2~54. Zrobię to znowu.

2K 88 33
                                    

Usiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Znowu wszystko zepsułem. Nie zdziwię się jak teraz ze mną zerwie. Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle.

- JUSTIN!!! SZYBKO!!! - usłyszałem wołanie Kale'a.

Pobiegłem w jego stronę i zobaczyłem jak dobija się do drzwi łazienki.

- Co się stało? - zapytałem, nie mając pojęcia co zrobić.

- Dove się zamknęła, płakała, a teraz jest cisza i...

- Dove! - sam zacząłem się dobijać do drzwi. - Otwórz! Nie wiem dlaczego tak pomyślałaś, ale to nie prawda. Skarbie, otwórz nam.

- Dove, błagam cię! - Kale, będąc już na skraju załamania, zatłukł się licząc, że otworzy. - Dove!

- Wyważę drzwi! - zagroziłem, na co Kale kiwnął głową.

Oddaliśmy się trochę i ,,na trzy'' uderzyliśmy o nie barkami. Za drugim razem udało się i brązowe drzwi wyleciały z zawiasów.

- Dove... - Dziewczyna leżała na podłodze z zamkniętymi oczami. Z jej nadgarstków lała się krew a po ranach było widać, że podcięła sobie żyły. - Dove...

Położyłem dwa palce na jej szyi szukając pulsu.

- Żyje. Puls ledwie wyczuwalny, ale jest - odetchnąłem z ulgą.

- Ja pierdolę... - przeklął Kale, wyciągając telefon. - Dzwonię po karetkę.

Położyłem jej głowę na moich kolanach i wziąłem jej ranne ręce, by jakoś zatamować krwawienie.

- Zaraz będą - chłopak wrócił do łazienki i klęknął przy siostrze. -Trzymaj się mała...

Pogłaskałem ją po głowie i przytuliłem do siebie.

- Przepraszam - szepnąłem jej do ucha tak, by Kale nie słyszał.

- Czemu to zrobiła? - zapytał, dociskając chusteczkę do rany dziewczyny.

- Powiedziałem coś co ona źle odebrała - przyznałem. - Myślała, że nie chcę żeby żyła, że ją winię za to co się stało.

- Dlaczego zawsze przez ciebie cierpi, huh? - warknął. - Może umrzeć!

Nie odezwałem się słowem aż do przyjazdu karetki.

Ratownicy położyli ją na nosze i uprzednio próbując zatamować krwawienie.

- Mogę jechać z nią? - spytałem lekarza.

- Tylko rodzina - wskazał na Kale'a.

- Najlepiej w ogóle nie jedź - pokręcił głową. - Nie chcę cię przy niej widzieć.

- Kale, ja...

- To twoja wina. Masz szczęście, że ona jest najważniejsza, bo już dawno nie miałbyś zębów.

Wsiadł do karetki i odjechali na sygnale.

Złapałem się za końcówki włosów i krzyknąłem cicho.

- Będzie dobrze - Lynn przytuliła mnie.

- Jadę za nimi - powiedziałem. - Zajmiesz się Nathanem?

- Jasne, jedź.

Podbiegłem do samochodu i szybko do niego wsiadłem. Ruszyłem za karetką i modliłem się, by wszystko było dobrze.

OCZAMI DOVE

- Tlen! Tracimy ją! - usłyszałam niewyraźne słowa a potem poczułam coś na twarzy i ponownie mogłam oddychać.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Where stories live. Discover now