67. Dlaczego?

2.3K 110 10
                                    

Pierwsze co zobaczyłam po otworzeniu oczu to biel. Biały sufit. Przekręciłam głowę spojrzałam w bok. Postać. Mężczyzna. Miał zasłoniętą przez dłonie twarz.
Chciałam coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. I wtedy on podniósł głowę. Zaczęłam się szarpać, chciałam krzyczeć, ale nie mogłam a on podniósł się z krzesła i usiadł na brzegu mojego łóżka.
Szukałam rękami przycisku do pielęgniarki, ale nie mogłam go znaleźć. Zamiast tego miałam w dłoni coś innego. Nieśmiertelnik, który zawsze nosi Justin. Spojrzałam ze zdziwieniem na przedmiot w mojej dłoni a mężczyzna się zaśmiał pokazując palcem jak podcina sobie gardło. Było mi niedobrze, chciałam, by zawołał pielęgniarkę, ale mój ojciec tylko się śmiał. Zemdlałam.

Otworzyłam oczy i zamrugałam powiekami. To tylko sen. Zmarszczyłam brwi, kiedy moje oczy złapały ostrość widzenia.
Biały sufit. Czułam jak moje serce bije dwa razy szybciej.
Odwróciłam głowę i omal nie krzyknęłam ze strachu. To tylko mój brat.

- Dove, Boże nic ci nie jest... - wyszeptał, łapiąc mnie za rękę.

Spojrzałam na swoje owinięte bandażem nadgarstki.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Nie chciałam tego - udało mi się wyszeptać. - Przecięłam za głęboko...

- Ale dlaczego? - dopytywał się.

Nie chciałam nic mówić. Chciałam iść spać.

- Proszę jej nie męczyć - uratowała mnie pielęgniarka, która weszła do sali. - Najlepiej niech pan wyjdzie na korytarz. Ona musi odpocząć. Jak się czujesz ?

Wzruszyłam ramieniem, bo na tyle pozwalała mi moja energia. Patrzyłam jak Kale wychodzi i poczułam się samotna. Chciałam płakać.

Zaczęłam krzyczeć i widziałam jak Kale z przerażeniem odwraca się i pcha drzwi, ale pielęgniarka zamknęła je na klucz. Uderzał pięściami i krzyczał żeby go wpuścić, a ja krzyczałam i chciałam do niego podbiec, ale młoda kobieta docisnęła mnie za ramiona do łóżka.

- Shhh, już dobrze, spokojnie...

Widziałam jak wyciąga strzykawkę i podaje mi dożylnie dawkę środków uspokajających.

- Shhh... - pogłaskała mnie po głowie, a ja zasnęłam.

***

OCZAMI JUSTINA

Wpadłem do szpitala i rozejrzałem się w około.

Kiedy Kale do mnie zadzwonił rzuciłem wszystko i wsiadłem w samochód. Gdyby znalazł ją kilka minut później... Ona by już nie żyła.

Pobiegłem na piętro które podał mi chłopak.

- Gdzie ona jest? - zapytałem Kale'a, który z zakrytą dłońmi twarzą siedział na krześle przed salą.

- Kurwa co z nią?! - krzyknąłem.

- Wyprosili mnie. Dostała jakiegoś szoku chyba... - po głosie było słychać, że płakał. - Uśpili ją... Ja nie wiem, dlaczego ona to zrobiła... Ona nigdy...

- Nigdy? - prychnąłem. - Cholera, gdzie ty masz oczy? Ona się tnie od podstawówki.

- Co? Ale, ona nigdy nic... Myślałem, że jest ok.

- Kurwa, ogarnij się! Ona cierpi! Była molestowana, zgwałcona a ty myślisz, że jest ok?! Myślisz, że te koszmary to tak od niczego?

- Przecież zawsze z nią byłem. Nic nie mówiła...

- Zawsze? A wczoraj gdzie byłeś? Co robiłeś kiedy była sama w nocy? Gdzie kurwa byłeś?!

- Ja...Byłem u Lynn... Boże...

- Wolałeś dymać laskę niż siedzieć z siostrą, która potrzebuje pomocy. Ona mogła umrzeć!

Chłopak wstał i uderzył ręką w ścianę.

- Dlaczego ona mi nic nie powiedziała? - spytał, patrząc na mnie.

- Może mówiła, ale ty nie umiałeś słuchać?

Kale usiadł z powrotem i schował twarz w dłoniach. Kiedy z sali wyszła pielęgniarka natychmiast chciałem się dowiedzieć co się dzieje.


- Jak ona się czuje?

- Zaraz powinna się obudzić.

- Mogę do niej wejść?

- Tak - westchnęła. - Ale ona jest w szoku. Niech jej pan nie denerwuje. Chciałabym wezwać rodziców. Pacjentka jest niepełnoletnia.

- Ja jestem jej opiekunem - wtrącił się Kale.

- W takim razie proszę ze mną. Muszę wypełnić papiery.

Chłopak kiwnął głową i odszedł z kobietą, a ja wszedłem do sali.

- Dove? - usiadłem obok niej na łóżku i delikatnie wziąłem ją za rękę.

Brunetka otworzyła delikatnie oczy i lekko się uśmiechnęła.

- Justin...

- Dlaczego? - spytałem z bólem.

- Nie chciałam się zabić. Nie chciałam. - pokręciła głową. - Bałam się... On chciał mnie skrzywdzić... Ja...

- Już jest dobrze. Spokojnie -podniosłem jej dłoń i złożyłem na niej pocałunek.

- Przepraszam.

- Za co?

- Nie chciałam. Jutro twoje urodziny, a ja...

- Mam gdzieś te urodziny. Liczysz się tylko ty. Rozumiesz?

- Nie, nie...

- Tak. Ty jesteś najważniejsza. Kocham cię.

- Chcę stąd wyjść. Zabierz mnie stąd -poprosiła.

- Dove...

- Proszę - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

Kiwnąłem głową i pocałowałem ją w czoło.

- Powiem Kale'owi żeby cię wypisał.

Wyszedłem na korytarz i skierowałem się w stronę recepcji. Kiedy pomyślę, że mogła umrzeć to... Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić.

Tak, jutro są moje urodziny, ale kogo to obchodzi? Czy ona naprawdę nie może zrozumieć, że to ona jest najważniejsza? Że bez niej ta impreza nie ma sensu?

Przysięgam, że zabiję tego kto ją tak skrzywdził.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz