Rano obudziłam się przytulona do torsu mojego chłopaka. Poruszyłam się niechcący i Justin lekko otworzył oczy.
- Hej - szepnął, całując mnie w głowę.
- Hej - odpowiedziałam, odsuwając się od niego.
- Dove... Wiesz, że będziemy musieli porozmawiać - położył brodę na moim ramieniu by mógł na mnie spojrzeć.
- Wiem, ale bardzo się tego boję -wyszeptałam.
- Ja też - westchnął, całując mnie w dłoń. - Zejdziesz ze mną na dół? Zrobimy śniadanie.
Pokiwałam głową i zeszłam z łóżka. Założyłam szlafrok, po czym skierowaliśmy się do kuchni.
- Która godzina?
- Szósta.
Nie powiem, atmosfera była napięta. Myślę, że i ja i on nie mieliśmy pojęcia jak zacząć rozmowę. Cisza już mnie denerwowała.
- Podasz mi łyżeczkę? - zapytałam.
- Jasne - podał mi przedmiot. - Pijesz kawę?
- Tak - pokiwałam głową.
Usiedliśmy i w ciszy zaczęliśmy spożywać swój posiłek.
- Cholera - przeklęłam, kiedy kubek się przewrócił i gorąca kawa wylała mi się na dłoń.
- Chodź - Justin pociągnął mnie do zlewu i odkręcił zimną wodę. - Daj rękę.
Jęknęłam z ulgi, kiedy moja dłoń znalazła się pod wodą.
- W porządku? - zapytał. - Boli?
- Nie, jest ok.
- To dobrze - puścił mnie i zajął miejsce przy stole.
- Justin, nie potrafię tak - westchnęłam. - Będziemy się teraz tak traktować?
- Jak?
- Jakbyśmy... No nie wiem. Każde z nas odzywa się wtedy, kiedy musi i tylko oficjalnie. Tak, nie, dasz mi? Nie umiem tak.
Justin westchnął, podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona.
- Przepraszam. Masz rację - powiedział w moje włosy. - Musimy sobie wyjaśnić to i w ogóle wszystko.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam się zaprowadzić na kanapę.
- Nie wiem jak zacząć - usiedliśmy.
Justin ujął moje dłonie i siadł na przeciw mnie.
- Dove... Myślisz, że... To znaczy... Bardzo mi przykro, bo to co powiedziałaś mnie zabolało.
- Juss...
- Poczekaj. Jednak wiem, że ciężko jest ci tam wrócić.
- Wrócę. Pojadę z tobą do Seattle. Wiem, że za szybko zareagowałam i powiedziałam coś czego żałuję. Jeśli nadal chcesz mnie, to wrócę i zamieszkam z tobą w Seattle. Nie chciałam tego wszystkiego, tej kłótni...
- Naprawdę? - uśmiechnął się. - Boże, kobieto, czym ja na ciebie zasłużyłem?
Weszłam mu na kolana i przytuliłam się do niego.
- Nie kłóćmy się już więcej -poprosiłam.
- Daj, buzi - zrobił dziubek.
Złączyłam nasze usta i popchnęłam Justina na kanapę siadając na nim.
- Jeśli tak będziemy się godzić, to już zawsze się kłóćmy - zaśmiał się, kładąc dłonie na moje biodra.
- Nie. Nie przeżyję następnej kłótni.
- Nie mów tak. Nie po tym co zrobiłaś sobie na rękach. Boję się o ciebie dwa razy bardziej.
- Nie musisz - pokręciłam głową. - To było odruchowo, czułam się winna...
- Muszę. Zawsze się będę o ciebie bał. Nie możesz się karać, nie w ten sposób... - pocałował mnie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Przewrócił mnie i zawisnął nade mną.
- Możecie przestać? Nie na środku domu - usłyszeliśmy Kale'a. - Ludzie, mam zamiar jeść.
Zepchnęłam z siebie chłopaka i spojrzałam na brata.
- Widzę, że się pogodziliście.
- Mam nadzieję - zaśmiałam się.
- Zawołaj Jazzy, bo zrobię jej śniadanie - poprosił Justin Kale'a.
- Nakarmię Nate'a - odezwałam się i poszłam na górę.
OCZAMI JUSTINA
- Ona to bardzo przeżyła - usłyszałem.
- Wiem - szepnąłem, wyciągając mleko z lodówki. - Ja też. Ale, zgodziła się. Wracamy do Seattle.
Poklepał mnie po plecach i uśmiechnął się.
- Uważaj na nią. Kibicuję wam, mam nadzieję, że wiesz, że ona jest dla mnie wszystkim. Idę po Jazzy.
Kiwnąłem głową.
- Zobacz kto chce zobaczyć swojego tatę - usłyszałem Dove.
Zeszła po schodach, niosąc na rękach Nate'a.
- Cześć mały - pocałowałem go w czoło i uśmiechnąłem się. - Niedługo zamieszkasz z nami mały. W naszym domu.
Zamieszkamy razem. Jako rodzina. Już będzie dobrze.
CZYTASZ
I'll show you /JB/ 1&2 ✔
FanfictionDove i Justin zaczęli się nienawidzić od pierwszego spotkania. Chłopak obiecał, że będzie jej niszczyć życie. Dziewczyna została w przeszłości bardzo skrzywdzona i cierpi, lecz chłopak tego nie widzi. Czy nienawiść da się przezwyciężyć? Cześć dru...