XXXIV

15.9K 1.8K 1K
                                    

W Hogwarcie na święta zostało ponad sześćdziesięcioro uczniów, głównie mugolaków, którzy bali się wracać do domu ze względu na nadal trwającą mugolską wojnę.

Tom nie był z tego powodu zbyt zadowolony, jednak podobał mu się fakt, że został sam w dormitorium i nie musiał się nawet z niego ruszać, by w spokoju poczytać. Większość czasu spędzał właśnie na tej czynności, bezowocnie szukając informacji... Na temat swojego pochodzenia. Przy nieobecności kolegów z klasy mógł to robić bez obawy, że ktoś będzie w to wściubiał swój nos.

Nie okłamał Diany, gdy powiedział jej, że nie znał swoich rodziców. Mieszkał w sierocińcu odkąd pamiętał, a że opiekunki uznawały go za dziwne dziecko przez jego magiczne zdolności, to nawet się do niego nie zbliżały - zresztą, z nimi Tom i tak nie chciał rozmawiać, bo co mogły wiedzieć jakieś mugolki?

Świąteczną obiadokolację wszyscy jedli przy jednym stole, nauczyciele i uczniowie razem, a Slughorn naturalnie zaprosił swojego ulubionego ucznia do zajęcia miejsca obok niego. Toma to ucieszyło - oznaczało to, że całe jego starania, by przypodobać się nauczycielowi, nie szły na marne. Wiedział, że mistrz eliksirów niegdyś miał coś do czynienia z czarną magią i jeśli ktoś w tej szkole miał coś wiedzieć o horkruksach, a także powiedzieć o tym uczniowi, to tylko Slughorn.

Tom prowadził z nim wyjątkowo grzeczną i uprzejmą konwersację przy posiłku (głównie na temat eliksirów), gdy mężczyzna postanowił nagle zmienić temat:

- Swoją drogą, zauważyłem, że bardzo zaprzyjaźniłeś się z panną Wharflock, Tom - powiedział profesor, wycierając usta ozdobną chusteczką.

Riddle tak naprawdę tylko czekał, aż Slughorn zacznie ten temat. Nadszedł najwyższy czas, żeby w pełni przekonać się o przydatności Diany.

- Okazało się, że mamy wiele... Wspólnych zainteresowań - przyznał Tom z uśmiechem kierowanym do nauczyciela.

- To wspaniale, wspaniale - powiedział Slughorn, odrzucając chusteczkę. - Zawsze cieszy mnie, jak tacy zdolni uczniowie odnajdują wspólny język. Aż miło się na was patrzy.

Tom już miał odpowiedzieć, gdy usłyszał za sobą:

- Horacy, możemy porozmawiać?

Riddle nieznacznie odwrócił głowę i zacisnął zęby. Zobaczył Dumbledore'a, jedynego nauczyciela w szkole, który nie był nim tak zachwycony, jak pozostali. Zawsze podchodził do Toma z pewnym dystansem i Ślizgonowi nie podobało się to. Wiedział, że jeżeli kiedykolwiek otworzyłby Komnatę Tajemnic, Dumbledore podejrzewałby go jako pierwszego.

- Och, Albus, naturalnie - powiedział rozbawiony Slughorn (Riddle wiedział, że zdążył trochę wypić). - Tom, porozmawiamy jeszcze później - dodał i wstał, by ruszyć za nauczycielem transmutacji.

Odchodząc, Dumbledore spojrzał tylko raz na Toma podejrzliwie, jakby wiedział, co uczniowi chodziło po głowie. Riddle wymusił uśmiech, ale gdy profesor tylko odszedł, zdenerwował się ponownie. Wstał i postanowił pójść do swojego dormitorium, bo i tak wszyscy się już rozchodzili.

Tom wszedł do pustego pokoju i od razu rozejrzał się dokładnie, bo miał silne wrażenie, że ktoś tam był. Czuł się dziwnie... Nic nie słyszał, nie było tam żadnego nowego zapachu, ale on po prostu czuł czyjąś obecność.

Zamknął za sobą drzwi i podszedł do swojego łóżka, jednak co moment łapał się na tym, że się rozglądał, gotowy zobaczyć jakąś osobę. To dziwne uczucie nie dawało mu spokoju, więc w końcu wyjął swoją różdżkę i powiedział:

- Homenum Revelio.

Nic się nie stało; był całkiem sam. Wtedy zrozumiał, że nie wyczuwał po prostu kogoś - wyczuwał Dianę. Ale przecież nie było żadnej możliwości, żeby się tam znajdowała...

Święta Diany wcale nie zapowiadały się zbyt spektakularnie. Jej ciotka, jedyna osoba poza ojcem, którą w rodzinie naprawdę lubiła, wysłała tylko prezenty i list z pozdrowieniami z Japonii, gdzie ze swoim mężem badała jakieś stworzenia. Dodała też dopisek dla bratanicy z życzeniami powodzenia z babcią.

Diana wielce zazdrościła ciotce takiej wolności i sama najchętniej zaszyłaby się w jakiejś Japonii albo i dalej. Dziewczyna prawie cały czas siedziała w swoim pokoju i wczytywała się w notatki matki, już całkiem poważnie przygotowując się do tworzenia zaklęcia - musiała jednak stamtąd wyjść na świąteczną ucztę, w której mieli uczestniczyć ona, jej ojciec i niestety dziadkowie.

Odbywała się ona w małej, ciemnej jadalni przy równie niewielkim, drewnianym stole. Choć na początku panowała kompletna cisza i każdy zajęty był swoim talerzem, ale napiętą atmosferę dało się wyczuć z kilometra. Milczenie przerwała - naturalnie - babcia Diany.

- Dobrze, do rzeczy - powiedziała pani Wharflock (tamtego dnia ubrana w szmaragdowe szaty i jeszcze więcej biżuterii, niż zazwyczaj). - Czy możemy zacząć już planować ślub Diany? To najwyższy czas. I jeżeli ten cały Tom jest czystej krwi, to może być nawet i z nim.

Szesnastolatka o mało nie zakrztusiła się jedzeniem, które właśnie przeżuwała. Odkaszlnęła i odłożyła sztućce, po czym spojrzała na kobietę jakby z ogniem w swoich brązowych tęczówkach.

Czemu on prześladuje mnie nawet w domu?

- Nie chcę z nim brać ślubu! - zawołała wściekła Diana wyjątkowo głośno, licząc, że przez to jakoś bardziej dotrze do staruszki.

Roger spojrzał na swoją córkę - sam już nauczył się, żeby lepiej jej nie tykać, gdy była zdenerwowana, więc postanowił nie wtrącać się w rozmowę. On też nie zgadzał się z poglądami swojej matki i wiedział, że nikt jej tego lepiej nie wytłumaczy, niż zdeterminowana Diana.

- No to po co ty z nim jesteś? - zapytała niewzruszona kobieta. - Tyle lat cię nauczałam, Diana. Wypruwałam żyły, by zrobić z ciebie damę, a ty co robisz? Nie zachowuj się jak jakaś ladacznica, która jest z chłopcem dla przyjemności!

- Słucham? - wydusiła Diana. - Nie wyjdę ani za niego, ani za Malfoya. To nie jest średniowiecze, do niczego mnie nie zmusisz. Koniec tematu.

Pani Wharflock wyglądała na głęboko urażoną i aż złapała się za serce.

- Najpierw nasza córka wyjeżdża z tym szaleńcem na drugi koniec świata, a teraz ty takie coś... - pokręciła głową. - Co się dzieje z kobietami w naszej rodzinie?

Diana prychnęła.

Normalnieją.

Pani Wharflock pozostawała nieugięta.

- Czy ty nie rozumiesz, Diana, że chcemy dla ciebie jak najlepiej? Żyjemy w niepewnych czasach, u mugoli wojna, u nas Grindelwald szaleje i choć raczej nic gorszego od niego nas nie spotka, powinnaś pomyśleć chociaż o kimś, kto może cię obronić.

Już widzę Riddle'a broniącego mnie własną piersią. To dopiero by był cyrk. No chyba, że przy Slughornie.

- Umiem się obronić sama - wycedziła Diana przez zęby, wyraźnie na skraju cierpliwości.

- Zaraz nie wytrzymam. Edgar, przemów naszej wnuczce do rozumu, bo oszalała - powiedziała kobieta, opierając się o swojego męża jakby o wsparcie.

- Dosyć tego! - wrzasnęła wreszcie Diana, wstając i uderzając w stół. Straciła już cierpliwość i po prostu ruszyła do swojego pokoju.

- Gdzie ty idziesz? Tak po prostu odchodzisz od stołu? - zapytała pani Wharflock takim tonem, jakby odejście od stołu w czasie posiłku było zbrodnią na miarę zabójstwa.

- Napisać Tomowi, jaką mam nienormalną babkę!

Pact With The Devil • Tom RiddleWhere stories live. Discover now