XXIX

726 42 11
                                    

Patrzyłam na jasnowłosego archanioła i zastanawiałam się czy przypadkiem nie umarłam.

Uszczypnęłam się z całej siły i gorzko tego pożałowałam. Bardzo bolało, a wszystko okazało się jawą, nie snem.
- Wstań, Ivy. - uśmiechnął się do mnie lekko, a ja patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Tata? - zapytałam chyba po raz setny, trzęsąc się z niewiadomego powodu.
- To ja, córeczko. Nie bój już się. - ukucnął przy mnie, cicho się podśmiewując. - Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha. - mrugnął do mnie oczkiem.
- Tata! - rzuciłam się na niego, z całej siły wtulając w ciepłą klatę. - Tata! Tata! Tata! - powtarzałam, nie chcąc go puścić, bo wciąż nie dowierzałam całemu zdarzeniu. Prawie porwałam ramoneskę, którą miał na ramionach i kleiłam się do czarnej bluzki, niczym pięcioletnia dziewczynka. Zapomiałam o bólu, porozcinanej skórze na plecach, połamanych żebrach i siniakiach. Zapomiałam o tym, że jeszcze chwilę temu miałam zginąć. Skupiłam się, na tym, że wypowiedziane życzenie spełniło się.
- Kocham cię, Ivy Lynn. - objął mnie długimi rękoma, masując plecy. - Jesteś bezpieczna.
- Tata.. - spojrzałam na jego anielską twarz i szeroko się uśmiechnęłam. - Ty żyjesz.. - szepnęłam, a on delikatnie kiwnął głową. - Gdzie byłeś przez całe moje życie? - zaczęłam płakać. - Tak bardzo cię potrzebowałam, tak bardzo chciałam wiedzieć..
- Spokojnie, porozmawiamy, gdy stąd wyjdziemy, dobrze? - pogłaskał mnie po twarzy. - Royce niedługo tu przyleci swoim prywatnym helikopterem. Musimy uciekać. - złapał mnie za rękę, ale widząc w jakim jestem stanie, wziął na ręce i poprowadził w ten sposób do sportowego auta, czekającego przed budynkiem. Tak dawno nie widziałam słońca, że poczułam się, niczym wampir w świetle dnia. Gangsterzy mojego ojca otworzyli nam drzwi i wpakowali tyłki do pozostałych wozów, czekając na jego rozkaz. Był Szefem. - Jedź do mojej willi. - oznajmił bez jakiegokolwiek uczucia w stronę swojego kierowcy i odwrócił się do mnie, poprawiając moje rozczuchrane włosy. - Półszatynka, półblondynka. - zaczął się śmiać. - Skąd ja to znam..
- Byłam szatynką, dopóki syn wujka Shiley'a mnie nie pomalował. - spojrzałam na niego nieśmiało. Miał takie przepięknie, jasnoniebieskie oczy, zdecydowanie piękniejsze od moich. Kryły w sobie blask i tajemniczość, czułam bijący od nich żar i miłość, których nigdy nie widziałam u męża mamy.
- Shiley ma syna? - uniósł brwi, niedowierzając. - Ten dzieciak ma dzieciaka? - popatrzył na mnie, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Już wiem, czemu mam taki mały zasób słownictwa.
- I to dwójkę. Starszy syn, Shannon, nazywany też CoCo od Cooper i młodsza córka, Shmi July, młoda wersja cioci Jo. - uśmiechnęłam się do niego.

- Jest ruda czy tak samo jak moja siostra się pomalowała? - zapytał wesoło.
- Ruda i chuda! - oznajmiłam głośno.
- Czyli kiedyś będzie blondynką i nie będzie aż taka chuda. - wywnioskował, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Niesamowite.. A jak tam w waszej rodzince? Mamie układa się z Josh'em? Tak właściwie to go lubisz?
- Jakiej rodzince.. - westchnęłam. - Gdybym wiedziała cokolwiek prawdziwego, to bym ci opowiedziała, ale jestem w kompletnej pustce. Wszyscy całe życie mnie oszukiwali. A niedawno zginęła dziewczyna, którą do tej pory miałam za młodszą siostrę. Sama nie wiem, jak to wytłumaczyć. - powiedziałam, patrząc na jego reakcję. Blondyn delikatnie się uśmiechnął. - Ja.. zawsze miałam wrażenie, że jestem inna. Nigdy nie potrafiłam dogadać się z Josh'em, myślałam, że woli Gwen, bo ona jest brunetką, tak jak on.. - pokręciłam głową. - Ale potem odkryłam, że on po prostu nie jest moim ojcem, bo.. jesteś nim ty. - spojrzałam na niego ukradkiem, a on wyciągnął do mnie ramię i mocno do siebie docisnął.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem cię móc przytulić, ucałować na dobranoc i powiedzieć, że jesteś moją najpiękniejszą na świecie księżniczką.. - wyszeptał mi we włosy, na co oboje się wzruszyliśmy. - Ale po tym, jak już wszyscy myśleliśmy, że naprawdę umarłem.. Shiley odwiózł mnie do naszego "kolegi specjalisty", aby wykonać czynności.. sama wiesz z resztą o co chodzi. - mruknął cicho. - Ale z tego, co mi wiadomo, powiedział im, że leżę już na cmentarzu.
- Jak on mógł to zrobić?! Przecież wszystkim byłoby lżej! Mama.. - szepnęłam. - Tego dnia, w którym rzekomo umarłeś, chciała popełnić samobójstwo. - powiedziałam mu to, co wiem, a on spuścił głowę i mocno nią pokręcił.
- Tylko ona ma takie pomysły. - warknął na mamę. - Przecież była w ciąży!
- Kochała cię.. - popatrzyłam na niego skruszona, a on złagodniał i pogłaskał mnie po głowie.
- Nasz kumpel tak powiedział, bo nie miał pewności czy uda mi się wyjść ze śpiączki. - szepnął, patrząc na mnie uważnie, a ja uniosłam brwi do góry.
- Byłeś w śpiączce?!
- Tak. - kiwnął głową. - Przez dwanaście lat. - orzekł, a ja otworzyłam buzię z niedowierzenia. - Potem miałem długotrwałe leczenie, a przez kolejne lata, chłopak starał się przywrócić mi pamięć. - oznajmił. - Całe szczęście umiejętności nie zginęły. - pokazał mi broń, ukrytą w ramonesce, a ja zaśmiałam się lekko.
- Mamy wiele wspólnego. - powiedziałam, na co tym razem on, wesoło się roześmiał.
- W końcu jesteś moją córką. Jedyną i ukochaną. - szepnął. - Z początku nie wierzyłem mu, ale potem, oglądając zdjęcia, mając ze sobą różne przedmioty.. przypomiałem sobie wszystko i zacząłem szukać. Nie mogłem was odnaleźć, dopiero po sprawdzeniu Shiley'a, którego imię i nazwisko się nie zmieniło, zdołałem móc cię zobaczyć. - popatrzył na mnie. - Byłem baaardzo zdziwiony, wiedząc, że nadal jesteście w Los Angeles, ale przy pomocy pewnego chłopaka, udało mi się ciebie dzisiaj uratować. - popatrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem, a ja się zaczerwieniłam.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz