XXVII

713 36 11
                                    


*POV* Ivy.

Jedliśmy śniadanie całą grupą, przygotowaną przez Percy'ego, gdy do środka wpadł zasapany Aiden. Bez słowa przywitania się złapał mnie za rękę i pociągnął do pokoju, w między czasie kiwając głową do brata, żeby ruszył za nami.
- Mała, twoja matka była w kościele. - popatrzył na mnie uważnie, a mi gęba obiła się o cztery ściany i zawiesiła na żyrandolu.
- Co? - zapytałam niedowierzająco.
- Przecież wiem, co mówię. - kiwnął głową, a Carlos znalazł się zaraz za nami.
- Co jest? - zapytał go i stanął obok mnie.
- Widziałem się w kościele z jej matką. - pokręcił zabawnie głową, a brunet cicho funknął.
- I to takie ważne? - zaśmiał się złośliwie, a ja uderzyłam go w bok.
- Dobra, weź wyjdź. Nie po to Aiden cię zawołał, żebyś robił z siebie idiotę. Chociaż w sumie i tak jesteś idiotą. - skrzyżowałam ręce, a on jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
- Miejsza. - jego starszy brat machnął ręką. - To na pewno twoja matka, bo powiedziała, że z domu uciekła jej córka i bratanek, ponieważ chcą odkryć ich przeszłość.
- No więc, to ona. - zdenerwowałam się. - Szare oczy, średniego wzrostu, brązowe włosy?
- Tak. - kiwnął głową. - Dodała też, że nie powiedziała ci o twoim prawdziwym ojcu, dlatego jest pewna, że nie będziesz chciała z nią nigdy więcej rozmawiać. - popatrzył na mnie uważnie, a ja spochmurniałam.
- Nie jestem na nią aż taka zła. Ale i tak nie chcę się z nią narazie spotkać. - westchnęłam. - Też pewnie ciężko byłoby mi mówić o zmarłym szybko mężu, ale to nie znaczy, że nic bym nie powiedziała swoim dzieciom. Na pewno by wiedziały. - kiwnęłam stanowczo głową, a bracia wymienili się spojrzeniem.
- Przyznała, że miała mroczną przeszłość. Możesz przestać szukać. - klepnął mnie w ramię.
- Tak po prostu? - rozłożyłam ręce.
- Przecież już wiesz, że należała do gangu, kim był twój ojciec i chyba to wszystko, co było ci potrzebne, nie? - ujrzałam zdziwiony wzrok Carla.
- Niby tak, ale czuję, że nadal jest coś nie tak. - westchnęłam. - A tak właściwie skąd wiedziała, że już znam prawdziwego ojca?
- Pojechałem za nią do ich domu. Mieszkają tam, gdzie wy jeszcze kilka dni temu. - skrzyżował ręce.
- Papiery! - stuknęłam się w czoło. - No jasne.
- Więc zagadka rozwiązana, nie męcz się więcej. - oznajmił Carlos, krzyżując ręce. Nagle w kuchni usłyszeliśmy dziwne krzyki i zdozerientowani wyszliśmy z salonu. Myślałam, że dostanę zawału, widząc przed sobą mamę, ciotkę i wujka z broniami w dłoniach. Schowałam się za plecami Carlosa i zatkałam usta, żeby nie krzyknąć.
- Odechce się wam zabaw. - słyszałam jak wuj Shiley ciągnie za uszy swoje dzieci. Auć.
- Tatoo... - wiedziałam, że Shannon wywraca oczami.
- Przecież nic nie zrobiliśmy! Wpadłam na nich przez przypadek. - tłumaczyła się Shmi. - Nie bądź zły, tatku!
- Cicho! W domu pogadamy! - warknął na nich.
- Ty śledziłeś mnie, a ja ciebie. Co sobie myślałeś, chłopcze? Że oszukasz dawną gangsterkę? - wyjrzałam delikatnie, widząc jak macha przed nosem księdza czarną, lśniącą bronią. - Gdzie moja córka? Gadaj!
- Poważnie? - Carlos spojrzał na swoją trójkę kumpli, którzy grzecznie siedzieli przed ciotką Jo.
- Ty! - krzyknęła w jego kierunku. - Ja cię już widziałam.. - zostawiła jego kumpli, którzy nadal jedli kanapki, nic sobie nie robiąc z naszej rodzinnej awantury.
- Poważnie? - znowu zadał to samo pytanie. Wiedziałam, że moją mamę wkurzyło to jeszcze bardziej.
- Gdzie moja córka!? - zamachała mu nosem przed bronią.
-Jaka córka? - zaśmiał się złośliwie.
- Nie zgrywaj idioty. - warknęła ciocia. - Widziałam cię na cmentarzu Herp Fire!
- Byłaś na cmentarzu Herp Fire? - zapytała ją z gniewem mama i wujek Shiley. - Bez nas?!
- I tak byście nie pojechali! A ja go widziałam!
- Byłeś na cmentarzu Herp Fire i mnie ze sobą nie zabrałeś!? - zrobiłam to samo, co mama, jednakże w kierunku bruneta.
- Ale dramat.. - zaśmiał się Jace sącząc shake'a, za co został skarcony wzrokiem.
- Ivy! - mama ucieszyła się na mój widok. Ja na jej trochę miej, chociaż muszę przyznać, że tęskniłam.
- Chwila, chwila. STOP. - zamachałam rękoma. - Zacznijmy od początku.
- Tak, czemu zwialiście? - spojrzał na mnie wujek Shiley.
- Jeszcze się nie domyśliliście? - westchnęłam. - Żeby dowiedzieć się, czemu na przykład latacie dookoła nas z bronią. Już wiemy, że byliście gangsterami Herp Fire. - uniosłam brew ku górze. - Że mamusia nie powiedziała mi o moim prawdziwym ojcu.. - popatrzyłam na nią ze złością.
- Ivy, porozmawiamy w domu. - zamachała do mnie ręką, chcąc przyciągnąć do siebie, ale się wyrwałam.
- Nigdzie z tobą nie idę. Nie mam pięciu lat. Ty byłaś młodsza o rok i już zwiałaś z domu, a ja jestem dorosła i niby nie mogę, tak? - zaśmiałam się złośliwie.
- Ivy! - skrzyżowała ręce. - A możemy tak o tym na osobności?
- Bo akurat moi przyjaciele o tym nie wiedzą.. - westchnęłam, krzyżując ręce.
- Ale ty chyba nie wiesz czegoś o nich. - wtrąciła się ciocia Jo. - Niech ten chłoptaś obok ciebie się teraz usprawiedliwia.
- Pani też ma coś do powiedzenia swoim przyjaciołom. - skrzyżował ręce, jak zwykle pewnym siebie ruchem.
- To chyba normalne, że poszłam odwiedzić przyjaciół. - fuknęła. - Nawet jeśli nie z Rachel i Shiley'em.
- A to nienormalne, że poszłem odwiedzić ojca? - uniósł brew ku górze, a wszyscy ze zdziwieniem na niego spojrzeli. Tylko nie Aiden.
- Co? - zapytałam go z niedowierzaniem.
- Jakiego znowu ojca? - wtrącił się wujek Shiley.
- Jakiego? - zaśmiał się. - Bardzo dobrze go znaliście. - uniósł brew ku górze. - Szczególnie, pani. - skinął nosem na ciotkę, a ona wymieniła się spojrzeniem z resztą.
- Noah? - westchnęła.
- Ta. - kiwnął głową. - Jestem synem Noah'a. Wow, co?
- Ale j-jak? - zdziwili się. W sumie ja też. Nawet jeśli nie wiem o kim mowa. Pewnie chodzi o tego bruneta ze zdjęcia. No, jednego z dwóch.
- Czyli, że.. - zaczął Eddie.
- Aiden nie jest moim prawdziwym bratem. Tak, bo co? - warknął. - Ale ktoś jest bardzo ciekawski. - zmierzył srogim wzrokiem matkę Shmi i Shannon'a.
- A twoja mama? - zapytał wujek Shiley.
- Nie znacie. - westchnął. - Tak bywa.
- Jeej.. - westchnęła ciocia.
- W sumie jesteś do niego podobny. - oznajmiła moja mama. - Nawet, nawet.
- Ale nowość. - pokręcił ze sarkazmem głową.
- Ale jesteś mniej miły, zdecydowanie. - wuj Shiley zilustrował go spojrzeniem.
- Kim był Noah? - wtrąciłam się.
- Członkiem gangu. - mruknął mi na boku.
- I nic mi nie powiedziałeś? - uderzyłam go w bok. - A wiedziałeś o kim mowa i nic!? - znowu go uderzyłam w bok. - Ani słowa! Ani słowa, znowu kolejna osoba mnie oszukała. - ostatni raz go uderzyłam i odwróciłam się na pięcie odchodząc.
- Ivy.. - wywrócił oczami, idąc za mną.
- Te! Łapy od mojej córki z daleka! - słyszałam głos mamy.
- Trochę za późno. - mruknął i ruszył za mną zostawiając ich w kuchni. - Ivy.. Ivy, zaczekaj!
- Daj mi spokój. - warknęłam, zbierając do torby kilka rzeczy. - Mam dosyć ciebie i was wszystkich. Gdzie tak właściwie podziała się Lottie?
- Nie wiem. Rano mówiła, że musi załatwić coś na mieście. - wzruszył ramionami. - Co ty robisz?
- Pakuje się, nie widzisz? - zasunęłam suwak i otworzyłam okno.
- Opanuj się, Ivy. - złapał mnie za rękę.
- Czego mi jeszcze nie powiedziałeś? - popatrzyłam na niego. - Wiesz coś jeszcze, prawda? - brunet spuścił wzrok. - Wiedziałam. Nie mów mi, oczywiście. Przecież tak jest lepiej. - warknęłam sarkastycznie.
- Ale ja narazie nie mogę, jasne? - zmierzył mnie spojrzeniem.
- Wszystko można, jeśli się chce. - warknęłam i wyskoczyłam oknem, kierując się do garażu. Bez wachania odpaliłam silnik i pomknęłam przed siebie, niczym strzała. Chuj z policją, chuj z najbliższymi, chuj ze światem. Wiedziałam, że wszyscy są warci nienawiści. Wszyscy.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now