2~36. Nie umiem tak

1.9K 111 26
                                    

Rano obudziłam się przytulona do torsu mojego chłopaka. Poruszyłam się niechcący i Justin lekko otworzył oczy.

- Hej - szepnął, całując mnie w głowę.

- Hej - odpowiedziałam, odsuwając się od niego.

- Dove... Wiesz, że będziemy musieli porozmawiać - położył brodę na moim ramieniu by mógł na mnie spojrzeć.

- Wiem, ale bardzo się tego boję -wyszeptałam.

- Ja też - westchnął, całując mnie w dłoń. - Zejdziesz ze mną na dół? Zrobimy śniadanie.

Pokiwałam głową i zeszłam z łóżka. Założyłam szlafrok, po czym skierowaliśmy się do kuchni.

- Która godzina?

- Szósta.

Nie powiem, atmosfera była napięta. Myślę, że i ja i on nie mieliśmy pojęcia jak zacząć rozmowę. Cisza już mnie denerwowała.

- Podasz mi łyżeczkę? - zapytałam.

- Jasne - podał mi przedmiot. - Pijesz kawę?

- Tak - pokiwałam głową.

Usiedliśmy i w ciszy zaczęliśmy spożywać swój posiłek.

- Cholera - przeklęłam, kiedy kubek się przewrócił i gorąca kawa wylała mi się na dłoń.

- Chodź - Justin pociągnął mnie do zlewu i odkręcił zimną wodę. - Daj rękę.

Jęknęłam z ulgi, kiedy moja dłoń znalazła się pod wodą.

- W porządku? - zapytał. - Boli?

- Nie, jest ok.

- To dobrze - puścił mnie i zajął miejsce przy stole.

- Justin, nie potrafię tak - westchnęłam. - Będziemy się teraz tak traktować?

- Jak?

- Jakbyśmy... No nie wiem. Każde z nas odzywa się wtedy, kiedy musi i tylko oficjalnie. Tak, nie, dasz mi? Nie umiem tak.

Justin westchnął, podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona.

- Przepraszam. Masz rację - powiedział w moje włosy. - Musimy sobie wyjaśnić to i w ogóle wszystko.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam się zaprowadzić na kanapę.

- Nie wiem jak zacząć - usiedliśmy.

Justin ujął moje dłonie i siadł na przeciw mnie.

- Dove... Myślisz, że... To znaczy... Bardzo mi przykro, bo to co powiedziałaś mnie zabolało.

- Juss...

- Poczekaj. Jednak wiem, że ciężko jest ci tam wrócić.

- Wrócę. Pojadę z tobą do Seattle. Wiem, że za szybko zareagowałam i powiedziałam coś czego żałuję. Jeśli nadal chcesz mnie, to wrócę i zamieszkam z tobą w Seattle. Nie chciałam tego wszystkiego, tej kłótni...

- Naprawdę? - uśmiechnął się. - Boże, kobieto, czym ja na ciebie zasłużyłem?

Weszłam mu na kolana i przytuliłam się do niego.

- Nie kłóćmy się już więcej -poprosiłam.

- Daj, buzi - zrobił dziubek.

Złączyłam nasze usta i popchnęłam Justina na kanapę siadając na nim.

- Jeśli tak będziemy się godzić, to już zawsze się kłóćmy - zaśmiał się, kładąc dłonie na moje biodra.

- Nie. Nie przeżyję następnej kłótni.

- Nie mów tak. Nie po tym co zrobiłaś sobie na rękach. Boję się o ciebie dwa razy bardziej.

- Nie musisz - pokręciłam głową. - To było odruchowo, czułam się winna...

- Muszę. Zawsze się będę o ciebie bał. Nie możesz się karać, nie w ten sposób... - pocałował mnie. - Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Przewrócił mnie i zawisnął nade mną.

- Możecie przestać? Nie na środku domu - usłyszeliśmy Kale'a. - Ludzie, mam zamiar jeść.

Zepchnęłam z siebie chłopaka i spojrzałam na brata.

- Widzę, że się pogodziliście.

- Mam nadzieję - zaśmiałam się.

- Zawołaj Jazzy, bo zrobię jej śniadanie - poprosił Justin Kale'a.

- Nakarmię Nate'a - odezwałam się i poszłam na górę.

OCZAMI JUSTINA

- Ona to bardzo przeżyła - usłyszałem.

- Wiem - szepnąłem, wyciągając mleko z lodówki. - Ja też. Ale, zgodziła się. Wracamy do Seattle.

Poklepał mnie po plecach i uśmiechnął się.

- Uważaj na nią. Kibicuję wam, mam nadzieję, że wiesz, że ona jest dla mnie wszystkim. Idę po Jazzy.

Kiwnąłem głową.

- Zobacz kto chce zobaczyć swojego tatę - usłyszałem Dove.

Zeszła po schodach, niosąc na rękach Nate'a.

- Cześć mały - pocałowałem go w czoło i uśmiechnąłem się. - Niedługo zamieszkasz z nami mały. W naszym domu.

Zamieszkamy razem. Jako rodzina. Już będzie dobrze.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz