Draco i Hermiona⚡

5.3K 143 6
                                    

- Hermiona... Hermiona... Hermiona... - powtarzałem szeptem jak mantrę.

Otworzyłem oczy i zamrugałem. Było ciemno, a po moich policzkach spływały dwie samotne łzy. Znowu mi się śniła. Dobrze znam powód moich koszmarów i wiem, dlaczego ona tam jest. Hermiona Jean Granger. Ta uśmiechnięta, przemądrzała dziewczyna z burzą brązowych loków i czekoladowymi oczami, często zapatrzonymi w tekst książek. W moich snach ona krzyczy i płacze. Jej włosy rozsypują się wachlarzem na zimnej podłodze Malfoy Manor, a nad nią leży moja ciotka. A ja na to patrzę. I nic nie robię, bo jedyne co w tej chwili mogłem uczynić to odwrócić wzrok. Udawałem, że nie widzę jej cierpienia, ale nie tylko ją tak kaleczono. Ile to mugolaków przeszło przez mój dom, a ile w nim zginęło? Sam nie wiem, bo ta liczba jest nieskończona. Czuję, że to moja wina. Nie pomogłem jej, nie krzyknąłem: „Przestań!". Pozwoliłem, aby ciocia robiła jej to... Pozwoliłem, na jej ból... A teraz wyrzuty sumienia zjadają mnie od środka. Pamiętam jej krzyk. Płacz. Wołanie. Wszystko to wyryło się w mojej pamięci. Tego nie idzie zapomnieć. A ja nie mam odwagi użyć Obliviate.

~.~.~.

Jestem skończonym dupkiem, idiotą i kretynem. Nie wiem dlaczego nie przeciwstawiam się temu. Walczę po stronie Czarnego Pana, chociaż tego nie chcę. Jesteśmy rodziną tchórzy. Wszyscy się czegoś boimy, nawet mój ojciec odczuwa strach przed Lordem Voldemortem. Nie mamy więc wyjścia, walczymy, chociaż mamy świadomość jak blisko jesteśmy śmierci. Rzucam zaklęciami, uciekam... Nie chcę zabić. Nie potrafiłem odebrać życia Albusowi Dumbledore'owi, nie umiem tego zrobić nikomu. Nie jestem zły. Nie chcę być zły. Jednak muszę, nie mam wyboru i robię to. Unoszę różdżkę w mojej drżącej, bladej dłoni i szepcę zaklęcia. A moje życie nieraz narażone na koniec, zostaje uratowane kilkukrotnie przez Złote Trio. I wtedy kibicuję z całego serca Potterowi.

~.~.~.

Po wojnie wyjechałem do Paryża i tam zamieszkałem. Jestem niczym się nie wyróżniającym człowiekiem. Żyję prawie jak mugol, jednak pozwalam sobie na magię w domu. Nigdzie więcej. Jeżdżę taksówkami, autobusami i autami. Pracuję na wysokim stanowisku w jednej z międzynarodowych firm, co mnie bardzo bawi, bo zyskałem swoje miejsce pracy tak szybko jakbym miał na czole wyryte „ARYSTOKRATA! BOGATY!". Jest to dla mnie zagadką: wyglądam na biznesmena czy po prostu jestem godzien zaufania? Chyba to pierwsze. Jakby tak spojrzeć w lustro to jestem przystojny. Na tą myśl uśmiecham się do siebie - zawsze miałem coś z narcyza. Chociaż taka prawda. Zaczynając od tego, że dbałem o siebie i prowadziłem zdrowy tryb życia, więc moje ciało posiada całkiem nieźle zarysowane mięśnie. Dodatkowo mój oryginalny kolor włosów - platynowy blond rzuca się w oczy, bo włosy zawsze mam ułożone w artystycznym nieładzie, chociaż czasami żeby zrobić ten nieład potrzebuję pół godziny. Moje oczy są szare i hipnotyzujące, a uśmiech zawadiacki. Cholera, chyba popadam w samouwielbienie, ale powtarzam, taka prawda. Mogę mieć każdą kobietę, a nawet mężczyznę, ale ja myślę o jednej, która ciągle jest obecna ze mną. W moich snach. Hermiona.

~.~.~.

Urocza dziewczynka przechodziła przez ulicę i z radością wymalowaną na twarzy wchodziła od jednego sklepu do drugiego. Kupowała pióro, atrament, pergamin, książki i inne potrzebne rzeczy. Była słodka i taka niewinna. Obserwowałem ją przez cały czas, gdy wraz z moją zimną jak lód matką szliśmy dostojnie przez Pokątną. Na nasz widok ludzie odsuwali się i kiwali głowami, aby przywitać moją rodzicielkę. Ale ja tak bardzo nie chciałem iść przy mamie! Chciałem razem z tą szatynką w podskokach mijać ludzi, czasami wpadać im na plecy i śmiać się głośno. Jednak to nie byłoby godne arystokraty! Ja musiałem być dostojny, poważny (miałem jedenaście lat!) i kulturalny. A moje serce rwało do tej milutkiej dziewczyny, której oczy świeciły się i były koloru płynnej czekolady. Wpatrywałem się w nią jak urzeczony, była dla mnie jak idealny obrazek. Widać było, że jest szczęśliwa. Ja nie byłem. Nie zaznałem szczęścia. Radość była mi obca. Miłość i czułość znałem z książek. Te pojęcia były mi obce, ale jakże znajoma była nienawiść, szczególnie ta do mugoli!

Miniaturki | Harry Potter Where stories live. Discover now