Otworzyłam wieko walizki, która przed schowaniem wielu rzeczy wydawała się ogromna. Jak najrówniej starałam się poskładać ubrania i poukładać je na dnie.
- Na pewno nie idziesz ze mną? -usłyszałam krzyk z łazienki.
- Na pewno - odpowiedziałam.
Justin wyszedł z pomieszczenia a ja szybko przeskanowałam go wzrokiem.
Wyglądał świetnie.
- Nie wiem czy powinnam cię puścić. Chyba będę zazdrosna.
- To idź ze mną - stanął przy mnie i objął mnie w pasie. - Jutro już wracamy...
- I będziesz leciał z kacem przed kilka godzin. Nie dziękuję.
Justin uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Nie mam pojęcia jak nałogowy palacz może mieć tak białe zęby.
- Jak zwykle szukasz we wszystkim czegoś złego. Wcale nie zamierzam się opić.
Jego ręka delikatnie gładziła moje plecy wywołując dreszcz, który przyjemnie przeszedł przez mój kręgosłup.
- Aha - prychnęłam sarkastycznie.
- Zamierzam być jak najbardziej trzeźwy, bo nie lubię się kochać po pijaku.
Wysunął dolną wargę do przodu, drwiąc z mojej miny.
- Żartowałem - zaśmiał się.
- To nie było śmieszne - powiedziałam, marszcząc brwi.
- Oh, daj spokój... - przyciągnął mnie mocno do siebie i wtulił twarz w moje włosy.
Odprężyłam się w jego ramionach i westchnęłam błogo, wdychając zapach jego koszulki.
- Gdybym mógł to bym już nigdy nie wypuścił cię z ramion. Jestem tak cholernie szczęśliwy, że cię mam -wyznał cicho. - Nigdy bym nie pomyślał, że mogę się zakochać - Czule pogładził moje plecy na co znów zareagowałam dreszczem. - Komuś się to podoba... - zaśmiał się, ponawiając pieszczotę.
Zamruczałam cicho czując na kręgosłupie jego dłonie i palce, które były tak delikatne, jakby właśnie wygrywał melodię na fortepianie. Stanęłam na palcach i złożyłam na jego policzku pocałunek, po czym odsunęłam się od niego i od razu otrzymałam jęk sprzeciwu.
- Skarbie...
Zacisnęłam zęby, próbując się nie uśmiechnąć. Zajęłam się swoją pracą, wracając do układania ubrań.
- Kotek... - poczułam na biodrach dłonie. - Pocałuj mnie...
Starałam się go ignorować, ale jego oddech na moim karku mi wcale nie pomagał.
- Dove... Słońce... - domagał się pocałunku. - Księżniczko moich snów...
Nie wytrzymałam i odwróciłam się w jego stronę lustrując jego twarz.
- Pocałuj mnie... - poprosił.
Uśmiechnęłam się i ponownie stając na palcach pocałowałam go szybko w policzek.
- Co to miało być? - spytał zniecierpliwiony. - Foch - odwrócił głowę i usiadł na łóżku splatając ręce.
Zaśmiałam się z jego reakcji, ale on nie odwzajemnił uśmiechu.
- Juss... - westchnęłam, siadając mu na kolanach, ale nawet to nie zrobiło na nim wrażenia. - Justin, no...
Przesunęłam nosem po jego policzku i pocałowałam go w usta, delikatnie przygryzając mu wargę.
- Tak się będziesz droczył? Spytałam, kiedy nie odwzajemnił pocałunku.
Pocałowałam go w szyję na co natychmiast zareagował westchnieniem.
- To nie fair - stwierdził. - Wiesz, że nie mogę się długo temu opierać.
Uśmiechnęłam się i znów zaatakowałam wargami jego delikatną skórę.
- Wygrałaś - poddał się i objął mnie.
- Czy teraz mogę już skończyć się pakować? - spytałam, zerkając na rozrzucone po pokoju rzeczy.
Westchnął i niechętnie wypuścił mnie z ramion. Kiedy kierowałam się w stronę rzeczy, zadzwoniła moja komórka.
- To Kale - uśmiechnęłam się. - Halo?
Znów poczułam dłonie w pasie i Justin stanął przede mną wtulając się w moją szyję.
- Tak, jutro wracamy. Napiszę o której masz wyjechać.
Ręka Justina znów kojąco dotykała moich pleców a ja nie mogłam się powstrzymać i wtuliłam się w chłopaka
- Kale, wszystko jest w porządku. Naprawdę. Też cię kocham. Pa pa...- Rozłączyłam się. - Co jest?
- Mam wrażenie, że jak cię puszczę to mi uciekniesz.
- Nie ucieknę - powiedziałam od razu.
- Nigdy?
- Nigdy.
YOU ARE READING
I'll show you /JB/ 1&2 ✔
FanfictionDove i Justin zaczęli się nienawidzić od pierwszego spotkania. Chłopak obiecał, że będzie jej niszczyć życie. Dziewczyna została w przeszłości bardzo skrzywdzona i cierpi, lecz chłopak tego nie widzi. Czy nienawiść da się przezwyciężyć? Cześć dru...