13.

3.1K 252 33
                                    

Gdy się obudziłam byłam w tym samym lesie. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, ale nadal było jasno, więc nie mogło być późno. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Niedaleko mnie leżały moje rozrzucone ubrania. Przynajmniej tyle mi zostawili. Spróbowałam wstać co przyszło mi z wielkim trudem, ale w końcu udało mi się to zrobić. Zabrałam swoje ubrania i podeszłam do najbliższego drzewa, aby się podeprzeć. Założyłam bieliznę, a następnie spodnie. Jakie szczęście, że nie były zbyt brudne. Potem ubrałam bluzę i zarzuciłam kaptur na głowę. Wyjęłam telefon z kieszeni i sprawdziłam godzinę. 15:23, mój brat już pewnie wyjechał. Całe szczęście, jednak wiem, że nie mogę wrócić do domu, matka mnie zabije. Powoli zaczęłam iść w stronę wyjścia z lasu, w tym momencie cieszę się, że rozglądałam się w trakcie jazdy tutaj. Po kilku minutach zauważyłam drogę, chciałam przyspieszyć, lecz moje obolałe ciało mi na to nie pozwoliło. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu dotarłam na drogę główną. Wiedziałam dokąd muszę iść, aby dojść na mój klif. Szłam ze spuszczoną głową, ponieważ wyglądałam koszmarnie, na dodatek kulałam, mogłabym kogoś przestraszyć czy coś, a nie potrzebuję większej ilości problemów niż mam. Po jakimś czasie zauważyłam znajomy lasek, zostało mi pół kilometra drogi. Ledwo co podnosiłam nogi, aby omijać zwalone pnie, ale w końcu, po tej wyczerpującej wędrówce doszłam do klifu. Teraz pozostało się tam wspiąć, ale najpierw postanowiłam trochę odpocząć. Usiadłam w cieniu i z plecaka, który na szczęście pozostał na miejscu wyjęłam butelkę z wodą. Używając telefonu jako lusterka zmyłam krew z twarzy. Chociaż, w sumie to nie wiem po co, skoro za chwilę będę martwa.  Jestem nic nie wartą szmatą, taka myśl towarzyszyła mi gdy wspinałam się na górę i już po chwili stałam na szczycie klifu i spoglądałam na jeszcze czyste przed momentem niebo, które teraz spowiły czarne chmury. Niemal tak czarne jak moje myśli, moje serce i moja dusza. Chłodny, wrześniowy wiatr uderzał w moją twarz, ale nie przejmowałam się tym. Teraz ważny był tylko mój cel, który zamierzałam osiągnąć. Nie wiem na co czekałam, może odliczałam uderzenia mojego serca, bo chciałam, aby zatrzymało się na jakieś ciekawej liczbie, o której i tak nigdy nikt się nie dowie. Może czekałam na wschód słońca, aby poraz ostatni go zobaczyć. Może pragnęłam jeszcze raz wszystko przemyśleć. Całe moje życie jest jednym, wielkim gównem i teraz mam zamiar je zakończyć.
Już miałam przechylić się do przodu u pozwolić sobie spaść, gdy poczułam parę ramion, które oplotły mnie w talii, a potem usłyszałam szept:

-Nie rób tego mała...

__________
Camzi... 😏

Uratować Samobójczynię | CAMREN ffWhere stories live. Discover now