2~47. Uważaj na siebie.

1.6K 98 24
                                    

- Hej, księżniczko - usłyszałam, kiedy otworzyłam oczy.

- Zasnęłam? - lekko podniosłam głowę, patrząc na Justina, który bawił się moimi włosami.

- Yhm - pocałował mnie w głowę kiedy z powrotem położyłam się na jego nagim torsie.

Zaczęliśmy się kochać w łazience a skończyliśmy w sypialni.
Robiliśmy to w każdym możliwym pomieszczeniu w domu. Cała noc minęła zanim się spostrzegliśmy.

- Zmęczona? - zaśmiał się.

- Nawet nie wiesz jak - przeciągnęłam się.

- Musimy robić to częściej. Dużo częściej.

- Mało ci?

- Mogę to z tobą robić cały... - przerwał na pocałunek - czas. W kuchni na stole... - Jego usta odnalazły moją szyję - W salonie na podłodze... W pokoju Jazzy na biurku...

- Hej, mogliśmy to przemyśleć wcześniej zanim ta lampka spadła i się popsuła.

Justin roześmiał się zachrypniętym głosem. Boże, jaki cudowny śmiech.

- I to łóżko w pokoju Nate'a było zbyt małe - przypomniałam mu. - Nie mieliśmy dużo miejsca.

- Ja tam nie narzekam. Mogę znowu i znowu... - zawisł nade mną. -Gdziekolwiek. Mógłbym nigdy nie wychodzić z łóżka. Albo gdzie tam będziemy - uśmiechnął się, szczerząc do mnie białe zęby. - Mam na ciebie ochotę cały czas.

- Muszę wstać - przypomniałam mu. - Jest już... - zerknęłam na zegarek stojący na biurku. - Justin, jest dwunasta.

- A to coś zmienia, bo? - znowu mnie pocałował.

Westchnęłam, kiedy położył chłodne dłonie na moich biodrach. Jego oczy zabłyszczały a ja już wiedziałam, że jest napalony. Pocałował mnie mocno jednocześnie nakrywając nas kołdrą.

***

Nasze ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, kiedy wykończeni opadliśmy na łóżko. Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się.

- Kocham cię - szepnął, próbując unormować oddech.

- Ja ciebie też.

Nasze klatki piersiowe szybko podnosiły się i opadały kiedy z trudem łapaliśmy oddech.

- Dove, to...Wow - pocałował mnie. - Jak ty to robisz?

- Co? - uśmiechnęłam się.

- Jak to jest, że każdy raz jest jeszcze lepszy?

- O to samo mogę zapytać ciebie -podniosłam się mimo jego sprzeciwów. - Muszę iść.

- Dzieci nie ma. Co będziesz robić?

- Obiad? Wiesz która jest godzina?

Westchnął, ale pokiwał głową, wstając za mną.

Kiedy się ubraliśmy zeszliśmy do kuchni i zaczęłam szykować składniki na spaghetti.

- Dove, telefon ci dzwoni - Justin podał mi telefon. - Kale.

- Zajmiesz się tym? - wskazałam na składniki i wzięłam od niego komórkę.

- Halo? Nie, nie ma tu Jasmine.

Słyszałam jak Justin przestaje się ruszać.

- Co się stało? Kale, nie denerwuj się. Spokojnie, powiedz co się stało.

- Daj mi to - zabrał mi telefon. - Tu Justin. Co jest? - posłuchał przez chwilę. - Jak to jej nie ma? Kurwa, co to znaczy? - Głos mu się załamał.

Rozłączył się i spojrzał na mnie.

- Wyszła się bawić do ogrodu i zniknęła - szepnął, nie wiedząc co się dzieje. - Dove, gdzie ona jest?!

- Jay...

- Gdzie? - zakrył twarz w dłoniach.

Podeszłam do niego i przytuliłam go.

- Nie uciekła by sama. To musiał być on. On ją skrzywdzi.

- Nie, nikt nikogo nie skrzywdzi -pokręciłam głową. - Ona się znajdzie.

- Co jeśli nie? Co jeśli jej coś się stanie? Ja sobie tego nie daruję.

Ja też się o nią bałam. To właściwie moja wina. Gdybym nie była z Nickiem, nie chciałby się mścić na Justinie.

- Jadę do Kale'a - Justin wstał z krzesła.

- Co? Jadę z tobą - powiedziałam od razu i wyłączyłam gaz w kuchence.

- Nie. Zostań tutaj, gdyby wróciła.

- Jay, uważaj na siebie - poprosiłam.

- Zawsze - pocałował mnie w czoło i wyszedł z domu.

Zerknęłam przez okno jak odjeżdża.

Wyszłam przed dom, ocierając łzy. Dlaczego nie możemy spokojnie żyć? Porwali dziecko, bo chcemy być razem? Przecież to jest chore.

Sięgnęłam do klamki w celu powrotu do mieszkania, ale poczułam mocne uderzenie w głowę.

Ciemność.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Where stories live. Discover now