-XXXVI-

361 18 7
                                    

*POV* RACHEL

Minął tydzień, odkąd synowie mojej córki wrócili w całości do domu. Nie potrafiłam nacieszyć się ich widokiem. Lucy od razu wydawał się czerpać więcej radości z życia, kiedy towarzyszył mu naprawdę łobuzerski brat bliźniak. Patrzyłam na nich z ochotą.

— Nie zapatruj się tak w nich — powiedział Charlie, siadając ociężale na sofie obok mnie. — Nie będę mieć siły na dalszą produkcję kolejnych dzieci.

— Nie zamierzam być znów w ciąży — zapewniłam, a Charlie skupił wzrok na Rozie w oddali. — O adopcjach też nie myślę.

— Przecież tylko się droczę — oświadczył, obejmując mnie ramieniem. — Amy i Shine są w kuchni?

— Chyba nie — parsknęłam. — Inaczej już dawno mielibyśmy uruchomiony czujnik dymu albo willa stałaby w płomieniach.

— Nie cofaj się w czasie. Moja siostra już nauczyła się gotować — obronił blondynkę, jednak nie przestawał się uśmiechać. Pokiwałam aprobująco głową, przypatrując się bliźniaczkom.

— Odkąd dołączył do nas Brian, nie mogę przestać wracać do przeszłości — wyznałam, ciężko wzdychając. — Tak bardzo brakuje mi tej okropnie wrednej Mii. Tego przemądrzałego, a mimo to najbardziej uroczego Noaha. Nawet Darcy. Nasza chodząca odwaga i wierność w czystej postaci — mówiłam, a Charlie siedział w ciszy. — Ciekawe czy Amy i Shiley też o tym myślą.

— Podczas gotowania? — zaśmiał się Charlie. — Nie są tobą. Mają resztki rozumu w głowie.

Dałam mu kuksańca w bok.

— Chciałabym zobaczyć Ivy z tą dwójką diabłów. — Skinęłam brodą na naszych wnuków. — Całe życie tak szybko mi przeminęło... Może było fajnie, ale wycierpiałam swoją działkę. Najpierw zginął mi brat, choć niezupełnie. Potem odeszła moja przyjaciółka, ale tak naprawdę również niezupełnie. Jakby tego było mało zginął mi też mąż, także niezupełnie. Wnuki też mi odebrano, ale jednak są znowu ze mną. Tylko Ivy nie chce wrócić. Cholerna buntowniczka — mruknęłam, przeczesując palcami swoje włosy. Charlie sapnął cicho. Temat jego ukochanej córki był dla niego najtrudniejszym ze wszystkich, jednak nie umiałam przestać o niej napominać. — Najbardziej boli mnie to, że wiem, że nigdy nie wróci.

Charlie miał się już odezwać, kiedy głos nagle zabrał Shine.

— Przypominam, że dziś jedziemy na miejsce waszej kochanej mapki — zwrócił się do nas, żywo gestykulując. — Trochę życia!

— Jak będziesz w moim wieku to pogadamy — burknął ze śmiechem mój mąż.

— Przecież wciąż jesteś młody i nieśmiertelny — zauważył wnuk Shiley'a i Amy, na co od razu się roześmiałam. Umiejętnie zagiął swojego „drugiego" dziadka, na co krótko się roześmiał. — Dziewczyny już tam były i okazało się, że miejsca strzeże kilku dziwnych typów. Albo to byli inni gangsterzy, ale ich nie rozpoznały. Teraz mamy klucz, więc wszystko się uda.

— Oby — mruknęłam, po czym głośno odetchnęłam. Do salonu weszła moja przyjaciółka i brat. Wymieniłyśmy się uśmiechami. Kiedy to zleciało, gdy zaczynała z Noahem pracę nad mapą... Teraz mamy już wnuków. Cholera, oddajcie mi moją młodość.

***

Krajobraz był naprawdę fascynujący. Wiele kolumn wapienia wznosiło się ponad taflę jeziora. Bryły soli wyściełały dno zbiornika wodnego, a sama woda była krystalicznie przejrzysta. Powietrze stało się wyjątkowo suche i nawet w nim dało się czuć wielkie zasoby soli w tym miejscu. Zaczynało zmierzchać, dlatego z jednej strony widziałam jak słońce zaczynało chować się za horyzontem, tym samym pozwalając by księżyc po przeciwnej stronie był coraz wyżej i wyżej. Na miejscu nie było nikogo, ale głaz według dziewczyn wyglądał nieco inaczej – nie było tam napisów, kiedy pojawiły się w jasnym blasku naturalnego satelity Ziemi.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz