Rano obudziłam się, kiedy poczułam pocałunek na policzku. Udałam, że wciąż śpię i otworzyłam oczy dopiero, kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do łóżeczka.
- Cześć skarbie - przywitałam radośnie patrzącego na mnie syna. - Tata ma teraz trochę problemów wiesz? Ale pomogę mu - pocałowałam go w czoło.
Założyłam cienki szlafrok i zeszłam na dół, gdzie przy stole siedział już mój brat z narzeczoną.
- Hej - pocałowałam brata w policzek, przytuliłam Lynn i usiadłam przy stole. - Co jemy?
- Przywiozłem wasze rzeczy - wtrącił się Kale.
- Dzięki. Więc co jemy?
- Naleśniki - uśmiechnęła się blondynka. - Wyspałaś się?
- Chyba tak. A emm... Justin wyszedł? -zmrużyłam oczy.
- Tak - uśmiech zszedł jej z twarzy. - Wyglądał strasznie. Był smutny i... Aż ciężko było patrzeć - mruknęła.
- Muszę nakarmić Nate'a -chrząknęłam. - Przepraszam -wstałam z krzesła.
- Ale nic nie zjadłaś. Usiądź - poprosiła.
- Wrócę jak go nakarmię.
- Nie - Kale chwycił mnie za rękę. -Siadaj i zjedz - pociągnął mnie z powrotem na krzesło. - Rozumiem wszystko, ale nie kosztem zdrowia.
Spojrzałam na niego, czując łzy w oczach.
- Oh, mała nie płacz. Nie, błagam... -przytulił mnie, pozwalając bym wtuliła się w jego ramię. - Będzie dobrze.
- Nie, nie będzie... - zaszlochałam.
- Porozmawiacie... On cię potrzebuje.
- A co jeśli...?
- Nie. Nie ma jeśli - pokręcił głową. -Bierz się za jedzenie, bo cię nakarmię.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - uśmiechnął się. - No już, nie smuć się.
Zaśmiałam się przez łzy.
Wzięłam dżem i zaczęłam smarować swojego naleśnika.- Masz jakieś plany na popołudnie? -Lynn podała mi szklankę.
- Nie wiem. Raczej nie.
- Może... Powinniście iść na spacer? Ty, Justin i Nate?
- To chyba nie jest najlepszy pomysł...
- Rozerwiecie się, pogadacie. Spędzicie razem czas. To się wam przyda.
- Co jeżeli on nie chce? - zagryzłam wargę.
- Zapytaj go. Zaufaj mi, to jest wam potrzebne - uścisnęła moją dłoń. -Jesteśmy przyjaciółkami. Wiesz, że chcę ci pomóc.
Podziękowałam jej uśmiechem i ponownie zajęłam się jedzeniem.
Po skończonym posiłku zabrałam talerze do zmywarki. W chwili kiedy ją zamknęłam, drzwi wejściowe się otworzyły i do domu wszedł Justin.- Jay, gdzie byłeś? - podeszłam do niego. - Martwiłam się.
- W kościele. Załatwiłem pogrzeb Jazzy - mruknął, mijając mnie.
- Pójdziesz dziś ze mną na spacer? - zapytałam powoli, dreptając za nim.
- Po co? - zmarszczył brwi. - Nie mam ochoty.
- Proszę. To nam dobrze zrobi. Pójdziemy we trójkę na lody czy...
- Myślisz, że chce mi się jeść teraz lody? - odwrócił się w moją stronę. -Nie.
- Justin, ja chcę dobrze, proszę cię.
- To daj mi spokój! - wspiął się po schodach.
Wdech i wydech, spokojnie... Nienawidzi mnie. Rozumiem. Obwinia mnie, ale nie zrobię tego, nie potnę się. Będę silna. Mimo, że to przeze mnie Jazzy nie żyje...
Poszłam na górę i weszłam do pokoju gdzie leżał Nate.
- Czego nie rozumiesz w ,,daj mi spokój''? - jadowity ton Justina rozniósł się po pokoju.
- Ja też tu mieszkam - mój głos zadrżał pod wpływem emocji.
Poczułam łzy w oczach, ale otarłam je szybko.
- Muszę nakarmić Nate'a - szepnęłam.
- Mam wyjść?
- Nie musisz - pokręciłam głową. -Justin, dlaczego mnie tak traktujesz? Chcę dobrze.
- Mówiłem. Więc daj mi spokój i przestań się ciągle nad sobą użalać!
Zamrugałam oczami i pociągnęłam nosem. Kiedy wyszedł trzaskając drzwiami, zaniosłam się płaczem. Przecież ja chcę tylko by było dobrze, nie chcę nic złego.
Wzięłam Nate'a na ręce i trzęsąc się od szlochu wystawiłam pierś do karmienia.
Mały przyssał się, ale natychmiast zaczął płakać.- Co jest skarbie? - szepnęłam błagalnie. - Jedz...
Nie jadł. Próbowałam ściągnąć pokarm, ale nic nie leciało. Nate wrzeszczał z głodu, ale nie mogłam go nakarmić.
Nie miałam pokarmu.- Dove, ok? - Lynn weszła do pokoju i widząc w jakim jestem stanie, wzięła dziecko na ręce.
- Nie mam pokarmu... - zaszlochałam
- On jest głodny.- Spokojnie, powiem Kale'owi żeby kupił mleko. Zrobimy mu jedzenie.
- Ale ja go nigdy nie karmiłam mlekiem w proszku... - wytarłam łzy.
- Uspokój się. Będzie dobrze.
- Co się dzieje? - Justin pojawił się w pokoju i spojrzał na Lynn.
- Dove straciła pokarm.
- Co? Co to znaczy?
- Nie może nakarmić Nate'a piersią -na jej słowa ponownie wybuchłam płaczem. - To pewnie przez nerwy...
- No tak, bo ona najwięcej przeżywa. Najwięcej cierpi. Teraz nie może nakarmić własnego dziecka -prychnął. - Niezła z ciebie matka.
- Justin! - Lynn upomniała go. - Nie mów tak, to się zdarza.
Wstałam i szybko wyszłam z pomieszczenia wycierając oczy.
- Dove... - Justin chwycił mnie za rękę, ale się wyszarpałam i uciekłam.
Nic nie rani tak mocno jak takie słowa z ust osoby, którą kochasz. Nic nie rani bardziej niż świadomość tego, że ta osoba nienawidzi cię, bo zabiłaś jej siostrę.
Pocięłam się.
VOUS LISEZ
I'll show you /JB/ 1&2 ✔
FanfictionDove i Justin zaczęli się nienawidzić od pierwszego spotkania. Chłopak obiecał, że będzie jej niszczyć życie. Dziewczyna została w przeszłości bardzo skrzywdzona i cierpi, lecz chłopak tego nie widzi. Czy nienawiść da się przezwyciężyć? Cześć dru...