62. Możesz być spokojny

2.8K 125 18
                                    

- Słucham? To jakiś żart?

- Nie. Jestem z Justinem - czułam jak Bieber lekko ściska moją dłoń by dodać mi otuchy.

- Nie ma opcji. Nie pozwalam - prychnął.

- Nie możesz mi zabronić.

- Mogę.

- Nie jesteś moim ojcem.

- Ale jestem za ciebie odpowiedzialny! I nie pozwolę, bo wiem, że ten chłopak nie jest dla ciebie odpowiedni!

- Nie krzycz przy dziecku - wskazałam na czterolatkę, która uczepiła się nogi Justina. - Uspokój się. Jestem z Justinem szczęśliwa.

- Cholera jasna, jeszcze dwa tygodnie temu się nienawidziliście. Co się zmieniło? Huh?

- Zakochałam się w nim.

- Stary, wiem co o mnie myślisz, ale kocham ją. Nie skrzywdzę jej.

- Weź nie pier...

- Kale, tu jest dziecko! - upomniałam go.

Kale złapał się za głowę i wziął głęboki oddech.

- W porządku. Ale pamiętaj, że jak  coś jej zrobisz, to nie chcę być w twojej skórze.

- Możesz być spokojny  - Justin objął mnie ręką w talii i przycisnął mnie do swojego boku.

Kale zacisnął usta.

- Może... Może pojedziesz do nas na obiad? I mała też?

- Naprawdę? - zdziwił się. - Jasne. Co mała, idziemy do Dove?

- Tak! - dziewczynka uśmiechnęła się i Justin wziął ją na ręce.

- Dziękuję - szepnęłam bratu do ucha. - Jesteś najlepszym bratem na świecie.

- Nieprawda! Justin jest najlepszy! - zawołała Jasmine piskliwym głosem na co się wszyscy zaśmialiśmy.

- Jesteśmy równi kochanie - pocałował małą w głowę. - Pani Lynn już pojechała?

Dziewczynka pokiwała głową.

- To możemy jechać.

Wsiedliśmy do samochodu i Kale ruszył.

- Więc... - chrząknął. - Justin... Jak długo to trwa?

- Niedługo. Trzy dni. Ale już wcześniej coś między nami było.

- No to szmat czasu.

- Kale - ponownie go upomniałam.

- Czy wy już...?

- Nie - zaprzeczyłam od razu. - Nie musisz się tak zachowywać.

- Martwię się o ciebie.

- Wiem. Doceniam to, ale ufam Justinowi.

Kiedy dojechaliśmy do domu było już koło trzynastej.

- Zanieś rzeczy na górę a ja wezmę się za obiad.

- Chodź - pociągnęłam Jussa za rękę w stronę mojego pokoju.

- A Jazzy?

- Zajmę się nią - zaoferował się Kale.

Justin kiwnął głową i dał się pociągnąć do mojej sypialni.

- Nieźle to przyjął - zaśmiał się, rzucając się na moje łóżko. - Myślałem, że będzie gorzej.

- Ja też - westchnęłam, kładąc się obok niego.

- Ładnie tu masz. Zawsze wyobrażałem sobie ten pokój trochę inaczej.

- Jak? - spytałam, kładąc głowę na jego ramieniu.

- W granacie lub szarości. Jednak podoba mi się ten fiolet. 

- A jak jest u ciebie?

- Niedługo sama zobaczysz - uśmiechnął się.

- Wiesz, że przez ten czas kiedy byliśmy ze sobą, ani trochę nie myślałem o tym co będzie dalej?

Pokręciłam głową.

- Ja też nie.

- Za trzy dni będę pełnoletni. Nie mam jeszcze pracy, kasa się kończy i muszę znaleźć niańkę dla Jazzy, ale mam to daleko gdzieś, bo myślę tylko o tym co jest teraz.

- Justin...

- Wiesz, że kiedy patrzę na ciebie jak śpisz to jestem spokojniejszy niż gdy mnie nie ma obok. Boję się czy wszystko jest w porządku. Nie będę już z tobą spał i cholernie się martwię. Nie wierzę, że się zakochałem. To dla mnie zupełnie nowe i...

Zamknęłam mu usta pocałunkiem.

- I chcę być najlepszym chłopakiem jakiego możesz mieć - dokończył.

- Jesteś - chwycił mnie w talii i pociągnął na siebie. - Jesteś i będziesz.

- Nigdy nie mów nigdy.

- Wątpisz w to?

- Tak. Szczerze wątpię w to, że to mi się uda. Bo... Boję się, że nie dam rady.

- Dasz. Oczywiście, że dasz. Nieważne jest to co robiłeś. Ważne jest to, że się kochamy. Bo cię kocham i ufam ci.

- Jesteś najlepszym co mnie spotkało. Pokażę ci, że ze mną będziesz szczęśliwa.

- Ja już jestem. Nie zadręczaj się głupstwami - położyłam mu dłonie na policzkach i pocałowałam lekko jego usta.

- Nie zasługuję na ciebie.

- Oh, zamknij się - wpiłam się w jego różowe wargi a on od razu oddał pocałunek kładąc ręce na moje plecy i zaczynając kreślić na nich wzorki co spowodowało dreszcz, który przebiegł mi po kręgosłupie.
Jego dłonie błądziły po mojej talii i biodrach co jakiś czas wracając na plecy, a ja zatracałam się w pocałunku.

Nawet nie zauważyliśmy kiedy Jazzy przybiegła do pokoju i usiadła na łóżku.

- Ble - zaśmiała się a my jak na zawołanie odskoczyliśmy od siebie.

- Jazzy, nie można tak bez pukania! - wydyszał Justin.

- Kale woła was na obiad.

- Powiedz mu, że już idziemy.

Dziewczynka pobiegła na dół a my się zaśmialiśmy.

- Jest bardzo mądra jak na czterolatkę - zauważyłam.

- A co by było gdybyśmy...

- Nie kończ. Chodź Romeo -pociągnęłam go w stronę drzwi ignorując to, że po drodze klepnął mnie w tyłek.

I'll show you /JB/ 1&2 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz