-88-

5.6K 367 72
                                    


Obudziłam się w całkiem dużym pokoju, przykryta niebieską kołdrą, pod sam nos. Rozejrzałam się. Powietrze było bardzo czyste, zza okna powiewał delikatny wiatr, a biała zasłona unosiła się nad ziemią kilkanaście centymetrów. Poznałam ten szum. To woda nad jeziorem falowała, wydając z siebie miłe dla uszu dźwięki. Pytanie, co robiłam w Chicago.

Popatrzyłam na swój dawny pokój. W rogu stały nierozpakowane walizki, a praktycznie wszystkie szafki były puste. Fotel stał bezwładnie przy biurku, a stara lampka była cała zakurzona. Popatrzyłam na sufit, nad którym pracowałam samodzielnie, gdy byłam mała. Miał kolor granatowy, niczym wieczorne niebo, a wszędzie porozsypywane były gwiazdki. Patrząc do góry, gdy zasypiałam, czułam się szczęśliwa. Teraz leżałam, nie rozumiejąc jak to możliwe, że żyłam.

Skoczyłam z okna, które znajdowało się porządne kilka metrów nad ziemią. Usiadłam na łóżku i pomasowałam się po rękach i nogach ozdobionych siniakami. Spoglądając na stojące po przeciwnej stronie lustro, starałam się ułożyć włosy. Na nic się to jednak nie zdało, a ja siedziałam w pół rozpiętej, białej koszuli i czarnych, sportowych spodenkach. Wygrzebałam spod łóżka kapcie, które były na swoim miejscu, tam gdzie je zostawiłam i podeszłam do okna.

Tak dawno nie widziałam tego miejsca. Gałęzie drzew uginały się lekko od porannego, orzeźwiającego powiewu, a ptaki latały koło domu wesoło podśpiewując. Motyle i pszczoły pracowicie krążyły wokół kwiatów w naszym ogrodzie, a ja spojrzałam w błękitne niebo i zdawało mi się, że zobaczyłam oczy męża.

Zaburczało mi w brzuchu, w skutek czego odruchowo się po nim pomasowałam.

- Mam nadzieję, że nic ci się nie stało, mała. - Uśmiechnęłam się sama do siebie i stuknęłam w czoło. Jak mogłam chcieć zabić nas obie? Ja zasłużyłam na śmierć, ale ona była niewinna. Marzyłam, żeby miała tak niebieskie oczy jak jej tata i żeby w ten sam sposób się uśmiechała. Wychyliłam głowę nieco dalej i zobaczyłam jak Shiley odprowadzał naszą sąsiadkę, Jo do jej domu. Oboje mieli smutne miny, ale przytulili się mocno i rozeszli. Westchnęłam na myśl o przeszłości, ale w głowie nadal słyszałam jego słowa.

-Pamiętaj, żeby znaleźć sobie porządnego faceta. Nie chcę, żeby moja córka wychowywała się bez ojca. Nie mów jej o pieprzonym dupku, Charlie'm. Niech ma dobrą i porządną rodzinę, rozumiesz?

Wzdrygnęłam się. Jak miałam żyć bez mężczyzny, którego poślubiłam? Kochałam go najbardziej na świecie. Usiadłam na łóżku i uroniłam kilka pojedynczych łez. Nienawidził kiedy płakałam.

Wyprostowałam się i otarłam słone krople wody, zakładając wyjęty wcześniej z szafy, delikatny, puszysty, szary szlafrok. Związałam włosy w koczka na czubku głowy i postawiłam stopę poza granicą mojego pokoju. Od razu przeszłam do łazienki, żeby załatwić potrzeby i nieśmiało podążyłam w kierunku kuchni. Od razu moi rodzice i Shawn z uwagą mi się przyjrzeli.

- Cholera jasna! - Usłyszałam z daleka krzyk Shiley'a. - Rachel zniknęła! - Wpadł do kuchni, ale widząc mnie wywrócił oczami. - Błagam cię, nie znikaj tak nagle. - Podszedł do mnie szybko i mocno przytulił. Kiedy rozluźnił uścisk, aby pocałować mnie w czoło dostrzegłam jego złamaną rękę.

- Co ci się stało? - zapytałam niezrozumiale, trzymając się jego czerwonej koszuli. - To przeze mnie?

- Złapał cię. - Usłyszałam cichy głos mamy. - Gdy próbowałaś się zabić, wychodziliśmy z auta - dodała, patrząc na mnie z wyrzutem. Spuściłam głowę, przypominając sobie o dwóch samochodach, które znalazły się na parkingu, gdy otwierałam okno. - Rachel, jak ty mogłaś chcieć się zabić? - Popatrzyła na mnie ze załzawionymi oczami.

- Mamo, daj jej spokój - syknął Shiley. - Nie teraz. - Kiwnął głową, zniżając ton głosu, a ja wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka, na którą nakrzyczeli.

- Co z dzieckiem? - Domyśliłam się, że wiedzieli. Musieliśmy być z Shiley'em w szpitalu, skoro on miał rękę w bandażu, a ja byłam bez żadnych, znacznych śladów po katastrofie.

- Całe szczęście, wszystko w porządku. Złapałem cię w tym miejscu. - Shiley wskazał na brzuch z delikatnym uśmiechem. - Czemu nie powiedziałaś?

- Powiedziałam mu. Gdy byliśmy na statku. - Kiwnęłam głową.

- A braciszka nie raczyłaś powiadomić? - Podniósł mój podbródek do góry i delikatnie się zaśmiał. - To dziewczynka, prawda?

- Tak mi się wydaje. - Pokiwałam delikatnie głową i spojrzałam na Shawna. Pił kakao, przyglądając się mi i Shiley'owi. Miał smutną minę, ale widząc, że na niego spoglądałam, mocniej się uśmiechnął. Ojca w środku nie było. Poszedł zapewne upiec ryby na grillu.

- Chcesz? - zapytał Shawn, robiąc sobie drugą porcję kakao. Poprawił na głowie niedbale rozłożone, brązowe włosy i wskazał na mleko.

- Tak, to samo, co ty. - Uśmiechnęłam się do niego, ciesząc, że nie patrzył na mnie jak matka: z wyrzutem, pytającym spojrzeniem i jak na ofiarę losu.

- Chce ktoś rybę? - W drzwiach zobaczyłam ojca, maszerującego między porozrzucanymi po podłodze butami moich braci. - Rachel. - Uśmiechnął się. - Jak się masz? - zapytał z troską, a ja wzruszyłam ramionami. - Dobrze, że już nie śpisz. Jak zjesz przepyszną rybę, którą złowiłem, poczujesz się lepiej i będziesz gotowa do wizyty psychologa. - Kiwnął głową.

- Tato - warknęli moi bracia, patrząc na mężczyznę z wyrzutem.

- Lepiej, żeby od razu wiedziała. - Wzruszył ramionami, a Shiley i Shawn patrząc na siebie, wywrócili oczami. Młodszy dał mi kakao, stając po przeciwnej stronie do starszego, więc znalazłam się między nimi z niewinną miną. We trójkę mieliśmy brązowe włosy i szare oczy, więc musiało to wyglądać całkiem zabawnie. Problem w tym, że oni byli wysocy, a ja przy nich przypominałam grzybka. Uśmiechnęłam się pod nosem ze swojego porównania i usiadłam przy stole.

- Nie mam problemów z psychiką - fuknęłam cicho i zaczęłam konsumować rybę. - A jeśli już dotyczą czego innego. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na starszego brata, który tajemniczo się uśmiechnął.

- Spokojnie, Rachel. Będzie tu tylko dziś, żeby ocenić twoje samopoczucie po tej katastrofie - powiedziała mama, a ja nieco się uspokoiłam. - Chcesz ketchup?

- Mhm. - Kiwnęłam głową i zauważyłam przedzierający się przez mój umysł wzrok taty. - Co?

- Jesz mocno osoloną rybę z ketchupem, który posypałaś cukrem i popiłaś kakao? - powiedział, marszcząc brwi, a Shiley i Shawn zaczęli się głośno śmiać. Tylko mama pokręciła głową, przejeżdżając ręką po włosach męża.

- Nie pamiętasz jakie ja miałam zachcianki? - Skrzyżowała ręce, wieszając na ramieniu ścierkę. - U Shiley'a jadłam cytrynę w sosie musztardowym z pomidorami, u Rachel makaron z sosem czekoladowym i z pieprzem, a u Shawna cebulę z sokiem malinowym i dżem różany z roztopionym serkiem.

- Obrzydliwe - powiedzieli moi bracia i znowu zaczęli się śmiać. Ja uniosłam kąciki ust do góry, nabierając ochoty na to wszystko, co w gruncie rzeczy naprawdę było obrzydliwe. Po skonsumowanym posiłku poszłam do pokoju, aby coś na siebie włożyć i zrobić sobie makijaż.

Szukając delikatnego, białego sweterka w niebieskie paski i podartych, granatowych spodenek, natknęłam się na setki zdjęć, które robiła najczęściej Darcy lub AJ, kiedy byliśmy całą grupą w naszej kryjówce w różnych chwilach.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz