-73-

5.7K 377 33
                                    


Przywiązałam Japończyka do krzesła grubym sznurem i zgasiłam światła, pozostawiając tylko jedno, nad jego głową. Dobijała północ, a ja zamknęłam nas w czterech ścianach wypełnionych po brzegi różnego rodzaju broniami. Poczułam się jak psychopatka. Byłam nią.

Wszystkie filmy, które oglądałam stały się rzeczywistością. Chciałam grać w tę grę. Skośnooki był jeszcze nieprzytomny, dlatego postawiłam przed nim duże lusterko, aby mógł podziwiać własną egzekucję.

Ja postanowiłam go nastraszyć samą sobą. Włosy mocno wyprostowałam i zarzuciłam je na obie strony głowy. Ubrałam się w białą, obcisłą sukienkę, którą łatwo można byłoby poplamić krwią. Chciałam wyglądać jak krwawa Mary. Martinez podsunął mi ten pomysł podczas jazdy. Pora go zrealizować.

Polałam mu głowę wodą, a on ocknął się, łapiąc głęboki wdech. Patrząc w lustro, krzyczał i szamotał się na boki. Ja siedziałam ukryta za jego krzesłem, przeglądając zestaw noży. Cofnęłam się na czworakach do tyłu i ustałam w cieniu, żeby zobaczył tylko jakąś postać za sobą. Żółtoskóry krzyknął jeszcze głośniej.

- Kim jesteś? Czego chcesz? - Całe szczęście mówił w moim języku. Całe szczęście, dla niego. Wyłoniłam się zza cienia, nie podnosząc do góry głowy, aby włosy opadały po obu stronach moich ramion. Skośnooki zaczął krzyczeć i patrzeć w lustro z przerażeniem.

- Witaj. - Uśmiechnęłam się złowieszczo, wyjmując złote, typowe dla Rider Shark, noże. - Zabawimy się?

- Nie! Przestań! Nie rób mi krzywdy! - wrzeszczał, szamotając się na krześle w różne strony. niestety,  było przymocowane do ziemi.

- Powiedz mi, jak się nazywasz... - Zaczęłam jeździć nożem po jego szyi, a on ciężko dyszał.

- Sou Dee Tung - wyjąkał. - Jeśli mnie zabijesz, będziesz mieć kłopoty. Jestem bratem nowego bossa Sin Fao! - Zacisnął zęby, a ja odwróciłam się i szybkim ruchem zrobiłam mu nacięcie na ramieniu. Po chwili szrama zapełniła się krwią, a on syknął.

- On też będzie martwy. - Wysyczałam i wzięłam do ręki młotek i trzy gwoździe. - Powiedz mi o mapie.

- Możesz mnie pocałować w jaja, świrusko - zaklął, a ja przyłożyłam mu gwóźdź do prawej łopatki i z całej siły uderzyłam w niego narzędziem. Wrzasnął przeraźliwie i zacisnął równocześnie zęby i oczy, a ja zaśmiałam się, czując jak po szyi ściekała mi jego jasnoczerwona krew. - Błagam! Zlituj się!

- Mapa... - krzyknęłam mu do ucha.

- Herp Fire wszystko zabrali, do cholery! - Praktycznie dyszał. - A ostatni fragment macie wy.

- Ja jestem z Herp Fire, kochanie - zasyczałam. - Ale od teraz pracujemy razem... Ciekawe, prawda?

- Skoro macie wszystko, to czego chcesz ode mnie? - krzyczał, a ja wbiłam mu gwóźdź w kolejną łopatkę, przez co wrzeszczał jeszcze bardziej. - Przestań! Powiem! Powiem! - wysapał. - Mapę trzeba złożyć w całość w poziomie. Najpierw greccy bogowie, następnie egipscy. Potem zwierzęta afrykańskie i buddyzm. Jeśli przeczytacie wszystko od dołu, wyjdzie wam odpowiedź. - Zaczął sapać. - Byliśmy tak blisko...

- Być blisko to nie to samo, co być niedaleko - mruknęłam pod nosem. - Jaki jest wasz słaby punkt?

- Nasz? - zaśmiał się, a ja wzięłam większy nóż i rozcięłam mu bluzkę. Następnie przejechałam narzędziem po rysach klatki piersiowej, robiąc sobie z niej kratkę na "kółko i krzyżyk". Syczał i chciał mi się wyrwać, wyzywając od najgorszych, ale mnie to wcale nie ruszyło. Z każdym słowem krzywdził się bardziej. - Sin Fao! Rozumiem! - krzyknął w końcu. - Potrzebna wam zwinność.

- Mów dalej. - Urwałam mu nogawki od spodni, aby zacząć ciąć łydki.

- Zostaw mnie - mruknął błagalnie. - Powiem ci wszystko - szepnął, a ja wstałam, aby wyjąć mu z łopatek gwoździe. Krzyknął, a moje ręce ponownie pokryły się krwią. - Atakujcie w środek, żeby zdezorientować boki. Nigdy sztabem, są na to gotowi.

- Grzeczny chłopiec. - Pogłaskałam go po głowie, gdy na dole usłyszałam krzyki. Bez wahania złapałam w dłoń piłę motorową, a do paska sukienki doczepiłam karabin maszynowy i siekierę. Pod pończochę wsunęłam kilka noży. Ustawiłam się przy drzwiach, odrzucając włosy do tyłu i gdy do środka wpadł Japończyk, uruchomiłam piłę. Nie zdążył zrobić nic, bo po chwili leżał na ziemi przecięty na pół. Nie byłam nawet świadoma tego, co zrobiłam. Widziałam tylko krew rozpryśniętą po całym pokoju, na zakładniku i na sobie. Zrzuciłam z ręki fragment jelita cienkiego i nie wyłączyłam piły, bo za chwilę wpadło pod nią jeszcze dwóch żółtoskórych. Zakładnik ciągle wrzeszczał i nawoływał ich po japońsku, dlatego zła, że ich do mnie ściąga, wykręciłam piłę w ten sposób, żeby odciąć mu głowę. Po chwili maszyna ustała, a ja wyrzuciłam ją pod ścianę, biorąc do ręki głowę skośnookiego za włosy. Potarłam ręką o policzek, w związku z czym przypominałam chirurga po szaleńczej operacji. Moja biała kiecka była w czerwonych plamach krwi, po rękach i nogach ściekały strużki płynnej cieczy, a twarz po jednej stronie miała na sobie wyrobiony, krwawy znak. Uśmiechnęłam się do siebie w lusterku. Byłam mroczna.

- Rachel! - usłyszałam krzyk Shiley'a, który wpadł do środka. Widząc mnie stojącą do niego tyłem, trzymającą głowę martwego właściciela siedzącego na krześle, zamarł. Patrzył to na porozcinane ciała i piłę ubrudzoną krwią, to na zakładnika bez głowy, to na mnie. - Wisienka? - zapytał niedowierzającym głosem, a ja zaśmiałam się psychopatycznie sama do siebie i odwróciłam w jego kierunku.

- Tak dojrzała jak jeszcze nigdy - mruknęłam. - Dojrzała wisienka jest najlepsza. - Wypchnęłam go z przejścia, aby szedł pierwszy. Zakradł się pod salon, w którym słychać było odgłos strzelaniny i pomknął ścianą boczną, wskakując do środka oknem. Popatrzyłam na jego ciekawą misję z Mikro PM w ręce i wzruszyłam ramionami. Bez zbędnych namyśleń otworzyłam drzwi salonu i ustałam na środku, skupiając na sobie uwagę zarówno Rider Shark, Herp Fire, jak i Sin Fao. Cóż, wszyscy w komplecie. - Jeju, ten salon jest duży. - Dopiero teraz zauważyłam rozmiary budynku i zaśmiałam się. - Mam dla was prezent. - Rzuciłam głowę Tunga na ręce ich bossa. Wszyscy krzyknęli.

- Rachel? - Tym razem to Charlie niedowierzał.

- Schyl się! - krzyknęła mi Jo, a ja bez namysłu wypełniłam jej rozkaz, umykając wystrzałowi z broni Japończyka za mną. Złapałam za jeden z noży spod kiecki i wbiłam mu go w szyję. Za mną walka rozpoczęła się na dobre, ale ja zobaczyłam tylko jak Shiley i Charlie coś krzyczeli, nie przestając mordowania skośnookich. Odwróciłam się. Kula, którą ominęłam, trafiła w klatkę piersiową mojej najlepszej przyjaciółki. Gdy ustał nad nią boss, myślałam, że moja psychopatyczna dusza uleciała, a zastąpiła ją skrzywdzona, bezbronna dziewczynka.

Japończyk wymierzył jej bronią, w głowę, ale gościa zamordował Martinez. Wszyscy celowali do mojej przyjaciółki, dlatego złapałam za siekierę i bez zastanowienia, z głośnym krzykiem zaczęłam wszystkich kroić. Nie patrzyłam nawet w kogo trafiam. Byli dla mnie jak pomidory, których miąższ malował mi włosy, twarz, skórę i sukienkę. Odwróciłam się do Jo. Martinez osłonił ją własnym ciałem, gdy zabrakło mu nabojów. Padł przed dziewczyną, szepcząc coś do niej, po czym skierował wzrok na mnie.

- Zabij ich. Zabij wszystkich - wyszeptał, mroźnym głosem i zamknął oczy. Tego było za wiele. Wściekłam się. Na żółtka, stojącego pod ścianą rzuciłam się bez opamiętania. Wbiłam mu ostrze siekiery w głowę i przejechałam nią do samej ziemi, praktycznie kucając. Mężczyzna rozjechał się na pół i padł po moich obu stronach. Czułam jego krew w swojej buzi, ale to napędzało mnie do działania. Musiałam ocalić przyjaciółkę. Stanęłam nad nią i załatwiałam każdego, kto odważył się celować w którąś z nas. Kiedy ostatni skośnooki padł wybiegłam na zewnątrz. Shiley wziął Jo na ręce i pobiegł z nią do samochodu. Charlie usiadł za kierownicą, a Darcy z tyłu. Wszyscy czekali na mnie.

- Pospiesz się! Ona umiera! - powiedział płaczliwym głosem mój brat.
- Dojadę do was - szepnęłam i pozwoliłam by odjechali. Nie chciałam czekać na śmierć. Jeśli miała nadejść, to chciałam ją hojnie przywitać.



Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now