IV

555 28 12
                                    

*POV* Jamie

- Czuję się jak jakiś zboczeniec - mruknął niechętnie Light, patrząc przez mikrolunetę w okno od salonu spotkanych w sklepie sióstr. - Serio chcesz się tam włamać i zamontować kamery?

- To jedyny sposób, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej Chelsea. A poza tym, mogą o nas rozmawiać, jestem ciekawy co mają do powiedzenia - zaśmiałem się, robiąc dokładnie to samo, co Shine. - Właściwie dla ciebie to powinna być normalka. To nie ja rucham się z laskami, a jak okażą się być pizdami to nie wyrywam im serc i nie trzymam ich w słoikach.

- To tylko drobny fetysz, nie ma nic wspólnego z podglądaniem dwóch nastolatek. - Machnął niedbale ręką, podśmiewając się pod nosem.

- Nastolatki, pff. Wobec ciebie to prędzej rówieśniczki.

- A od ciebie młodsze o rok, ojeju. Faktycznie, seniorze, masz rację.

- Czekaj, patrz! - Złapałem go za ramię, widząc, że "Cheche" do kogoś telefonuje. - Potrzebny będzie jeszcze podsłuch.

Mój telefon zawibrował, a ja posłałem Lightowi zdezorientowane spojrzenie. Złapałem za komórkę i odebrałem połączenie.

- Ya?

- JJ, mamy problem. - Usłyszałem w słuchawce głos Rozy i z lekkim westchnięciem opuściłem ramiona, dając tym samym sygnał Li, aby obserwował dziewczynę dalej.

- Co jest?

- Te kurwy z Mad Worly nie chcą zapłacić haraczu. Szykuje się ostro i mógłbyś w końcu wziąć dupę w troki i przyjechać mi pomóc się z nimi rozprawić! - warknęła, dość bardzo poirytowana.

- Że też teraz... - mruknąłem, ze złością - Daj mi pięć minut.

- A gdzie jesteś?

- Toy Distric.

- Przecież to na drugim końcu LA, Jamie. - Westchnęła - Jak zamierzasz trafić tu w pięć minut?

- Wątpisz w brata? - zaśmiałem się.

- Tak, bo zamiast jechać, nadal gada przez komórkę.

- A więc, sayonara! - Gwałtownie odpaliłem silnik i ruszyłem z miejsca, nie mówiąc nawet o niczym Shine'owi. Chłopak gwałtownie złapał się pasa, o mały włos nie uderzając głową w szybę, po wyjechaniu zza rogu kamienicy, co zrobiłem w ekstremalnym tempie. Streściłem wszystko, przejeżdżając obok glin, które nawet nie zauważyły mnie, myśląc zapewne, że to był tylko wybryk wzroku.

A jednak. Moje najnowsze, białe Audi R8 należało do wozów, które mogłyby ścigać się z wiatrem. Kochałem to cacko całym swoich sercem - jeśli je tak właściwie miałem.

Zahamowałem kilka metrów przez pustą uliczką, która wyglądem odstraszała w promieniu najbliższych dziesięciu mil, równocześnie wyjmując z bejsbolówki parę shotgunów, obkręcając je rytmicznie między palcami. Były dość ciężkie, ale praktyka czyni mistrza. Nie czekając, aż Shine Light podniesie dupę i poszuka swojego karabinu, wyszedłem zza rogu i pierwsze, co ujrzałem, to sięgające kolan białe włosy Rozalie.

Dziewczyna mierząca zaledwie metr pięćdziesiąt pięć wzrostu stała przed mężczyznami z założonymi rękoma, co chwila zerkając na Sivę i Maxa zajmujących miejsce po jej obu stronach. Bracia mieli za plecami porządne AK4, gotowe do użycia.

- O, jest i Junior Carter! - zaszydził Joreman, stojący na czele swojej bandy - Możecie pocałować mnie w dupę. Nie dostaniecie ani grosza, a Valentines jeszcze to potwierdzą!

Game with badboys ✔️Où les histoires vivent. Découvrez maintenant