-17-

12.7K 732 56
                                    

W Burger King najadłyśmy się do syta, po czym Jo wpadła na pomysł, aby odwiedzić pobliski park. Było w nim mnóstwo drzew o szerokiej gamie odcieni zieleni i ciemnobrązowych ławek na metalowych, elegancko powykręcanych, czarnych nóżkach. Kilkoro ludzi biegało po parku, bawiło się z dziećmi i zwierzętami, urządzało pikniki...

Ptaki śpiewały głośno i bardzo melodyjnie, a wiatr z lekka kołysał gałęziami roślin, powodując przyjemny dla uszu szum. Gdy usiadłyśmy na ławce przy połyskującym w blasku słońca jeziorze, blondynka zdobyła się na szczerą rozmowę, która za każdym razem nam nie wychodziła i kończyła się śmiechem. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

- Rachel? - Spojrzała na mnie, aby móc zapytać spojrzeniem. - Jak myślisz, co nas jeszcze czeka? - szepnęła, zaglądając myślami wstecz.

- Nie mam pojęcia. Na pewno będzie dużo kłopotów, zwracając uwagę na to, z kim się zadałyśmy. - Westchnęłam. - Nie wiem jak ty, ale ja... Mam trochę wyrzutów sumienia.

- To znaczy? - Uniosła brwi.

- Jo, ukrywam gang i jestem z nim stanowczo związana. - Spojrzałam na nią z miną, która pokazywała jak bardzo samej siebie nie rozumiałam. - Jednego kolesia zadźgałam w ramię, barmanowi roztrzaskałam mózg, dwóch innych się przeze mnie utopiło, a jeszcze jednego przebiłam nożem na wylot - wymieniłam z rezygnacją.

- W słusznych sprawach... - szepnęła. - Boisz się?

- Nie, chcę tylko się upewnić, że to, co zrobiłam nie było aż tak złe jak myślę. - Wpatrywałam się w dal.

- Co chcesz zrobić? - zapytała, także patrząc gdzieś przed siebie.

- Pojadę jutro do pastora - orzekłam, a blondynka spojrzała na mnie z wielkim zdziwieniem. - Jo, ja cię przepraszam. - Zaszkliły mi się oczy.

- Za co? - Pokręciła głową.

- Wciągnęłam cię w to wszystko - szepnęłam. - Ja sama nie chce brać udziału w tym całym szaleństwie, a jeszcze i ty! - Rozkleiłam się, przez co Amy ze stanowczością i wielką troską złapała mnie w swoje ramiona, mocno przyciskając.

- Nie płacz, Rachel. Błagam, bo ja też będę. - Pogłaskała mnie po głowie, przez co po chwili obie beczałyśmy, niczym owce.

- Przepraszam. - wyszeptałam, wklejając zapłakaną twarz w jej włosy. Blondynka bez słowa mocniej mnie do siebie docisnęła i westchnęła.

- Nie zawsze jest jak chcemy - powiedziała. - Ale pamiętaj, że jesteśmy w tym razem.

- Wiem. - Spojrzałam na nią. Miała w granatowych oczach mały magazyn słonych łez, które usilnie wstrzymywała. - Nie będzie tak źle, co? - Uśmiechnęłam się słabo.

- Dla nas obu? Na pewno nie. - Odwzajemniła uśmiech i złapała za dłoń, którą ścisnęłam. Trzymałyśmy dłonie złączone przez kilka dłuższych chwil, aby słowa stały się przysięgą. - Razem do końca?

- Do końca. - Kiwnęłam głową, szeroko się uśmiechając. Łzy mimowolnie wdarły się na moją twarz, kiedy uświadomiłam sobie, że...
Jo była dla mnie wszystkim.

***

Nasz pokój był piękny. Wielka purpurowa sypialnia i marmurowa łazienka wyglądały wprost bajecznie, a sam widok z okna hotelu budził zachwyt. Amy Jo miała nosa do tych spraw. Wybrała chyba najlepszy pokój z możliwych.

- Gdzie idziesz? - zapytałam, widząc jak blondynka kieruje się w stronę wyjścia.

- Chciałam powiedzieć służącym, żeby przynieśli nam coś do jedzenia. - Zauważyła, łapiąc za mosiężną klamkę.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now