XCI

13.3K 1.5K 801
                                    

Ku jej własnemu zdziwieniu, Diana wyzdrowiała bardzo szybko. Wynikało to zapewne z faktu, że cały czas leżała w wygodnym i ciepłym łóżku, wstając tylko po to, żeby się umyć. Nie miała też styczności z żadnymi innymi zarazkami poza swoimi. Od pytania, które zadała Tomowi, przynosił jej jedzenie orzz leki bez słowa i zostawiał jak zwierzęciu.

Diana nie mogła jednak narzekać. W dzień wyjścia z tamtego pokoju długo się zastanawiała, czy nie zostać tam na stałe - nie wyobrażała sobie po tym wrócić na małe, nie do końca wygodne łóżko w dormitorium. Wiedziała jednak, że jej znikanie każdej nocy byłoby już o wiele trudniejsze do wyjaśnienia i ukrycia.

Wróciła zatem do pokoju wspólnego w nocy z dwóch powodów: chciała uniknąć zbędnych pytań i liczyła, że jak zwykle spotka tam Toma. Nie zawiodła się na obu frontach.

Tom siedział jak zwykle na kanapie i czytał przy marnym świetle w samotni. Zanim zdążyłby wyczuć jej obecność, Diana prędko i cicho ustawiła się tuż za nim, a następnie objęła go od tyłu, zniżając swoją głowę tak, by mówić mu prosto do ucha.

- Tęskniłeś za mną?

- A było tak dobrze bez ciebie - odparł Riddle od razu, nie odrywając wzroku od książki i w żaden sposób nie reagując na jej uścisk.

Cholera, pomyślała Diana. Czyli tamten pokój już na pewno nie spełniał niematerialnych życzeń.

- Czyli tak - powiedziała dziewczyna, starając się nie tracić humoru, by nie dać mu satysfakcji. Zresztą w ogóle mu nie wierzyła.

- Przydasz się przynajmniej na coś - stwierdził, zamykając książkę i wstając.

- Oświeć mnie. - Diana przewróciła oczami. Tom stanął naprzeciw niej. Wyglądał bardzo poważnie, nawet jak na niego.

- Czas pokazać szlamom, gdzie ich miejsce - powiedział takim tonem, że uśmieszek Diany zniknął z jej twarzy, a po ciele przeszedł jej dreszcz, przerażenia i ekscytacji jednocześnie.

- To znaczy? - zapytała, czując, jak bulgotały w niej emocje. Nie wierzyła w to, co on z nią robił.

- Dziedzic Slytherina jest w szkole, więc niech się o tym dowiedzą.

Kolejny dreszcz przeszedł Dianę, a ona sama przygryzła wargę. Była pewna, że dzieliły ją cale od oszalenia z powodu... Lub na punkcie Toma.

- Idziemy - powiedział stanowczo, a Diana bez zawahania ruszyła za nim prosto do Komnaty Tajemnic.

To wtedy znalazła się w miejscu, z którego nie było już odwrotu. On sprowadził ją na złą ścieżkę, ale ona z radością za nim podążyła.

Przejście przez zupełnie ciemny i opustoszały zamek tylko podnosiło Dianie poziom adrenaliny. Dziewczyna szła ramię w ramię z Tomem i choć on nie zwracał na nią zbytniej uwagi, ona czuła się mu bliższa niż kiedykolwiek. Tuż przed włazem prowadzącym do komnaty Diana zasłoniła sobie oczy.

- Nic ci nie zrobi, powtarzałem ci już - powiedział zirytowany Tom po wysyczeniu słów otwierających właz. Pomimo tego wszystkiego Diana pozostawała nieco przerażona.

- Ale...

Tom westchnął tak, jakby samo stanie tam sprawiało mu ból i wyciągnął swoją rękę w jej kierunku.

- Złap mnie za rękę.

Dianie dosłownie opadła szczęka.

Może to życzenie jednak zadziałało...?

Niepewnie, ale jednak z ekscytacją złapała Toma za rękę, pierwszy raz bez obecności Slughorna czy innych gapiów. Jego dłoń była jak zwykle lodowata, taka, jakby w ogóle nie przepływała przez nią krew, mimo tego bardzo przyjemna w dotyku - nie chciała jej puszczać. Szła za nim nadal ostrożnie, ale na pewno czuła się o wiele pewniej niż wcześniej.

Tom zatrzymał się kilka metrów przed posągiem Salazara Slytherina, nie puszczając ręki dziewczyny. Drugą dłoń wystawił przed siebie i wysyczał coś, z czego Diana potrafiła wyłapać tylko słowo Slytherin. Po chwili usłyszała przeraźliwy dźwięk, a zaraz po tym gdzieś zza posągu wyłoniła się bestia. Dziewczyna chciała nieświadomie wykonać krok w tył, ale Tom trzymał ją zaskakująco mocno i nie pozwolił się oddalić.

- Patrz uważnie - nakazał. - Jesteś świadkiem tworzenia nowego porządku. Będziesz opowiadać ludziom o wielkości dziedzica Slytherina!

Bazyliszek prześlizgnął się obok nich prosto do wyjścia z Komnaty Tajemnic, a wtedy Diana już bez strachu spojrzała Tomowi w oczy.

- Będę - zapewniła, uśmiechając się, gdy już wcale się nie bała. Cieszyła się, że jej zemsta, o której marzyła tak długo, wreszcie miała się ziścić.

Choć Diana musiała znowu spać na swoim łóżku w dormitorium, tamta noc wcale nie należała do nieudanych.

Przez kilka kolejnych dni Diana chodziła po zamku z trudem ukrywając swoją ekscytację związaną z wypuszczeniem Bazyliszka, jednak na razie jeszcze nic wielkiego się nie stało. Slughornowi zameldowała, że dzięki Tomowi wyzdrowiała w błyskawicznym tempie (co nie było w zasadzie kłamstwem) i starała się zachowywać tak jak zawsze, by się nie zdradzić, że coś się wydarzyło... Tomowi oczywiście udawanie niewzruszonego przychodziło naturalnie.

Pozorny spokój został zmącony pewnego marcowego już poranka. Zanim Diana zdążyła wejść do Wielkiej Sali na śniadanie, Joan złapała ją za nadgarstek i odciągnęła na bok, a następnie wyszeptała z przerażeniem:

- Diana, co ty zrobiłaś?

Diana, która w ostatnich dniach zachowywała się wręcz nienagannie, spojrzała na Joan wielkimi oczami.

- Co zrobiłam? - zapytała szczerze zdezorientowana.

- Wszyscy gadają o tym, że Barbara Hallewell leży w skrzydle szpitalnym spetryfikowana. Nie potrafią jej dobudzić i nie wiedzą, co jej jest - wyjaśniła Joan pospiesznie, rozglądając się, by mieć pewność, że nikt ich nie podsłuchiwał.

- Kto? - wydusiła Diana, początkowo nie skojarzywszy tamtego imienia.

- Nie udawaj! - powiedziała Joan jakby wściekle i z przerażeniem zarazem. - Ta dziewczyna, z którą Tom miał cię zdradzać. To ty to zrobiłaś?

- Zwariowałaś, Joan? Nic jej nie zrobiłam! - broniła się Diana od razu. - Nawet nadal nie wiem, która to, przez tę chorobę w ogóle o niej zapomniałam - dodała zgodnie z prawdą.

- Diana, na pewno? Znam cię, wiem, że to mugolaczka i...

- Szlama? - Diana przerwała jej, śmiejąc się perfidnie, bo teraz fakt jej "romansu" z Tomem był jeszcze bardziej absurdalny niż wcześniej. - To bardzo dobrze jej tak, ale to nie ja.

- A Tom? - drążyła Joan.

- Tom też nie, na Merlina! - odparła Diana od razu, choć tak naprawdę nie mogła mieć pewności. - Zapomnieliśmy o niej, przestań!

Joan mimo wszystko wyglądała, jakby jej nie wierzyła. Diana natomiast zastanawiała się, co tak naprawdę stało się z tą całą Barbarą - czy to serio był Tom, czy może, skoro była szlamą, Bazyliszek wreszcie zaczął działać...?

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę - powiedziała Joan, kręcąc głową. Diana już chciała się odgryźć, gdy do obu dziewcząt podszedł profesor Dumbledore, mówiąc:

- Panno Wharflock.

Diana przełknęła ślinę. Odwróciła się do niego przodem i zapytała niewinnie:

- Tak, profesorze?

- Profesor Dippet prosi cię do swojego gabinetu.

Joan spojrzała na nią z przerażeniem, a Diana przymknęła na moment oczy. Miała nadzieję, że uda się jej z tego prędko wytłumaczyć. Cholera, gdzie był Tom, gdy był potrzebny...?

Diana złapała się instynktownie za znak ukrywany przez rękaw jej szaty i uśmiechnęła się sztucznie, a następnie powiedziała do Dumbledore'a:

- Już idę.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now