LXXXVI

12.5K 1.4K 423
                                    

Wrzaski i ciche dni zdawały się na coś przydać, ponieważ po tym wszystkim Diana dogadywała się z Tomem lepiej niż kiedykolwiek. Miała wrażenie, że wreszcie mogła z nim porozmawiać jak z cywilizowanym człowiekiem.

- Muszę jakoś sprawdzić ich lojalność - powiedział w sobotni wieczór, który niemal wszyscy Ślizgoni spędzali w pokoju wspólnym. Diana i Tom siedzieli w kącie, tuż przy ogromnych szybach wyglądających na jezioro, skąd mieli dobry widok na całe pomieszczenie. Gwar w pokoju był na tyle głośny, że mogli spokojnie rozmawiać bez obawiania się, że ktoś ich podsłucha.

- Ja mogę to zrobić - zaproponowała Diana, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu popleczników Toma. - Zobaczymy, kto by mnie tknął, a kto nie...

Tom spojrzał na nią i uniósł brew.

- Nie - burknął po chwili.

- Czemu nie? - zapytała wyraźnie rozbawiona Diana. - Mina Lestrage'a ostatnio była bezcenna. On się definitywnie ciebie boi, zresztą tak jak Avery - dodała, zakładając ręce i spoglądając na niego tak, jakby wyzywała go na pojedynek. Tom nie podzielał jej rozbawienia.

- To niczego nie gwarantuje. Poinformowaliby się - stwierdził po chwili z grobową miną. - I nie podobasz się każdemu - dodał, mierząc ją wzrokiem.

Diana prychnęła.

- No wiesz co? Nie każdy chłopak jest tobą, poza tym to są proste konstrukcje. Im wiele nie trzeba, nieważne, czy im się podobam, czy nie - powiedziała, wiedząc, że jej sposób i tak by zadziałał. Widziała przecież reakcję Lestrange'a na to, że zaledwie do niego szeptała.

- Nie robisz tego i koniec - burknął Tom, patrząc na Dianę surowo. Ona tylko przewróciła oczami, po czym wpadła na złowieszczy pomysł.

- A tobie się podobam? - zapytała, przesadnie mrugając.

- Nie o tym rozmawiamy - odparł Tom natychmiast. - Mam mniej niż tydzień na ich sprawdzenie i tylko to się na ten moment liczy. Sam to zrobię.

- Mhm, samosia nagle - szepnęła Diana sama do siebie, na tyle cicho, by Tom jej nie usłyszał.

- Ty zajmiesz się zaklęciem - powiedział po chwili.

- Jakim znowu? - zapytała Diana z niedowierzaniem. Nie dość, że stworzyła dla niego już dwa zaklęcia, to ten znowu jakiegoś oczekiwał.

Tom spojrzał na nią, dał jej znak, a ona użyła legilimencji, by odczytać z jego myśli:

Do stworzenia horkruksa potrzebne jest zaklęcie. Trzeba je znaleźć.

- Tego nie da się znaleźć w szkole i dobrze o tym wiesz - powiedziała Diana od razu, wyrywając się z jego myśli.

- To znajdziesz poza szkołą - odparł Tom jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Diana zamyśliła się na moment. To wszystko z horkruksami wciąż było dla niej dosyć nowym tematem, ale Tom zdawał się być w to bardzo zaangażowany, nawet jeśli w grę wchodziło morderstwo... Dziewczyna wzdrygnęła się i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wciąż nie do końca rozumiała tego, jak działały, bo Tom nadal nie pochwalił się całą rozmową ze Slughornem, ale czuła, że to nie był jeszcze dobry moment na pytanie.

Diana westchnęła i rozłożyła przed sobą książkę, którą wcześniej przyniosła. Była o znanych magicznych rodach - znalazła ją stosunkowo niedawno gdzieś w najgłębszych zakamarkach biblioteki i dopiero teraz miała czas na jej przejrzenie. To w niej zamierzała odnaleźć informacje na temat przodków Toma, których on tak bardzo poszukiwał.

- Masz, Riddle - powiedziała Diana, ostentacyjnie rzucając ciężki, skórzany tom na czarny stolik. - Może w końcu się czegoś dowiesz.

- Przy ludziach? Co ty robisz? - zapytał chłopak, rzuciwszy okiem na tytuł książki.

- Przestań, nikt nas nie słucha, a połowa jest pijana. - Diana wskazała na pozostałych uczniów. - Uspokój się, możemy równie dobrze pisać wypracowanie na historię magii.

- Schowaj to natychmiast - zażądał Riddle, zrzucając książkę na uda Diany. Zdenerwowana dziewczyna nie miała zamiaru się z nim patyczkować.

- Idę do dormitorium, w takim razie - powiedziała, wstając i biorąc książkę w obie ręce. Wtedy Tom też zerwał się z miejsca.

- Zostajesz - nakazał.

- Dobra, daj mi chociaż to odłożyć - odparła zniecierpliwiona. Nie miała ze sobą różdżki, więc musiała odnieść książkę do dormitorium sama.

Torowanie sobie drogi przez pokój wspólny było trudne, bo niemal wszędzie ktoś stał bądź siedział. Diana z trudem dotarła do schodów, a gdy znalazła się już w pustym (bo wszystkie jej współlokatorki również spędzały wieczór na zewnątrz) dormitorium, odetchnęła z ulgą. Hałas w pokoju powoli zaczynał ją doprowadzać do szału i cichy pokój był od tego miłą odskocznią.

Dziewczyna podeszła do swojego łóżka i już chciała odłożyć ciężką książkę na szafkę, gdy zauważyła, że na różach od Toma, które dostała na urodziny, został jeden, jedyny biały płatek. Diana patrzyła na niego przez moment z zaciekawieniem, a ten na jej oczach spadł, jakby tylko na nią czekał. Zalśnił na złoto, a zaintrygowana dziewczyna odrzuciła książkę i prędko sięgnęła do szafki po dziennik swojej matki, gdzie trzymała wszystkie pozostałe.

Te nagle wyleciały spomiędzy stronic, ciągnąc do tamtego ostatniego jak do metal do magnesu. Złączyły się wspólnie w dziwny, nieokreślony kształt, a następnie zalśniły tak jasno, że Diana musiała zasłonić oczy. Gdy blask zniknął, zobaczyła przed sobą coś dziwnego. W powietrzu, nad szafką, nad miejscem, gdzie przed chwilą leżały wszystkie białe płatki lewitował jakiś mały, metalowy przedmiot.

Zaintrygowana Diana od razu ujęła go w dłonie. Było to coś w rodzaju broszki, coś jak nierówna gwiazda, która w środku miała przezroczystą kulkę. W tej kulce pływały wokół siebie dwie krople krwi, jedna ciemniejsza od drugiej, jakby odmawiające stania się jedną cieczą. Przedmiot był gorący w dłoni, a Dians doskonale wiedziała, co to było.

- To nasz pakt... - szepnęła sama do siebie, patrząc na broszkę wielkimi oczami. - Miał go... O Merlinie...

Diana podejrzewała, że broszki nie dało się w żaden sposób zniszczyć, ale i tak z ciekawości z całej siły zrzuciła go na ziemię. Nie stało się nic - ani ryski, ani złamania, ani wygięcia. Dziewczyna z jakiegoś powodu nie mogła przestać się uśmiechać - miała realny symbol paktu dla siebie, po części nawet nie wierzyła, że Tom jej go dał. Wiedziała jedno: to była teraz jej najbardziej cenna rzecz.

Diana delikatnie schowała broszkę pomiędzy okładkę a stronę tytułową dziennika, a następnie włożyła go z powrotem do szuflady. Pozbyła się niepotrzebnego już flakonu i łodyg róż, po czym z ogromnym uśmiechem na twarzy udała się z powrotem do pokoju.

- Właśnie dostałam twój prezent - powiedziała cicho, z powrotem zajmując miejsce obok Toma i ignorując to, że rozmawiał z Dołohowem.

Riddle odwrócił wzrok od swojego rozmówcy i spojrzał na Dianę z wyczekiwaniem. Ona tylko skinęła głową.

- Dziękuję.

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now