- Słucham? To jakiś żart?
- Nie. Jestem z Justinem - czułam jak Bieber lekko ściska moją dłoń by dodać mi otuchy.
- Nie ma opcji. Nie pozwalam - prychnął.
- Nie możesz mi zabronić.
- Mogę.
- Nie jesteś moim ojcem.
- Ale jestem za ciebie odpowiedzialny! I nie pozwolę, bo wiem, że ten chłopak nie jest dla ciebie odpowiedni!
- Nie krzycz przy dziecku - wskazałam na czterolatkę, która uczepiła się nogi Justina. - Uspokój się. Jestem z Justinem szczęśliwa.
- Cholera jasna, jeszcze dwa tygodnie temu się nienawidziliście. Co się zmieniło? Huh?
- Zakochałam się w nim.
- Stary, wiem co o mnie myślisz, ale kocham ją. Nie skrzywdzę jej.
- Weź nie pier...
- Kale, tu jest dziecko! - upomniałam go.
Kale złapał się za głowę i wziął głęboki oddech.
- W porządku. Ale pamiętaj, że jak coś jej zrobisz, to nie chcę być w twojej skórze.
- Możesz być spokojny - Justin objął mnie ręką w talii i przycisnął mnie do swojego boku.
Kale zacisnął usta.
- Może... Może pojedziesz do nas na obiad? I mała też?
- Naprawdę? - zdziwił się. - Jasne. Co mała, idziemy do Dove?
- Tak! - dziewczynka uśmiechnęła się i Justin wziął ją na ręce.
- Dziękuję - szepnęłam bratu do ucha. - Jesteś najlepszym bratem na świecie.
- Nieprawda! Justin jest najlepszy! - zawołała Jasmine piskliwym głosem na co się wszyscy zaśmialiśmy.
- Jesteśmy równi kochanie - pocałował małą w głowę. - Pani Lynn już pojechała?
Dziewczynka pokiwała głową.
- To możemy jechać.
Wsiedliśmy do samochodu i Kale ruszył.
- Więc... - chrząknął. - Justin... Jak długo to trwa?
- Niedługo. Trzy dni. Ale już wcześniej coś między nami było.
- No to szmat czasu.
- Kale - ponownie go upomniałam.
- Czy wy już...?
- Nie - zaprzeczyłam od razu. - Nie musisz się tak zachowywać.
- Martwię się o ciebie.
- Wiem. Doceniam to, ale ufam Justinowi.
Kiedy dojechaliśmy do domu było już koło trzynastej.
- Zanieś rzeczy na górę a ja wezmę się za obiad.
- Chodź - pociągnęłam Jussa za rękę w stronę mojego pokoju.
- A Jazzy?
- Zajmę się nią - zaoferował się Kale.
Justin kiwnął głową i dał się pociągnąć do mojej sypialni.
- Nieźle to przyjął - zaśmiał się, rzucając się na moje łóżko. - Myślałem, że będzie gorzej.
- Ja też - westchnęłam, kładąc się obok niego.
- Ładnie tu masz. Zawsze wyobrażałem sobie ten pokój trochę inaczej.
- Jak? - spytałam, kładąc głowę na jego ramieniu.
- W granacie lub szarości. Jednak podoba mi się ten fiolet.
- A jak jest u ciebie?
- Niedługo sama zobaczysz - uśmiechnął się.
- Wiesz, że przez ten czas kiedy byliśmy ze sobą, ani trochę nie myślałem o tym co będzie dalej?
Pokręciłam głową.
- Ja też nie.
- Za trzy dni będę pełnoletni. Nie mam jeszcze pracy, kasa się kończy i muszę znaleźć niańkę dla Jazzy, ale mam to daleko gdzieś, bo myślę tylko o tym co jest teraz.
- Justin...
- Wiesz, że kiedy patrzę na ciebie jak śpisz to jestem spokojniejszy niż gdy mnie nie ma obok. Boję się czy wszystko jest w porządku. Nie będę już z tobą spał i cholernie się martwię. Nie wierzę, że się zakochałem. To dla mnie zupełnie nowe i...
Zamknęłam mu usta pocałunkiem.
- I chcę być najlepszym chłopakiem jakiego możesz mieć - dokończył.
- Jesteś - chwycił mnie w talii i pociągnął na siebie. - Jesteś i będziesz.
- Nigdy nie mów nigdy.
- Wątpisz w to?
- Tak. Szczerze wątpię w to, że to mi się uda. Bo... Boję się, że nie dam rady.
- Dasz. Oczywiście, że dasz. Nieważne jest to co robiłeś. Ważne jest to, że się kochamy. Bo cię kocham i ufam ci.
- Jesteś najlepszym co mnie spotkało. Pokażę ci, że ze mną będziesz szczęśliwa.
- Ja już jestem. Nie zadręczaj się głupstwami - położyłam mu dłonie na policzkach i pocałowałam lekko jego usta.
- Nie zasługuję na ciebie.
- Oh, zamknij się - wpiłam się w jego różowe wargi a on od razu oddał pocałunek kładąc ręce na moje plecy i zaczynając kreślić na nich wzorki co spowodowało dreszcz, który przebiegł mi po kręgosłupie.
Jego dłonie błądziły po mojej talii i biodrach co jakiś czas wracając na plecy, a ja zatracałam się w pocałunku.Nawet nie zauważyliśmy kiedy Jazzy przybiegła do pokoju i usiadła na łóżku.
- Ble - zaśmiała się a my jak na zawołanie odskoczyliśmy od siebie.
- Jazzy, nie można tak bez pukania! - wydyszał Justin.
- Kale woła was na obiad.
- Powiedz mu, że już idziemy.
Dziewczynka pobiegła na dół a my się zaśmialiśmy.
- Jest bardzo mądra jak na czterolatkę - zauważyłam.
- A co by było gdybyśmy...
- Nie kończ. Chodź Romeo -pociągnęłam go w stronę drzwi ignorując to, że po drodze klepnął mnie w tyłek.
CZYTASZ
I'll show you /JB/ 1&2 ✔
FanfictionDove i Justin zaczęli się nienawidzić od pierwszego spotkania. Chłopak obiecał, że będzie jej niszczyć życie. Dziewczyna została w przeszłości bardzo skrzywdzona i cierpi, lecz chłopak tego nie widzi. Czy nienawiść da się przezwyciężyć? Cześć dru...