XII

468 20 6
                                    

*POV* Chelsea

Zanim dotarliśmy do pracowni Shine'a, dowiedziałam się od wujka o zdarzeniach, które zapoczątkowały los mój i mojej bliźniaczki. Nie wiedziałam, że wszystko wydarzyło się tak tragicznie. Słyszałam o weselu mojej ciotki Shmi wraz z wujkiem Eddie, który zginął ówczesnego dnia, po walce z brutalnymi Japończykami i o decyzji rodzicielki. Wchodząc do pokoju mojego kuzyna, zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja ucierpiałam przez żółtoskórych nieprzyjaciół. Na szafce Shine'a zobaczyłam kilkanaście fotografii, które przedstawiały jego najbliższych. Na największej z nich, Light był w tygryskowej piżamie, przytulając do siebie rudowłosą dziewczynę ze złośliwym uśmieszkiem i bladego bruneta o wesołych, zielonych oczach.

Pozwalając by Jamie kontynuował swój monolog, nie odzywałam się, a zwolniłam kroku, by zobaczyć też kilka innych zdjęć. Wśród nich był mały Shine z kilkoma ząbkami, przytulający się z wielką miłością do fioletowowłosej, młodej i pięknej dziewczyny. Miałam wrażenie, że mimo szalonych włosów i miłości do syna, w jej oczach widniał nieprzebrany ból i pustka, jakby spowodowana czyimś odejściem. Najprawdopodobniej odejściem ukochanego, który na fotografii obok przytulał ją do siebie z szerokim uśmiechem na ustach pod Big Benem. Byli bardzo młodzi i pełni życia, od razu zauważyłam piekielne podobieństwo Shine'a do jego ojca. Tak jak on miał brązowe włosy, choć bardziej kręcone i szare, duże oczy, mieniące się od czasu do czasu zielonkawym poblaskiem.

— ...Słuchasz mnie, Chelsea? — zapytał Jamie, orientując się, że nie wchodzę za nim do pracowni kuzyna.

— Tak, tak — mruknęłam, czerwieniąc się lekko, gdy podeszedł do mnie i założyłam włos za ucho. — Ja tylko...

— Ach, rodzice Li. Smutna historia... Bardzo brakuje mi Cloud, była taką wspaniałą dziewczyną. W żartach zawsze nazywałem ją ciotką, choć nienawidziła tego, bo uważała, że jest na to za młoda — szepnął, a zaraz potem zmarszczył brwi. — No i w końcu, nie była moją ciotką! — zaśmiał się, leniwie machając w powietrzu ręką.

— A ty jesteś rok starszy i każesz mówić sobie wujku — zirytowałam się.

— Bo tak jest słodko. — Wzruszył ramionami. — Wracając do tematu, będę musiał ci opowiedzieć kiedyś historię tej rodziny. Ciężko jest połapać się kto jest z którego rodu!

— Wchodzicie czy będziecie gawędzić sobie przy moich bokserkach? — Usłyszałam z boku rozbawiony głos szatyna, który opierał się o panel wprowadzający nas do jego tajnej pracowni. Dopiero zauważyłam, że moja stopa leży obok czerwonych majtek chłopaka, a kolejne dwie szare pary zagrzewają swoje miejsce na łóżku.

— Skoro tak błagasz,to wejdziemy. — Jamie szturchnął go w ramię i od razu wparadował do środka. Shine skinął mi palcem, żebym śmiało weszła, więc truchtem podbiegłam do niego i przekroczyłam próg tego miejsca, nie kryjąc podziwu dla tak wielkiej technologii i urządzeń, którymi się zajmował.

— Szanuję cię Li za to, że wiesz do czego służy każdy głupi przycisk... — szepnęłam, oglądając wielkie ekrany i panele sterujące. — To musi być bardzo trudne.

— Nie podlizuj się, Cheche. Twój dziadek od strony ojca też był informatykiem. Ale wielkie rzeczy! — zaśmiał się Jamie, wskakując na miękki fotel bratanka, kręcąc się na nim wokół własnej osi.

— Ty nawet nie wiesz jak odpalić Facebooka, co mówiąc o aktualizacji aplikacji — odgryzł mu się Shine, delikatnie podśmiewując.

— A ty nie potrafisz używać nawet desert eagle.

— Nie zmieniaj tematu!

— Jak wytykamy sobie wszystko to wszystko — powiedział, z rywalizacją w oczach, blondwłosy mężczyzna.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz