C

13.5K 1.4K 384
                                    

Piękna, elegancko urządzona kuchnia spowita była pomarańczowoczerwonym światłem letniego, zachodzącego słońca. Wszystko w niej zdawało się być bardzo drogie, kunsztowne, a nawet najmniejsze zdobienia na złotych gałkach mahoniowych szafek czy srebrnych sztućcach były wymyślne i najwyraźniej wykonane ręcznie.

Tamto bogate otoczenie podobało się Dianie, choć wciąż nie potrafiła uwierzyć w wiele rzeczy. Nie wierzyła, że to mugole zamieszkiwali tę piękną posiadłość, a dziedzice Slytherina zaplugawioną chatę. Nie wierzyła, że ojciec Toma był bogaczem i porzucił jego matkę na skraju ubóstwa, przez co ich syn wylądował w sierocińcu. O ile Diana miała wystarczające powody do nienawiści wobec mugoli już wcześniej, teraz znalazła ich jeszcze więcej i dawała się im pochłonąć.

Dziewczyna przejechała swoją bladą dłonią po ciemnym, marmurowym blacie. Była za bardzo skupiona na tym, jak przyjemnie chłodził jej opuszki, by dbać o krzyki, które dochodziły z pokoju znajdującego się gdzieś za nią. Te zresztą szybko ucichły, a zastąpił je odgłos upadania czegoś ciężkiego na posadzkę. Po tym nastała wręcz idealna cisza, zmącona jedynie krokami Diany nadal przechadzającej się po kuchennej posadzce.

- Możesz już wejść - usłyszała po chwili zza siebie niemalże wysyczane słowa, na co stanęła jak wryta.

Odwróciła się powoli w stronę wyjścia z kuchni, bezszelestnie. Powoli i ostrożnie ruszyła do innego pokoju. Po niezwykle silnych emocjach Toma, które odczuwała także w sobie, domyślała się, co się stało.

Znalazła się w salonie, który był, o ile to możliwe, jeszcze bardziej oszałamiający niż kuchnia. Bordowa kanapa i fotele w złotych ramach, ciemne ściany ozdobione złotymi arabeskami i kilkoma dziełami sztuki, dodatkowo wzorzasty dywan oraz stojący na nim, najprawdopodobniej mahoniowy jak meble kuchenne, stolik wywierały ogromne wrażenie.

Na czarnej, marmurowej posadzce obok tego wszystkiego leżały za to nieruchomo trzy ciała: starszej pary i młodego mężczyzny. Nad nimi stał Tom, wpatrzony w nie z nienawiścią. Był wściekły, wybitnie wściekły, co Diana fizycznie odczuwała na własnej skórze.

Widok trzech martwych ciał trochę nią wzdrygnął, ale nie pokazała tego. Mimo że Tom zabił już wcześniej dziewczynę z ich szkoły, zrobił to trochę pośrednio, bo przez bazyliszka - teraz było zupełnie inaczej. Nie sprawiło to jednak, że Diana się go przestraszyła, przeciwnie - ciągnęło ją do niego jeszcze bardziej. Znając ich historię, nie czuła żadnego żalu, bo sama zabiłaby bez zawahania osoby, które doprowadziły do śmierci jej matki... Gdyby tylko je znała.

Dziewczyna obeszła ciała ostrożnie, nie chcąc ich przypadkiem dotknąć, aż wreszcie dotarła do Toma, który wciąż patrzył na swoje ofiary, spowite już krwistoczerwonym światłem ostatnich promieni słonecznych tamtego dnia.

- Widzisz, gdzie mieszkał mój ojciec? - burknął Tom i, nie dając dziewczynie szansy na odpowiedź, sam kontynuował. - Pławił się w luksusach. Zostawił moją matkę, a ja skończyłem w tym plugawym sierocińcu.

Diana nie słuchała za bardzo chłopaka, bo z rozdziawionymi ustami zapatrzyła się na twarz mężczyzny, na którą Riddle gapił się z największą pogardą. To był on, Tom Riddle Senior, który zastygł z przerażoną miną. Dziewczyna musiała przyjrzeć mu się dokładnie, by być pewną, że to nie Tom, jej Tom, leżał tam na ziemi.

Tom stojący przy niej był idealną kopią martwego mężczyzny, jedynie nieco młodszą i ubraną nieco inaczej. Jakkolwiek wyglądała matka Riddle'a, Diana była pewna, że chłopak nic po niej nie odziedziczył. Podobieństwo było tak ogromne, jakby ktoś po prostu rzucił Geminio i tak stworzył młodszego z Riddle'ów.

Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Wyglądasz...

- Jak on, widzę - przerwał jej Tom stanowczo, zanim w ogóle zdążyła wypowiedzieć drugie słowo. - Gardzę nim, ale przynajmniej wiem, że zabiłem odpowiedniego człowieka. To on zostawił moją matkę tylko dlatego, że była czarownicą...

- Wszyscy mugole są tacy sami - powiedziała Diana z pogardą, gdyż gotowało się w niej na każde ich wspomnienie. - Ty mnie nie zostawisz, prawda? - dodała, na co Tom po raz pierwszy uniósł wzrok znad ciała swojego ojca i spojrzał na nią z ironią.

Nie musiał nic mówić, bo oboje doskonale znali odpowiedź. Patrzyli na siebie przez chwilę, aż wreszcie Diana zapytała:

- Chcesz tu zostać?

- Nie - odpowiedział od razu Riddle. - Wrobię w to tego idiotę, a ty mi pomożesz - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu, który zazwyczaj przerażał ludzi, lecz Diany w ogóle nie wzruszył.

- Twoje życzenie moim rozkazem - powiedziała z trochę cynicznym uśmiechem, lekko skinąwszy głową, podczas gdy słońce całkowicie schowało się za horyzontem i pogrążyło ich w ciemnościach. - Twoja różdżka - dodała, wręczając Tomowi jego własność, ponieważ do dokonania morderstw użył on, oczywiście specjalnie, różdżki swojego wuja.

- No nareszcie - powiedział Tom dumnie, zadowolony, że dziewczyna była mu posłuszna. Odebrał swoją różdżkę, a następnie objął Dianę ramieniem i deportował się razem z nią z powrotem pod tamtą odrażającą chatę.

Umiejętności Riddle'a już Diany nie dziwiły. Chłopak zdolnie zmodyfikował pamięć Morfina i oddał mu z powrotem jego różdżkę, wrabiając go tym samym w morderstwo trojga bogatych mugoli z Little Hangleton. Spryt i przebiegłość Toma znowu jej imponowały.

Kiedy znaleźli się z powrotem przed domem Diany, słońce już zaszło. Dziewczyna chciała od razu wejść do środka, ale stanęła jak wryta, gdy znajdujący się za nią Tom wypowiedział zaledwie dwa słowa:

- Spisałaś się.

Diana odwróciła się do niego przodem, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Chcesz mi podziękować, tak? - zapytała, chcąc mu to ułatwić. Tom przełknął ślinę. Nie mogło mu to przejść przez gardło.

- Wiesz, jak możesz to zrobić - powiedziała po chwili, a następnie odwróciła się znowu przodem do drzwi, by je otworzyć.

Weszli z Tomem do kuchni, a Diana od razu umyła tam ręce, chcąc dosłownie i symbolicznie zmyć z siebie to wszystko. Chłopak uczynił to samo, po czym prędko usiadł przy stole i wyjął coś ze swojej kieszeni. Diana wreszcie mogła zobaczyć, co to dokładnie było - to zdjął Morfinowi z palca.

Był to pierścień, prawdopodobnie złoty, lecz nie była tego pewna przez to, że był znacznie zaniedbany. Miał czarny kamień z wyrytym nań dziwnym symbolem: trójkątem, w środku którego znajdował się okrąg i przecinająca go linia poprowadzona od jednego wierzchołka do podstawy. Diana nigdy wcześniej nie widziała takiego znaku, lecz Tom zdawał się na nim nie skupiać.

- Masz Eliksir Czyszczący? - zapytał, nie odrywając wzroku od pierścienia.

- Powinien być. - Diana od razu podeszła do jednej z kuchennych szafek i znalazła w niej w połowie zużyty eliksir, który podała Tomowi. Chłopak wyczarował sobie małą chustkę, a następnie za jej pomocą z dodatkiem płynu zaczął czyścić pierścień z największą dokładnością. W międzyczasie Diana położyła na stole stos zmniejszonych książek.

- Mamy zajęcie na kilkanaście następnych dni. - Dziewczyna wyjęła różdżkę i skierowała ją na książki, mówiąc:
- Engorgio.

Wszystkie tomy powróciły do swojego normalnego rozmiaru, tworząc wieżę prawie sięgającą niskiego sufitu. Oczy Diany się zaświeciły - nie mogła się doczekać przejrzenia każdej z nich.

Tom w ogóle nie zareagował na pojawienie się książek, bo nie odrywał wzroku od pierścienia. Wyczyścił go na tyle, że błyszczał na złoto, choć kamień wciąż pozostawał czarny. Chłopak triumfalnie uniósł go przed sobą, a Diana nie wątpiła, że przedmiot był zapewne warty więcej niż oboje posiadali.

- Od dziś ma prawowitego właściciela - powiedział Riddle, a następnie ostentacyjnie włożył pierścień.

Diana stała tam i nic nie mówiła, przyglądając mu się z małym uśmiechem. Miała dziwne przeczucie, że patrzyła na początek czegoś wielkiego.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now