Angelina i George⚡

2.1K 47 8
                                    

Staliśmy na jednej z wież i obserwowaliśmy całą bandę śmierciożerców z Voldemortem na czele. Wiedzieliśmy, że bitwa zacznie się lada moment i była to ostatnia chwila na dodanie sobie otuchy przed walką.

Wpadliśmy sobie w ramiona i przetrzymaliśmy się tak jakiś czas. Zwykły braterski uścisk, ale jakże pomocny w tamtym momencie. Poklepaliśmy się nawzajem po plecach, próbując zatuszować strach.

- Wszystko okej? - szepnął, a ja nie omieszkałem się nie zauważyć, że jego głos jest niski i chropowaty.

- Okej, Freddy - mruknąłem do niego, upewniając się w tym, że dźwięki wydawane przeze mnie brzmią tak podobnie do jego głosu. Byliśmy braćmi bliźniakami, nie sposób było nas odróżnić. Nawet nasze głosy były takie podobne.

- U mnie też.

Jeszcze raz dotknął ręką mojego ramienia, poklepał je i odsunął się ode mnie. Wpatrywaliśmy się w dal, w niebo, w ziemię. A na tej ziemi pełno ludzi natarło na Hogwart.

Zaklęcia zostawały posyłane w naszą stronę, a my odpowiadaliśmy im tym samym. Kolorowe promienie strzelały wokół nas jak fajerwerki na Nowy Rok. I nie wiem, nie wiem jak to możliwe, że z Fredem się rozdzieliliśmy. On pobiegł w lewo, a ja w prawo. Po prostu każdy chciał pomóc gdzieś indziej, chcieliśmy walczyć, myśleliśmy o przetrwaniu.

Była to najgłupsza decyzja mojego życia, bo w tym momencie ostatni raz widziałem go żywego.

~.~.~.

Dopiero po całej walce, gdy emocje opadły, a my wiedzieliśmy, że bitwa została wygrana przez Harry'ego, zobaczyłem mojego bliźniaka.

Leżał na kamiennej posadzce. Był blady, brudny od krwi i pyłu. Jego rude włosy wypłowiały, nie miały już tego blasku. A oczy miał zamknięte.

 Byłem w letargu. Podobno krzyczałem, płakałem, a silne ramiona ojca próbowały powstrzymać mnie, moje chaotyczne zachowanie.

 Ja jednak wyrwałem się i upadłem na kolana przed jego ciałem. Nie wiedziałem dlaczego pozwoliłem, abyśmy poszli w inną stronę. Wtedy mógłbym zginąć z nim albo uratować go. A tak zostałem sam w tym całym bajzlu zwanym życiem.

~.~.~.

Pogrzeb mojego braciszka odbył się tydzień potem. Była to długa uroczystość, pełna łez i ludzi. Był to pogrzeb wszystkich poległych w bitwie.

Zmarło tak wiele. Tak wiele młodych ludzi, których serca na zawsze przestały bić - zatrzymane zaklęciem lub innymi świństwami. Fred zmarł przygnieciony ścianą tego pieprzonego zamczyska.

Przemowy pogrzebowe to najgorsze gówno jakie może być podczas tak trudnego wydarzenia. Nie potrafiłem pisnąć słowa na temat Freda czy kogokolwiek poległego. Po prostu to za bardzo boli. Ta świadomość, że ty żyjesz, a oni nie i leżą w trumnach przed twoimi oczami, a za chwilę te drewniane skrzynki z ich ciałami spoczną pod ziemią... To za wiele jak dla mnie, dla jednej osoby. Straciłem wielu przyjaciół i straciłem najlepszego przyjaciela, brata bliźniaka.

Fred wiedział o mnie wszystko, a ja wiedziałem wszystko o nim. Zaczynając od faktu, który ząb wypadł mu pierwszy, kończąc na tym, która dziewczyna mu się podobała.

Mój kochany Freddie zakochany był po uszy w niejakiej Angelinie Johnson. A najgorsze było to, że ona także mi się podobała, ale to on pierwszy ją "zaklepał". Pozwoliłem mu działać, a ciemnoskóra ścigająca z drużyny Gryffidoru po balu bożonarodzeniowym - na który tak a propos zaprosił ją w bardzo typowy dla nas sposób poprzez okrzyk przez cały Pokój Wspólny - została jego dziewczyną.

Miniaturki | Harry Potter Where stories live. Discover now