tu tylko dla moich świecidełek!

Tom musiał wtedy przypomnieć sam sobie, żeby przypadkiem nie spojrzeć w jej umysł.

- Kazano mi tu dla nich przyjść - odparł cicho, po czym zaczął nieco koloryzować, by zyskać sobie współczucie. - Jestem tylko biednym asystentem, który musi robić tak, jak się mu każe. Pan Burke chce, abym zapytał o...

- Och, pan Burke, phi! - przerwała mu Chefsiba, machając niedbale ręką. - Mam ci coś do pokazania, czego nigdy mu nie pokazałam! Umiesz dochować tajemnicy, Tom? Obiecasz, że nie powiesz mu, że to mam? Nigdy nie dałby mi spokoju, gdyby wiedział, że ci to pokazałam, a ja tego nie sprzedam, ani Burke'owi, ani nikomu! Ale ty, Tom, ty docenisz to za historię, nie za to, ile galeonów możesz za to dostać...

- Obiecuję nikomu nie powiedzieć. Nawet moja narzeczona się nie dowie - odparł Tom, wciąż uśmiechając się na siłę. Liczył też, że słowa o narzeczonej sprawią, że kobieta trochę się od niego odczepi i w istocie: gdy to usłyszała, mina jej zrzedła, a ona sama mrugnęła kilkukrotnie.

- Ty masz narzeczoną, Tom? - zapytała wręcz z oburzeniem. - Nic o tym nie wspominałeś.

- Tak. Mogła ją pani poznać wczoraj - odparł Riddle spokojnie, myśląc o tym, że dobrze, że Diana tego nie słyszała.

- Zaraz - ta niewychowana dziewucha to twoja narzeczona? - Chefsiba złapała się za serce. - Toż to skandal, Tom, ty powinieneś być z prawdziwą damą!

Riddle nie mógł z nią dyskutować, by nie popsuć sprawy, odpowiedział więc lakonicznie:

- Zapewniam, że ona nią jest.

- Zastanów się, Tom. - Chefsiba przybrała stanowczy ton. - Póki nie było ślubu, jeszcze nic straconego.

Riddle odchrząknął.

- W każdym razie - zaczął, chcąc jak najszybciej zmienić temat - z chęcią zobaczę wszystko, co pani ma mi do pokazania, pani Chefsibo.

Wtedy pani Smith wydała z siebie dziewczęcy chichot, ponownie wpadając w dobry nastrój.

- Bujdka mi przyniesie... Bujdko, gdzie jesteś? Chcę pokazać panu Riddle'owi nasz najcenniejszy skarb... W zasadzie przynieś oba, skoro już idziesz..

- Proszę, pani - pisnął skrzat, lewitując dwa skórzane pudełka w ich kierunku.

Chefsiba postawiła pudełka na swoje kolana, a w Tomie zaczęła narastać ekscytacja. Okropne perfumy czy w ogóle sama kobieta wreszcie przestały mu przeszkadzać, liczyła się tylko zawartość tamtych skrzynek.

- No, myślę, że ci się to spodoba, Tom... Och, gdyby moja rodzina wiedziała, że ci to pokazuję... Nie mogą się doczekać, aż to dorwą!

Riddle wziął głęboki wdech, a Chefsiba otworzyła pudełko.

Pact With The Devil • Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz