XV

670 38 6
                                    

*POV* Rachel.

- Jezu, Jezu, Jezu! - chodziłam nerwowo po pokoju, trzymając się za głowę. Na kanapie siedzieli moi bracia, a Jo i Delancey na fotelach. Gwen razem z Shmi poszły zająć się małą córką Shawna, a Josh postanowił kupić coś na mieście, więc mogłam swobodnie wyrywać sobie włosy z głowy.
- Uspokój się, Cherry. Ivy i Shannon na pewno są cali i zdrowi. To dwa dobre cwaniaki! - zapewniał mnie Shiley.
- Nie możecie przekazać tę sprawę policji? - zdziwiła się brunetka, żona Shawna.
- Oboje mają po osiemnaście lat, to nic nie da. - westchnęła Jo, trzymając głowę na ramieniu męża.
- Wszystkie gangi na nich polują! Przecież mogą zginąć! Moja mała, paskudna i okropna Lynny! - kręciłam głową. - Z jej trudnym charakterem na pewno nie ominą kłopotów.
- A może nikt ich nie porwał, nie uważacie? - zdziwił się Shawn. - Ivy mówiła mi coś o waszej niekończącej się kłótni dotyczącej przeszłości.

Stanęłam nieruchomo i popatrzyłam na braci.
- Sushi, gdzie jechał pociąg obok naszego? - zapytałam poddenerowana.
- Nie pamiętam za bardzo. A ty AJ? - spojrzał na blondynkę, która dziwnie kręciła głową. Już wiem, że coś wymyśliła.
- Los Angeles.. - mruknęła.
- Co? - zapytała ją Delancey.
Moje serce przez moment stanęło.
- Charlie, zastrzel ją, jeśli będzie chciała zrobić coś głupiego. - wyniosłam ręce do góry. - Ona szuka ciebie..

*POV* Ivy.
-.. Poważnie? - szłam u boku Royce'a w parku niedaleko kafejki. Bardzo dobrze się z nim dogadywałam. Był taki wyrozumiały i rozsądny, nie jak te gówniarze. Choć myśli zaprzątał mi pieprzony Carlos, to coraz większą wagę przywiązywałam do znajomości z tym dorosłym szatynem. Royce był niesamowicie przystojny. Idealnie ułożone, jasnobrązowe włosy i te wciąż błyszczące się zielono-niebiesko-szare oczy były czymś wspaniałym. - To niemożliwe, że tak szybko osiągnąłeś taki sukces!
- A jednak. Po rodzinie nic nie ginie.. - powiedział tajemniczo. - A więc twój brat przesłał ci zdjęcie mamy?
- Ah, tak. - wyjęłam z kieszeni iPhone'a i znalazłam w galerii odpowiednią fotografię. - Tak wyglądała.
- Coś mi się kojarzy! - pomasował się po brodzie. - Chyba i tym razem, będę mógł ci pomóc. Mój znajomy na pewno miał z nią jakieś zdjęcie. Mam wrażenie, że ją widziałem. Albo jakąś podobną dziewczynę. Nie jestem pewien. - oznajmił, a moje oczy zabłysnęły.
- To kiedy będziesz mógł z tym znajomym porozmawiać?! - aż podskoczyłam z radości.
- W sobotę. Przyjdzie na naszą kolację, lepiej jeśli sama z nim porozmawiasz. W końcu znasz ten temat. - machnął ręką, męsko się śmiejąc, a ja klasnęłam w ręce i mocno go przytuliłam.
- Jesteś niesamowity, Royce! - powiedziałam.
- Bardzo ci dziękuję, Ivy. W twojej obecności czuję się wyjątkowo, bo ty jesteś wyjątkowa. - pocałował mnie w dłoń. - Widzimy się za trzy dni, ślicznotko. - ukłonił się mi i szarmancko uśmiechnął, a ja odwzajemniłam gest i pomachałam mu na pożegnanie.
- Do soboty! - oznajmiłam i odwróciłam się do niego plecami, zadowolona maszerując do domu. Włączyłam sobie piosenkę i szłam tanecznym krokiem boczną ulicą. Wtedy zadzwoniła kittyknight. Skąd ona ma mój nowy numer?! - Czego?
- Elysian Valley, tor wyścigowy na przedmieściach, zdziro. - syknęła, a ja zmrużyłam oczy, nawet jeśli nie mogłą tego zobaczyć. - Jeśli nie stchórzysz.
- Po moim trupie. - warknęłam i rozłączyłam się, łapiąc pierwszą lepszą taksówkę, której poleciłam wskazany adres. Rozpuściłam włosy, aby nie wyglądać za grzecznie i zapłaciłam kierowcy porządną sumę za szybką jazdę. Wyszłam z wozu i pognałam na miejsce startu. Jakiś mięśniak od razu mnie zatrzymał.
- A ty to kto, laleczko? - prychnął.
- Wpuść tę zdzirę, mamy małe porachunki do dokończenia! - krzyknęła z daleka kittyknight. - Patrzcie chłopcy, tak wygląda moja rywalka! - wskazała na mnie palcem i zaczęła się głośno śmiać. Miała czarne włosy upięte w kucyka, krótki top, który z ledwością zakrywał jej cycki, spodenki, które prędzej przypominały majtki i wysokie buty na obcasach. Wszystko mroczne i seksowne. Na dodatek całe ręce i plecy w tatuażach, faktycznie dodawały gangsterskości. A ja w morskim kombinezonie i delikatnym makijażu stałam tam i patrzyłam na nią z uniesionymi do góry brwiami. - Moja zdzira gra aniołka!
Zrobiłabym jej tę przyjemność i rozebrała się do samej bielizny, ale nie zrobię tego. Nie jestem jeszcze chora psychicznie.
- Ja nie muszę grać. - mruknęłam. - O co ci chodzi? - zapytałam, krzyżując ręce.
- Chce ci pokazać, kto tu rządzi! - uniosła ręce do góry. - Ale nie mam zamiaru jeździć z księżniczką! Poppy daj jej coś normalnego! - skinęła do dziewczyny z siwym ombre. Już ją widziałam. Na księdzu.
- Nie, dzięki. - pokręciłam głową. - Załatwmy to szybko.
- Ojj, będzie szybko, zdziro. - uniosła do mnie głowę, a ja zaczęłam się śmiać.
- I myślisz, że takim zachowaniem przekonasz do siebie Jace'a? Zapomnij. - machnęłam ręką, a ona fuknęła i odesłała kumpelę wgłąb setek kolesi. Ale widownia! - Biorę McLaren'a. - ruszyłam pierwsza do wybranego pojazdu, na co lekceważąco wywróciła oczami.
- Możesz jechać na pegazie, a i tak nie wygrasz. - prychnęła i zajęła ferrari obok. Zajęłam miejsce, przyjrzałam się mechanizmowi, którym miałam operować i zobaczyłam na miejscu pasażera dobrze wypolerowaną, czarną broń. Wzięłam ją do ręki i schowałam w obszerną kieszeń, obok papierów, które dał mi Royce. To tak na wszelki wypadek.
- Lejdis, gotowe?! - wrzasnął jakiś wytatuowany od stóp do głów grubas. - STAAART! - powiedział przez głośnik, a ja bez wahania wrzuciłam najszybszy bieg i po chwili jechałam jakieś sześćset kilometrów na godzinę. Nie dam wygrać tej suce. Moja cierpliwość ma granice, a ona nadwyrężyła ją do ostateczności. Jeszcze raz mnie przezwie, a będzie trupem. Pierwsze i drugie okrążenie jechałyśmy prawie równym tempem, ale na trzecim zaczęła grać nie fair, w związku z czym zadrobiła kilometry i wyminęła mnie. O nie. Nie wygra. Nie WYGRA! Zmieniłam biegi i docisnęłam pedał gazu do samego końca. Ta adrenalina, budzi we mnie niesamowitą dzikość. Kocham jazdę autem, ale nie bardziej niż jazdę konną. Mam nadzieję, że jest tu gdzieś stadnina. Chciałabym pogalopować wśród łąk na jakimś mustangu. Wróciłam myślami do mojego wyścigu. Zaśmiałam się sama do siebie i głosno krzyknęłam, jeszcze bardziej podkręcając atmosferę. Silnik za chwilę padnie! Wszystko wokół wirowało, a ja wiedziałam tylko, że ją wyminęłam. Zatrzymałam się metr przed zebranymi kolesiami, którzy pewnie mieli już narobione w gaciach. Nie wiedziałam, że potrafię robić takie efektowne zakręty. Wyszłam z auta i z szyderczym uśmieszkiem patrzyłam jak Katy dojeżdża do mety. Nie spodziewała się, że zaryzykuję życie na ekstra prędkość. Pokręciłam głową i ze skrzyżowanymi ramionami, ruszyłam do wyjścia.
- To nie fair! Uruchomiłaś mocną skrzynię biegów! - krzyknęła, biegnąc za mną.
- A fair jest, że obijałaś mi auto po lewej stronie? - nawet na nią nie spojrzałam, idąc dumnie przed siebie. Wiedziałam, że wszyscy patrzą teraz na auto, którym jechałam. Teraz każdy będzie wiedział, że moja wygrana jest słuszna. Jeden zero dla mnie, szmato.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now