-7-

22.1K 849 110
                                    

Minęły dwa dni, a jak to w Los Angeles, nie było nudno.

Pierwszego ranka jakieś dzieci mieszkające zapewne kilka poprzecznic dalej, męczyły nas, nieustannie dzwoniąc dzwonkiem do drzwi. Gdy jedno z nich zostało ugryzione przez Hoodiego, rodzice wstrętnego bachora oskarżyli mojego psa o agresję. Co prawda, dog kanaryjski był jedną z najgroźniejszych ras, dlatego miałyśmy przez to kłopoty, a w związku z tym, dużo ciągania po policji i weterynarzach, by udowodnić, że mój pies został zaszczepiony jeszcze w tym miesiącu. Ponad to, Hoodie od ciągłej jazdy i przemieszczania się po zanieczyszczonym centrum, nabawił się jakiś bakterii z powietrza, przez co musiałyśmy siedzieć z nim w klinice kolejną połowę dnia.

Gdy już udało się nam dotrzeć do domu, byłyśmy spocone od upału na zewnątrz, który sięgał czterdziestu stopni Celsjusza. Pech chciał, że zakręcono wodę, ponieważ dzielnicowa rura wężowa pękła. Dzięki temu, czekał nas brak wody pitnej aż do kolejnego, cholernego wieczoru.

Pomimo wielu sprzeczności losu, postanowiłyśmy się jakoś ochłodzić, ale oczywiście, zaraz po tym, kiedy znalazłyśmy się plaży, ludzie zaczęli krzyczeć, że widzieli w wodzie rekina, dlatego ani ja, ani Jo nie chciałyśmy ryzykować i wróciłyśmy do domu.

Tam dopadła nas nuda i nie wiedziałyśmy co zrobić z życiem, więc po krótkiej naradzie wybrałyśmy się do centrum handlowego, w którym spędziłyśmy czas do wieczora. Jako, iż tamtejsza klimatyzacja działała naprawdę korzystnie, nie miałyśmy ochoty opuszczać budynku jeszcze przez długi czas. Kupiłyśmy sobie lody włoskie i było cudownie, dopóki jakaś szurnięta laska nie potrąciła Jo, brudząc sobie sukienkę z cekinów od Gucci, za jaką musiałyśmy zapłacić okrągłe sześćset dolców. Nie chcąc dalszych problemów, postanowiłyśmy pójść i w końcu zakupić sobie telefony. Wybrałyśmy jakieś niedrogie, ponieważ cyferki na koncie malały, a pierwszy czynsz zawitał już w nasze progi.

Rachunek za dosłownie kilka dni okazał się kolosalnie wysoki, a wszystko za sprawą ostatniej burzy, podczas której "oglądałyśmy" film - a kiedy wyłączono prąd, niemalże natychmiastowo zasnęłyśmy. Okazało się, że kilka minut później prąd wrócił, a telewizor grał do późnego południa, czyli do momentu, w którym się Jo postanowiła zejść na śniadanie. Musiałam zatem zadzwonić do mojego bogatego ojca, który uszczęśliwiał mnie jedynie pieniędzmi, z prośbą, aby przesłał mi kilka tysięcy dolców na nasze konto. Zanim to nastąpiło, rozmawiałam z jego natrętną kochanką Sophie przez ponad dwie godziny, byleby kobieta zlitowała się nade mną i dała mi marnotrawnego faceta, który nawiasem mówiąc, swoją córkę widział po raz ostatni trzynaście lat temu.

Jadąc do domu, złapałyśmy gumę i nie odbyło się bez pomocy jakiegoś faceta w wymianie opony. Mężczyzna był miły i pomocny, więc cieszyłyśmy się z faktu, że istniał w tym kraju przynajmniej jeden normalny obywatel. Kiedy Jo zaproponowała w zamian za pomoc kilka dolarów, odrzekł, że wolałby coś bardziej cennego i zapytał, czy nie pójdzie z nim do łóżka. Blondynka stanowczo odmówiła, a gdy zapytał o to mnie, dostał w mordę.

Widział to policjant, który myślał, że nie chcemy mężczyźnie zapłacić.

Obrzydliwiec wziął pieniądze i znikł tak szybko jak się pojawił, a my dotarłyśmy do domu.

Kolejnego dnia, Jo zaczęła malować płot przy naszej chacie, jednakże ja nic o tym nie wiedząc, oparłam się o niego, doszczętnie przy tym przyklejając. Rozwaliłam sobie nowe ciuchy i kilkugodzinną pracę przyjaciółki, a na dodatek masa chemikaliów występujących w farbie olejnej, spowodowała na moim ciele pieprzoną wysypkę. Jo musiała jechać do apteki, by kupić mi na coś takiego maść. Po kilku godzinach, plamy od wysypki zaczęły niknąć, więc wstałam i poszłam sprawdzić, jak blondynce szło kontynuowanie malowania starych desek w płocie. Okazało się, że Jo już wszystko skończyła, ale farbnęła niechcący swojego ukochanego Chevy'iego, więc pojechała do najbliższego lakiernika, by uszkodzony kawałek maski pomalował tym samym kolorem z jakiego wóz był pierwotnie wykonany. Facet nie posłuchał się jej i zrobił w ubrudzonym miejscu małą flagę Stanów Zjednoczonych. Nie trzeba tu nawet zaznaczać, w jak złym humorze Amy wróciła do naszego mieszkania.

Wieczorem, kiedy ktoś rzucał fajerwerkami, nawet nie wiadomo z jakiego powodu, złośliwie upuścił jedną ze strzelających ognisk do ogródka, roznosząc krzaki w drobny mak. Musiałyśmy zatem wyciąć korzenie i cuchnęłyśmy nawozem tak strasznie, że Hoodie uciekł do innego pokoju. Czekając na wodę kolejny dzień, do godziny ósmej, czas wydłużał się niemiłosiernie, a szlachetni hydraulicy, naprawili rurę dopiero po dziewiątej, co skutkowało nasz upragniony prysznic dosłownie przed północą.

Będąc już czyste, zaczęłyśmy piec na kuchence kurczaka. Byłam tak spragniona mięsa, że czułam się jak jakiś młody wilkołak. Zaraz po tym gdy zostawiłam Jo w kuchni samą, nasz pokarm został obrócony w popiół. Zrezygnowane, zamówiłyśmy pizzę z serem, za którą zapłaciłyśmy dziesięć dolarów, z racji, że już zamykali, gdy złożyłyśmy zamówienie.

Głodne, otworzyłyśmy opakowanie i okazało się, że... Pizza była z ananasem i orzechami. Jako, iż Jo była uczulona na pierwszy z produktów, a ja nie lubiłam słodkich pizz, całość skonsumował Hoodie. Naszą ostatnią deską ratunku okazały się gofry, a kolejnym nieszczęściem zepsute urządzenie. Wszystko złączył jeszcze fakt, że dawny właściciel tego domu, obudził nas po północy, twierdząc, że zostawił tu ważną rzecz, której w swoim nowym mieszkaniu nie potrafił odszukać. Po jego odejściu okazało się, że zaginęła nam lampa spod plazmy, która swoją drogą nie wiem ile mogła być warta.

Aaaaa!!! — Moje rozmyślenia przy śniadaniu, przerwał głośny, przeraźliwy pisk z dworu. Należał on do Jo. Przestraszona, zostawiłam kanapki z Nutellą, biorąc w dłoń złoty nóż, po czym wybiegłam przed dom. Miałam już w głowie plan zabicia napastnika przyjaciółki, kimkolwiek był.

— Gdzie on jest?! — krzyknęłam, ale widząc, że Jo stoi nad samochodem, uspokoiłam się i do niej podeszłam. — Co się st-? — Moje pytanie zostało przerwane po tym, jak zobaczyłam, że ktoś wybił w samochodzie blondynki szybę od strony kierowcy. — Jasna cholera... — Złapałam się za głowę. Jo płakała jak małe dziecko, więc musiałam ją przytulić, aby się uspokoiła. — Nie becz, Carter. Wymienimy szyby i Chevy będzie cały i zdrowy — oznajmiłam, mówiąc o aucie jak o człowieku.

— Tak? — Otarła z oczu łzy, po czym wyjęła z kieszeni piżam telefon. — Jaki jest numer mechanika?

— Sprawdźmy w internecie. — Skinęłam jej głową, po czym zrobiłam jak planowałam i zadzwoniłam do mechanika, informując mężczyznę o szkodzie. Starszy facet zjawił się chwilę potem i zabrał wóz holownikiem, dając nam przy okazji adres swojej firmy.

Oświadczył też, by za trzy godziny po niego wrócić.

Ja i zadowolona ostatecznie Jo, ubrałyśmy się i przygotowałyśmy, dokańczając w między czasie śniadanie. Blondynka wcisnęła na siebie jakąś słodką i zwiewną, fioletową sukienkę, a ja jak zwykle skupiłam się na dresowych spodenkach i czarnej bokserce. Długo przed godziną dziewiątą wyszłyśmy z domu, ponieważ czekał nas kawał drogi pieszo.

Mechanik miał swój warsztat cztery kilometry na wschód od naszej dzielnicy, w Wilshire.

— To chyba tu! — Ucieszyła się Jo, a my zobaczyłyśmy przed sobą wielki ceglany budynek z kilkoma garażami i tym podobnymi pomieszczeniami. Gdy dostałyśmy się na teren warsztatu, mechanicy i inni mężczyźni patrzyli na nas z zainteresowaniem, spowodowanym zapewne pytaniem, co kobiety robiły w takim miejscu. Czułam się jak w paszczy lwa, napotykając co chwilę sprośne spojrzenia. — Pan Ward? — zapytała mężczyznę, odkręconego do nas tyłem. Miał na sobie granatowe ogrodniczki i pomarańczową, na wpół wyjętą koszulkę oraz czarną czapkę z daszkiem.

Ach, to wy! — Ucieszył się, podając nam swoją dłoń. Oczywiście niechcący ubrudził nasze ręce smarami i innymi kleistymi maziami, których za nim w świecie nie mogłam zmyć chusteczką. — Pański samochód jest już prawie gotowy — orzekł w kierunku Jo, po czym zaprowadził nas do garażu z czerwonym Chevroletem. — Ktoś zepsuł panience radio, dlatego mój kuzyn, spec technologiczny się tym zajął — oznajmił zadowolony, a zza otwartych drzwi auta, wyłonił się przystojny brunet. Jego brązowa koszulka była cała pobrudzona, a szare podarte spodnie lekko opinały umięśnione łydki. Chłopak jak na pracusia przystało, trzymał za uchem długopis, a na jego głowie widniały okulary w męskiej wersji kujonek o czarnej oprawce. Odwróciłam się w kierunku Jo, ponieważ mężczyzna nas gdzieś wołał, jednak ona stała, patrząc na chłopaka z otwartą szczęką. Zakłopotana, widząc, że brunet nam się przygląda, zamknęłam jej usta, synchronicznie szczypiąc w rękę. Blondynka od razu się ocknęła, wyrażając swoje "to bolało" oczywiście tak głośno, że chłopak zaczął się śmiać.

— To wasz wóz? — zapytał, idąc w naszym kierunku. Wytarł dłonie ścierką, którą zarzucił sobie później na ramię, a ja myślami trzymałam Jo, aby nie zemdlała.

Mhm. — Kiwnęłam głową. — Pracujesz tu? — wymsknęło mi się, przez co blondynka spojrzała na mnie urażona.

Chwila, przecież to ona robiła obciach, nie ja.

— Nie, ja tylko pomagam wujowi od czasu do czasu, gdy mnie poprosi — oznajmił, z uwagą się nam przyglądając. — Noah. — Wyciągnął ku nam, swoją dłoń. Wiedziałam, że Jo będzie ściskała ją z godzinę, dlatego odpowiedziałam mu pierwsza. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony, gdy podałam nie tę dłoń, co trzeba.

— Tę ubrudził mi twój wuj — oznajmiłam, pokazując mu rękę, na co wybuchnął śmiechem. — Jestem Rachel.

— Miło mi. — Kiwnął głową, po czym dał mi drugą dłoń, robiąc tak samo z Jo. Dziewczyna o mało nie upadła, kiedy się do niej uśmiechnął. Wiedziałam, że blondynka miała słabość do chłopców, szczególnie brunetów, ale nigdy nie widziałam, by patrzyła na kogoś z taką pasją. — Znając wuja, wróci za jakieś pół godziny, dlatego ja mogę wam podpisać papiery wydania w jego imieniu. — oznajmił.

— Nie trzeba! — zaprotestowała głośno Jo. — Poczekamy... — oznajmiła po chwili, o kilka tonów ciszej. Noah spoglądał to na nią, to na mnie, ponownie się śmiejąc. W myślach przyjaciółki czytałam już coś w stylu "jego uśmiech rozpromienia najciemniejszy dzień".

— Wiecie co? — zapytał. — Zdaje mi się, że gdzieś was widziałem. — Zdjął z ucha długopis, co chwila nim klikając.

— Naprawdę? — Ucieszyła się Jo, stając po jego lewej stronie.

"Zgwałć go od razu" - zaśmiałam się w myślach i odwróciłam wzrok, aby nie powiedzieć tego głośno. Miałam w zwyczaju, mówić to, co mi przychodziło mi do głowy.

— Tak. — Kiwnął potwierdzająco głową, po czym trochę się zmieszał. — Ale nie jestem pewien — wyjaśnił. Wtedy do samochodu podszedł jego wuj, bez słowach dopisując w papierach Chevroleta o szczegółach naprawy.

Patrzyłam to na mężczyznę, to na bruneta, to na wniebowziętą Jo.
Blondynka, przez chwilę naprawdę miała gdzieś, co działo się z jej kochanym samochodem.

Nikt się nie odzywał, dopóki ciszy nie przerwało jakieś głośne pikanie.
Noah oderwał się od ściany, włączając coś na ręce. To był chyba pager.

— Tak?... Mhm, dobra... Niech włączy ostatnią aktualizację, zaraz u was będę — szepnął, jednak ja wysunęłam się na bok, tuż za nim, żeby podsłuchać.

Nie moja wina, że byłam piekielnie ciekawska.

Zastanawiając się o co chodziło, wróciłam do zdezorientowanej Jo, a moment później usłyszałam jego zbliżające się kroki.

— Wujku, ja już jadę. Skoczę tylko po rzeczy na górę i znikam. — Klepnął mężczyznę w ramię, a ten uważnie robiąc na końcu papierów podpis, tylko mu coś mruknął. — Pa, dziewczyny — zaśmiał się, jednak widząc zawiedzioną minę Jo, zrobił hamulec w pół kroku. — Na pewno, kiedyś się jeszcze spotkamy — oznajmił, bardzo pewny tej informacji i podszedł do blondynki, dając jej całusa w policzek. Dziewczyna stała nieruchomo i nie mogła wydać z siebie żadnego słowa, dlatego "pa" odpowiedziałam mu tylko ja.

Jo stała przez chwilę jak słup soli, po czym zaczęła mdleć.

Gdyby nie moja osoba, leżałaby na zimnym chodniku, pełnym smarów.

Z pokerową miną, ustawiłam ją do pozycji stojącej i oparłam się o Chevroleta, marszcząc brwi.

Zaciekawił mnie mały tatuaż za jego uchem, który dostrzegłam, gdy całował Jo. Był to niewielki krzyżyk.

— Gotowe! — Ucieszył się mechanik, przekazując nam papiery. — Mogą panie wracać do domu. — powiedział zadowolonym tonem głosu.

— Jo. — Potrząsnęłam blondynką. — Jo, do cholery, musisz prowadzić — warknęłam, a ona wybudziła się z "testoronowego" transu. — Za moment wyjedziemy. Pański kuzyn spowodował, że moja przyjaciółka zachłysnęła się powietrzem.

— Nieprawda — zaprotestowała, cała czerwona. Mechanik tylko się zaśmiał i odszedł na bok.

— No to, omijajcie policję! — zaczął się śmiać, patrząc jak pakujemy tyłki do wozu. — Do widzenia, panienki.

— Do widzenia — odrzekłyśmy, po czym Jo odjechała z warsztatu z piskiem opon.

Nigdy tak szybko nie jechała.

— On mi dał buziaka! La la la! — wydzierała się na pół Los Angeles.

— Morda w kubeł, Jo! Te szyby zaraz znowu popękają, a razem z nimi moje bębenki w uszach! — Zamknęłam jej usta.

Blondynka ze zdegustowaną miną mnie ugryzła.

— Fuj! Najadłam się smarów — powiedziała ze skwaszoną miną, a ja wybuchłam śmiechem.

— Dobrze ci. To morał bajki o tym, że w samochodzie się nie krzyczy, jeśli masz ze sobą pasażera. — Uśmiechnęłam się pod nosem, dając jej chusteczkę. Blondynka wypluła to, co zjadła i wyrzuciła za okno. — Słuchaj, musimy się ogarnąć. Wieczorem przyjeżdżają nasze matki.

Och, będzie zadowolona, że w końcu się ustatkowałam! — powiedziała, a ja posłałam jej zdziwione spojrzenie. — No, wiesz. Mam swój dom, wychowuję przyjaciółkę, poznałam przyszłego męża, naprawiłam auto — zaczęła wymieniać.

— Która którą wychowuje, Jo? — zapytałam z pokerową miną.

— To, że złapałaś mnie przed upadnięciem to był przypadek. — Machnęła ręką.

— A jak dostaniesz kopa w dupę to też będzie przypadek? — Skrzyżowałam ręce.

— Przypadek to pojęcie względnie nieokreślone — oznajmiła poważnie, głosem naszej dawnej fizyczki, a zaraz potem wybuchła śmiechem. Przyglądając się jej szczęściu, nie mogłam nie zawtórować. — Mam pomysł, Rachel. — Spojrzała na mnie. — Gdy wrócimy do domu, ogarniemy trochę w pokojach i pojedziemy na basen, co ty na to?

— To pytanie kompletnie z dupy — stwierdziłam, niedowierzająco się jej przyglądając. — Ale piszę się na to.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz