-64-

6.5K 408 10
                                    


W Point Fermin było wyjątkowo tłoczno jak na niewielką dzielnicę. Postawiłyśmy motory na parkingu i dalej postanowiłyśmy iść pieszo. W towarzystwie rudowłosej czułam się o wiele pewniej i stanowczo bezpieczniej, dlatego z chęcią dałam się namawiać na odwiedzanie różnych galerii i kafejek. Kiedy w końcu kupiłyśmy hot-dogi, zorientowałyśmy się, że cały rynek był zajęty. Sfrustrowane tym faktem, usiadłyśmy na ulicy pod starą kamienicą i zaczęłyśmy kosztować "śmieciowe" jedzenie. Gdy dwaj, przystojni chłopcy obok nas przechodzili, wesoło się uśmiechnęli. Szatyn odwrócił swój wzrok i pokierował go na rudowłosą.

- Mia, kiedy w końcu znajdziesz sobie partnera? - Zaczęłam się śmiać, a ona przymknęła lekko oczy.

- Partnera to ja mogę mieć do tańca albo misji, ale poza tym, oni mnie nie pociągają. - Wzruszyła ramionami. - Sama jestem trochę chłopczycą, dlatego lubię się z nimi przyjaźnić. Nic poza tym.

- I nigdy się nie zakochałaś? - Zrobiłam duże oczy. - Niemożliwe!

- Zakochana byłam. - Zaczęła się śmiać. - Ale nie w facecie. - Spojrzała na mnie, ciekawa czy dotarło do mnie, co powiedziała.

- Wow. Ty jesteś... Lesbijką? - Popatrzyłam na nią niedowierzająco.

- A co? Masz coś do homoseksualnych osobników? - Ponownie się roześmiała.

Popatrzyłam na nią uważnie. Długie, kręcone, rude włosy z bursztynowymi pasemkami, piwne oczy, mieniące się w zależności od światła zieloną i brązową barwą, idealnie pasującą do jej jasnej cery. Nie była wysoka i miała chłopięcą figurę, ale mimo wszystko prezentowała się nader seksownie i nie zdziwiłoby mnie, gdyby setki chłopców zaciekle o nią walczyli.

- Nie, coś ty! Ja tylko... Jesteś jedną z najbardziej pociągających kobiet, jakie widziałam. Każdy facet mógłby być twój. - Zdziwiłam się.

- Bez przesady. Weźmy chociażby na przykład moich najbliższych przyjaciół - powiedziała, dziwnie naturalnym głosem. Bez ani grama jadu sarkazmu w głosie, zdawała mi się być prostą nastolatką. - Nikt nie wie, że wolę laski. - Spojrzała na mnie machiawelicznie, dlatego natychmiastowo zrozumiałam, że nie powinnam o tym nikomu wspominać, dopóki ona sama nie zapragnęłaby im powiedzieć. 

- A propos przyjaciół... Nie jestem w stanie normalnie rozmawiać z Darcy, odkąd mój brat powiedział mi, że zakochał się na zabój w Amy. Jo też już o tym wie i nie kazała mu się do siebie zbliżać. Jest lojalna wobec Darcy. - Westchnęłam, kręcąc karcąco głową na mojego brata. Chłopak nadal nie wybrał żadnej z nich, choć bardzo dobrze wiedziałam, kogo wolał. Zupełny z niego tchórz, jeśli chodziło o sprawy sercowe.

- Dlatego z nią jeszcze nie zerwał? - zapytała, poprawiając na sobie koszulkę z wizerunkiem rockowej kapeli.

- Taa... Szkoda mi Darcy. Jest naprawdę świetną dziewczyną - wywnioskowałam, przeczesując palcami rękoma. - Ale Jo to moja przyjaciółka, a Shiley jest moim bratem. Chciałabym, żeby oboje mogli w końcu przestać ukrywać się ze swoimi uczuciami.

- Od dawna wiedziałam, że między nimi coś się kroi. - Skrzyżowała ręce, z zainteresowanym uśmiechem.

- Ale pamiętaj, nie wspominaj o tym przy Darcy. - Kiwnęłam jej palcem przed oczami.

- Spokojnie - zaśmiała się. - A ty lepiej przysięgnij mi, że nikt nie dowie się o mojej orientacji seksualnej. Nie wszystkim to odpowiada.

- Pewnie. - Szturchnęłam ją w ramię. - Ale... Jak to jest woleć kobiety? Miałaś już... Dziewczynę? - zapytałam nieśmiało, udając obojętną, mimo że piekielnie ciekawiło mnie, czy coś już kiedyś przeżyła.

- Miałam, zanim trafiłam do gangu. July. To była najlepsza przyjaciółka mojej siostry, ale gdy ona uciekła, zostałyśmy tylko we dwie. Miała długie, jasnobrązowe włosy i zielone oczy. Świetnie się uzupełniałyśmy - mruknęła jakby sama do siebie, kryjąc nieduży uśmiech. - Ale Martinez pewnego dnia śmiertelnie ją potrącił. A ja się na nim mszczę.

- Och, nie wiedziałam. - Popatrzyłam na nią uważnie. - Czy to ją wtedy widziałaś? - Popatrzyła na mnie nierozumiejąco. - Wtedy, kiedy nawdychaliśmy się toksycznych oparów, które wywołały nieszczęsne wizje wyrzutów sumienia i największych lęków. 

- Tak, to było porażające zobaczyć ją, kiedy już zapomniałam... - Uniosła ciemnobordowe brwi do góry. - Przypomniało mi się - zmieniła temat. - Charlie kazał zawieść was do naszego tatuażysty.

- Po co? - Spojrzałam na nią przerażona.

- Krzyżyk. - Zagięła swoje lewe ucho. - Przynależność do gangu przez dokonanie czegoś wyjątkowego. Już dawno mieliśmy to zrobić.

- Będzie bolało? - zapytałam, nieco wystraszona.

- To na pewno nie najgorszy ból jaki miałaś w życiu. - Zaczęła się głośno śmiać.

- Więc trzeba zadzwonić po Jo. - Skinęłam pewnie głową.

- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. O wilku mowa. - Uśmiechnęła się i wyjrzała gdzieś w dal.
Odwróciłam się.

Amy Jo i Darcy szły do nas razem w podobnych, mocnych strojach i makijażach. Trzymając się za ręce. Mia przygryzła wargę, widząc blondynkę i brunetkę w tak specyficznym dla rudej uścisku. Roześmiałam się krótko. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby się ze sobą związały i pokazały mojemu niedojrzałemu bratu środkowy palec.

- No wiecie? Tak bez nas? - zapytała Darcy z udawanym wyrzutem i wizualizując nas wzrokiem, założyła ręce na biodra.

- Hot-dogi były dla wybrańców - zaśmiałam się. - Dobrze, że nas znalazłyście.

- Nie my, tylko GPS. Namierzyłam twój telefon. - Jo przysiadła się  do mnie i od razu zaczęła śmiać, widząc jak lekceważąco wywróciłam oczami.

- Red Hot Chili Peppers mają niedaleko koncert. Zamówiłam nam cztery ostatnie, piekielnie drogie wejściówki. Jeśli mi odmówicie, zabiję was - powiedziała zadowolonym głosem Darcy,

- Raczej nie będziesz marnować nabojów - stwierdziła z radością Mia. - Jedziemy tam!

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now