XLIX

620 40 1
                                    


Minęło kilka dni. A tu znowu to samo.

Dzisiaj Shmi i Eddie wyjeżdżają na tygodniowy pobyt do Miami.

Ruda krzątając się od rana po domu, udzielała swoim entuzjazmem wszystkich, którzy byli w jej otoczeniu. Ja też się na to załapałam. Robiąc sobie na śniadanie płatki z mlekiem, patrzyłam jak w tę i spowrotem biega z jakimiś rzeczami, które zapomiała spakować do walizki.

Zaśmiałam się cicho z jej nieogarnięcia i dalej kontynuowałam posiłek. Eddie towarzyszył mi przy tym, nie mogąc zrozumieć, czemu jego dziewczyna, a raczej narzeczona, tak bardzo martwi się o to, czy wszystko ze sobą zabierze.

- Nienormalna. - kiwnął głową. - Ale i tak ją kocham.
- Naprawdę? Niemożliwe! - popatrzyłam na niego złośliwie i zaczęłam się śmiać. Rudy pstryknął mnie w nos i przeszedł na kanapę, żeby pooglądać sobie coś w telewizji. Moi rodzice jeszcze spali, wujek Shawn z żoną i dziewczynki też, natomiast ciocia Jo podlewała w całym domu kwiatki, ciągle obserwując każdy ruch córki. Wujka Shiley'a natomiast gdzieś wcięło. Pewnie pojechał do sklepu. Nie zdziwię się, kiedy kupi Eddie'mu prezerwatywy. Jest jeszcze "za młody, żeby się zestarzeć".

Moje myśli przerwał bardzo dobrze znany dzwonek, a mianowicie piosenka
Anne Marie - Ciao Adios.

Zanim odebrałam, musiałam zaśpiewać sobie cały refren.

Oczywiście, granie na czekanie też mam ustawione, więc może ktoś śpiewał razem ze mną.

- Słucham? - zapytałam z uśmiechem, kręcąc się na wysokim krześle przy barku w kuchni.

- Nie mów sł..

- Wiem. Dzień dobry, Carl. - zaśmiałam się, zanim skończył i usłyszałam, że jego humor jest równie dobry.
- Tak, witaj Lynn. - chrząknął. - Co u ciebie?
- Patrzę jak Shmi i Eddie przygotowują się do wyjazdu. Panuje totalny chaos, ale i tak jest zabawnie. Na dodatek ten upał.. Kto słyszał, żeby od siódmej rano na dworze było ponad trzydzieści stopni Celsjusza? Oczywiście, tu jest Los Angeles. - machnęłam niedbale ręką nad miską z moim jedzeniem. - A u ciebie?

- Percy nauczył się już kilkunastu podstawowych ruchów, typowych dla perkusisty i idzie mu całkiem dobrze. - zaczął. - Ja też mam niezłe wprawienie w gitarze. Ostatnio ułożyłem nawet piosenkę, bo jest mi zbyt zimno, żeby wychodzić na zewnątrz. Dwadzieścia stopni to nie jest przebojowa temperatura, podczas kiedy zabrałem ze sobą same koszulki i spodenki! - powiedział, a ja zaczęłam się z niego śmiać. - I codziennie chodzę do tego specjalisty. Koleś stara się jak może, trzeba przyznać. Pokazuje mi różne zdjęcia i w ogóle. Ostatnio udało mi się rozpoznać nawet miejsca, w których byłem!

- Wspaniale! - ucieszyłam się. - Jest więc coraz lepiej. - kiwnęłam głową, nawet jeśli nie mógł tego zobaczyć. Byłam szczęśliwa, że Carl nadal chce walczyć.
- Tak. - chrząknął. - A co z Aiden'em? Nadal się nie odzywa?
- Niestety. - westchnęłam, teatralnie. Wiedziałam, że te kłamstwa są nie fair, ale kiedyś, kiedy odzyska pamięć, powiem mu o tym, co z nim zrobiliśmy. - Pewnie gdzieś wyjechał. Może cię szuka?
- Odebrałby telefon. Nie wiem, pewnie się obraził i nie chce gadać. - warknął. - To tak jakby mój brat i całkiem się do niego przyzwyczaiłem, ale skoro woli.. W końcu nie ma wobec mnie żadnych zobowiązań. Oboje jesteśmy dorośli.
- To prawda. - kiwnęłam głową. - Ale po co psuć sobie tym humor? Powiedz mi lepiej o tej piosence, którą napisałeś!
- Przeczytać ją? - zaśmiał się, a w słuchawce usłyszałam szelst kartek.
- Zaśpiewaj. - szepnęłam.
- C-co? - pewnie się zawstydził. Ton jego głosu wskazywał na to, że teraz jest czerwony jak burak i nieco zawstydzony, ale po chwili zacznie śpiewać, bo w końcu sobie tego zażyczyłam. - Mam śpiewać do telefonu?

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now