Astoria i Draco⚡

2.8K 47 3
                                    

Bure chmury zasłaniają mi widok na słońce i podnosząc do góry głowę, widzę tylko obłoki. Z nich kropelki słonej wody spadają na ziemię, a gdy patrzę w górę, na mojej twarzy po kolei zatrzymują się łzy nieba.

Jedna kropla.

Druga kropla.

Moczą moje rzęsy, ciekną po policzkach. Oblizuję usta, czując smak słonej wody. Pada.

Czy oby na pewno to jest deszcz? Może to są moje łzy?

Odwróciłem wzrok od brzydkiego nieba. Nawet cholerne niebo przypominało mi, gdzie jestem.

Moje spojrzenie zatrzymuję w górce ziemi, znaku krzyża i małej tabliczce. Oczy zaczynają mnie szczypać niepokojąco mocno, a wargi drżą. Ścisk w klatce piersiowej nie pozwala mi opanować głośnego szlochu, który wydobywa się ze mnie. Nie mogę się uspokoić, stojąc ze świadomością kto leży pod tą świeżo kopaną ziemią.

Jeszcze chwile temu odbyła się cała ceremonia. Moje dłonie tak bardzo się trzęsły, ale szedłem spokojnie zaraz za trumną. Ból rozsadzał moje wnętrze, czułem się rozrywany, tak, jakby cząstka mnie także wędrowała w tej trumnie. Jednak tak było. Połowa mnie przestała istnieć, zniknęła z powierzchni ziemi.

Co mi po tym zostało?

Tyle cudownych wspomnień. Piękne chwile wyryte w mojej pamięci. Zapach jej perfum unoszący się w sypialni, zdjęcia w albumie i sukienki w szafie. Tak niewiele, nieporównywalnie mało do tego co dawała ona swoją osobą.

Nie zawsze było dobrze. Wręcz źle zaczęło się na samym początku.

Drugiego maja stałem w oknie Wieży Astronomicznej i patrzyłem w dół, gdzie kamienna podłoga zdawała się być bardzo daleko. Wystarczająco daleko, aby jeden skok skreślił całe moje życie.

Wtedy także przełykałem słone łzy, świadomy, że postępowałem źle. Wszystko było źle. Nie miałem wyboru, a jedyna droga zaprowadziła mnie prosto w ramiona Lorda Voldemorta. Musiałem mu służyć, walczyć po jego stronie, bo moi rodzice wierzyli w jego ideę. Ja chyba także wtedy wierzyłem. Jednak po bitwie okazało się, że się myliłem. Czarny Pan wcale nie był wspaniały, jedynie wysługiwał się nami, marionetkami, zabijał i przegrał. Wygrał Potter, z czego po części się cieszyłem. Jednak jak mogłem być zadowolony, gdy zimne ciała moich rodziców leżały razem z resztą martwych Śmierciożerców? Dzięki Voldemortowi straciłem wszystko.

Stojąc na parapecie okna wysokiej wieży Hogwartu, coraz bardziej się uspokajałem. Byłem świadomy, że jeden skok załatwi sprawę. Moje ciało znajdzie się wśród reszty sługusów tego mordercy, dołączę do rodziców i spłonę w piekle.

Zadrżałem, gdy już prawą nogą postanowiłem wybadać krawędź.

Drzwi trzasnęły i zrobiły ogromny huk. Wystraszyłem się, ale nie na tyle, aby puścić się i spaść. Obejrzałem się za siebie i jeszcze zanim zobaczyłem jej postać, usłyszałem:

- Draco, zejdź! - krzyknęła niemal błagalnie.

I wtedy zobaczyłem Astorię, brudną od kurzu, z roztrzepanymi włosami i rozmazanym makijażem. W oczach miała łzy i z pewnością była bardziej przerażona ode mnie.

- Draco... Proszę... - szepnęła. - Chodź, nie skacz.

Namawiała mnie jeszcze dłuższą chwilę aż kolana ugięły się pode mną i pozwoliłem, aby ona zdecydowała. Gdyby w porę nie zainterweniowała, moje ciało upadające bezwładnie, wypadłoby. Jednak ona była szybsza. Chwyciła mnie w pasie i pociągnęła na ziemię.

Miniaturki | Harry Potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz