2~53.Żałuję,że żyje...

1.8K 109 42
                                    

Kiedy wyszłam z łazienki minęło około pół godziny.
Kale dobijał się do drzwi, ale nie otwierałam. Chciałam zrobić sobie krzywdę, ale nie mogłam. Bałam się, więc tylko ukarałam się za to, że tak go zraniłam.

Po otworzeniu drzwi uderzyłam w coś twardego. Kale siedział cały czas pod drzwiami i dostał w plecy.

- Boże, dziewczyno, wiesz jak się martwiłem? - przytulił mnie gwałtownie. - Pokaż mi ręce.

- Nie - szepnęłam, kręcąc głową.

- Zrobiłaś to? - objął mnie mocniej i westchnął.

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj, nie oceniam cię. Tylko proszę, nie rób tego wiecej. Przyjdź do mnie i wypłacz się ale nie rób tego. Obiecaj mi - jego ręka zaczęła jeździć po moich plecach.

- Nie mogę, Kale. Nie wiem czy potrafię. Za każdym razem kiedy coś...

- Obiję mu mordę - warknął.

- Nie - poprosiłam od razu. - Proszę cię, to nie jego wina tylko moja.

- Przestań. To nie jest twoja wina, do cholery - spojrzał na mnie. - Chociaż spróbuj, ok? Jak będziesz chciała to zrobić, spróbuj się powstrzymać i do mnie przyjdź.

Pokiwałam głową.

- Gdzie jest Justin?

- Nie wiem - wzruszył ramieniem. -Wyszedł z domu. Lynn nakarmiła Nate'a i teraz biega po całym mieszkaniu - zaśmiał się, próbując zmienić temat.

Uśmiechnęłam się.

- Bardzo cię kocham Kale - wtuliłam się w jego pierś. - Pamiętaj to -pociągnęłam nosem.

- Hej, mała, co jest? - chwycił mnie lekko za podbródek i zmusił żebym spojrzała mu w oczy.

- Nic, tylko... - otarłam oczy i odsunęłam się od niego. - Chcę żebyś to pamiętał.

- Wiem i też cię kocham. Czemu mam to pamiętać? Dove, przerażasz mnie -zmarszczył brwi.

Posłałam mu uspokajający uśmiech.

- Idę do Nate'a - skierowałam się do salonu.

- Dove - poczułam uścisk na nadgarstku, ale pokręciłam głową i mnie puścił.

Podeszłam do Lynn i usiadłam na kanapie, patrząc jak mój syn biega z pluszowym misiem po pokoju.

- W porządku? - spytała.

- Tak - pokiwałam głową, wzdychając i łapiąc syna, by się nie przewrócił.

W tamtej chwili do domu wrócił Justin i widząc mnie od razu do mnie podszedł.

- Dove... - zaczął.

- Lynn popilnujesz Nate'a? Idę na górę - zignorowałam go i uciekłam z pokoju.

Usłyszałam jak Justin wchodzi po schodach, ale nie zbliżył się do naszej sypialni tylko poszedł do Kale'a.

Podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho. Słyszałam krzyki brata i słowa skruchy Justina.

- Ona się kurwa pocięła! - mój brat krzyknął tak głośno, że lekko podskoczyłam.

- Wiem, ja... nie wiem co mam powiedzieć - Justin uderzył w ścianę. -Powinienem ją wspierać a jeszcze bardziej jej dowalam. Ale ona nie jest z cukru, no kurde.

- Tylko, że  nie każda dziewczyna przeszła tyle co ona! Rozumiem nerwy, żałoba, ale to moja siostra i robi sobie przez ciebie krzywdę! To co się stało jest ciężko przeżyć...

- Moja siostra nie żyje!

Zatkałam usta dłonią, tłumiąc szloch.

- Żałuję, że żyje... - głos Justina przerwał dźwięk rozbijanego, szklanego przedmiotu.

Ból. Rozdzierający ból poczułam w sercu słysząc te słowa z ust Justina. Uciekam szybko i pobiegłam do Nate'a.

OCZAMI JUSTINA

- Żałuję,że żyje... - Szklanka którą trzymałem w dłoni upadła głośno się rozbijając.

- Żałuję, że żyje będąc nieszczęśliwą. Powinna żyć i cieszyć się życiem. Ona na to zasługuje. Jestem idiotą... Powinienem jej pomóc a ja... -dokończyłem wcześniej przerwaną wypowiedź.

- Wiem, ale nie jest za późno, żeby to naprawić - Kale popchnął mnie w stronę drzwi. - Idź do niej.

Wyszedłem na korytarz i rozejrzałem się za Dove. Siedziała na kanapie w salonie i kołysała Nate'a na kolanach, szepcząc mu coś do ucha.

- Dove, możemy porozmawiać?

- Muszę ci coś powiedzieć - posadziła Małego na podłodze i dała mu zabawkę. - Posłuchaj Justin...

- Nie, to ty posłuchaj...

Stanęła przede mną i przerwała mi gestem ręki.

- W tamtej chwili kiedy Nick groził śmiercią mi i Jazzy... Chciałam umrzeć. Chciałam żeby Jazzy przeżyła i żebyś mógł z nią być. Byłam na to gotowa. Jednak kiedy go postrzeliłeś poczułam ulgę mimo, że wiedziałam co to oznacza. Myślałam, że zrobiłeś to, bo mnie kochasz... Teraz wiem, że zrobiłeś to odruchowo i... - zamknęła oczy, kiedy łzy spłynęły po policzkach. - Wolałabym wtedy umrzeć niż żyć teraz za świadomością, że żałujesz, że żyję. Wiedz, że nie chciałam żeby ona umarła. Wiem, że to moja wina i przepraszam.

Zmarszczyłem brwi.

- Pamiętaj, że cię kocham. Zawsze kochałam.

Zanim zrozumiałem co się dzieje ona już poszła na górę. Stałem jak wryty w ziemię.

Czemu ona myśli, że żałuję, że żyje? Przecież nigdy tak nie myślałem. Kocham ją. Nigdy jej nie winiłem za śmierć Jasmine.

- Przecież ja...- pokręciłem głową. -Chciałem cię przeprosić... - szepnąłem do siebie, odkładając na szafkę coś co jej obiecałem i  chciałem jej dać w ramach przeprosin.

Pierścionek zaręczynowy.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Where stories live. Discover now