-XXIX-

365 27 4
                                    

*POV* LUCYFER

— Jesteś chory — stwierdził Shine, głośno śmiejąc się na kolejną, opowiedzianą przeze mnie historię, która miała miejsce za czasów, kiedy zmuszany byłem do życia w zakonie. — I pomyśleć, że moja matka miała cię tak długo pod nosem. Takiego szatana. Z nazwiskiem Carter. I nie wpadła na pomysł, że to dzieciak jej psiapsiółki.

— To twoja matka, czego ty oczekujesz — parsknąłem śmiechem, a chłopak dał mi kuksańca w bok.

— Jestem super inteligentny — stwierdził, przechylając do dna kolejną szklankę whisky.

— Zwłaszcza po pięciu drinkach. — Dalej się z niego nabijałem, widząc jak za każdym razem robił coraz bardziej teatralnie naburmuszoną minę.

Nie spodziewałem się, że mógłbym mieć z tym informatykiem tak wiele wspólnych tematów do rozmów.

— Muszę dokończyć grę wstępną z Hazel — parsknął nagle, odwracając się do brunetki, wywijającej na parkiecie w seksowny sposób razem z pozostałymi przyjaciółkami. Wypiłem trochę drinka i posłałem mu zdziwione spojrzenie.

— Dokończyć? — zapytałem, unosząc brew.

— Tak, Ruth i Jamie przyszli do nas — przerwał, jakby uświadamiając sobie jakiś niuans. — W sprawie mapy. Jak Jamie dowiedział się, że Ruth jest tak świetnie wyuczona to od razu ją do mnie przyprowadził.

— Słyszałem o tej mapie — powiedziałem, spoglądając w między czasie na blondwłosą dziewczynę, która zmysłowo schodziła w dół, podczas tańca, ocierając się o moją rudowłosą siostrę. Upiłem jeszcze większego łyka drinka, nie kontrolując swojego uśmiechu, który wkradł się na moją twarz. — Ruth jest chodzącą encyklopedią, jeśli chodzi o geografię i historię poszczególnych krain historycznych — powiedziałem, co jednym uchem zasłyszał kelner i posłał nam zdziwione spojrzenie. Pewnie uznał, że jesteśmy na takim etapie upojenia alkoholowego, by rozmyślać nad istnieniem wszechświata. Roześmiałem się pod nosem na własne porównanie i podniosłem wzrok na Shine'a, który od pewnego czasu przyglądał mi się w zupełnej ciszy. — Co ci zaprząta głowę, młody?

— Jesteś starszy zaledwie kilka miesięcy — powiedział na wstępie, a zaraz potem skinął brodą w stronę dziewczyn i cicho westchnął. — Kobiety potrafią namieszać, co?

— Gdyby nie potrafiły, nie nazywałyby się kobietami — powiedziałem ze śmiechem, kiwając barmanowi, by dolał mi trunku do praktycznie opróżnionej szklanki. — A teraz powiedz wprost do czego zmierzasz. — Odwróciłem głowę, by na niego popatrzeć. Shine spiął się moją bezpośredniością.

— O Ruth, domyśliłeś się pewnie — wymamrotał, powielając mój gest w stronę kelnera. — Jesteście sobie bliscy, nie?

— Skąd to pytanie? — zapytałem podejrzliwie, mierząc go spojrzeniem. Miałem nawyk do analizowania ludzi, na wypadek, gdyby ktoś próbował mnie oszukać i zdradzić albo podejść i wyzyskać potrzebne mu informacje. Jako ukrywający się dzieciak z rodu Carterów musiałem wyuczyć się tego, by przetrwać wśród wszędzie węszących gnid.

— To znaczy... Nie wiem jak zacząć — roześmiał się, po czym przejechał dłonią po jasnobrązowych włosach. — Zauważyłem, że Hazel ewidentnie ją polubiła. To naprawdę rzadkość w jej przypadku — mówił, nerwowo bawiąc się swoimi dłońmi. — Czuję się jak stary facet, który ma za moment porozmawiać ze swoim dorastającym dzieciakiem o seksie.

— Przejdź do rzeczy — zaproponowałem ze śmiechem, widząc jak zaczyna się soczyście czerwienić.

— Nie chcesz wykorzystać i zostawić Ruth, nie? Miałbyś przesrane u mojej dziewuchy — powiedział, z powagą spoglądając na moją twarz. — Nie chciałbym wybierać między związkiem, a ocaleniem życia swojego ledwie odnalezionego braciaka.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now