CZĘŚĆ III, Prolog

921 29 3
                                    

(Nowe rodziały III części będą udostępniane już tu, kiedy zaaktualizuję ich kolejność)

*POV* Hazel

Ona pławiła się w luksusie, podczas gdy ja żyłam na ulicy. Wykształcona, dobrze wychowana, elegancka...

W porównaniu do mnie była księżniczką. Czy bliźniaczka może być tak różna?

Dowiedziałam się o niej, podczas ostatniej kłótni przybranych rodziców. Ten stary przychlast, po raz ostatni, mnie wtedy uderzył. Nigdy więcej sobie na to nie pozwolę. Nigdy.

Oboje przyznali, że zaadoptowali mnie tylko dla pieniędzy. Prawdopodobnie moja babcia sowicie im za to zapłaciła.

Kilka lat temu zaczęłam ukrywać się pod mostami. Żyłam na marginesie społecznym, choć może wcale nie musiałabym tego robić. Wystarczyłoby jedno badanie DNA, by włączyć się do środowiska mojej bliźniaczki, która do tej pory o mnie nie wiedziała.

Wystarczyło, że odszukałabym rodzinę Carter, od których pochodzę i dom nad głową miałabym zapewniony.

Ale skoro mnie porzucili i wcale nie szukali, to po co się narzucać? Niech rodzice śpią spokojnie. Przecież oddali nas "w dobre ręce".

Oddali. Rozdzielili.

- Wracajmy już, Hazel. Zbliża się noc, a to nie jest bezpieczna dzielnica. - Usłyszałam za plecami znajomy głos. Należał on mianowicie do Zacha, który uratował mnie, kiedy nie wiedziałam, gdzie pójść.

Nauczył życia bez jakichkolwiek środków, wyuczył wszystkich sztuk walki, jakie znał i pokazał, że będąc nawet na marginesie społecznym, da się żyć szczęśliwie.

- Jeszcze chwila - szepnęłam, wpatrując się w okno pokoju mej bliźniaczki.

Dziewczyna zawsze o tej godzinie zasłaniała długie, złociste zasłony. Tak było i tym razem. Nieświadoma tego, że patrzyła na nią jej prawdziwa siostra, kładła się spać i wkraczała do krainy snów, podczas gdy ja pławiłam się wśród koszmarów. Dee zawarczała cicho, więc Zach pogłaskał ją po jasnej, choć brudnej sierści i wymienił się ze mną spojrzeniem.

- Wyczuła obcych.

- Wiem. - Odeszłam w ich stronę, powolnym krokiem. - Chodźmy stąd.

*POV* Chelsea

Bogata, katolicka rodzina. Cieszyłam się, że zostałam wychowana właśnie w takiej. Widząc osoby w mojej klasie, które przypominały homo habilis swoim zachowaniem, nie mogłam wyobrazić sobie siebie w tej roli.

Modlitwa przed i po posiłku, komedia romantyczna i ucałowanie rodziców na dobranoc było moim rutynowym zadaniem każdego wieczoru. Zarówno ja, jak i Ruth przyzwyczaiłyśmy się do tego tak bardzo, że nie zwracałyśmy, od pewnego czasu, na to uwagi.

Blondynka poszła wziąć kąpiel, a ja, gotowa wówczas do snu, wróciłam do pokoju i podeszłam do okna, aby zasłonić zasłony. Kiedy to robiłam, czułam, że ktoś na mnie patrzy. Nie lubiłam tego robić, ale ta rzecz była konieczna, bo bez niej nie zasnęłabym.

Wiedziałam, że ktoś patrzy. A w tym wzroku czułam wszystko, co najgorsze.

Nienawiść, zazdrość i złość.

Czułam na sobie spojrzenie osoby, dla której stanowiłam obiekt dobry do zlikwidowania. Czułam się wtedy źle i moje serce było przyprawione o wiele lęku. Ale kiedy okno było już szczelnie zasłonięte - wszelkie obawy mijały.

- Idziesz już spać, Chelsea? - Przez uchylone drzwi zauważyłam jasną głowę siostry. Była z mojego wieku, choć różnica miesięcy wynosiła prawie rok, bo ja urodziłam się w styczniu, a ona w grudniu.

- Tak. Jestem dość zmęczona po dzisiejszym sprzątaniu ogrodu - zaśmiałam się. - Widziałaś może Lemory'ego?

- Twój sierściuch jak zwykle siedzi na parapecie okna w salonie i ogląda z rodzicami pogodę na jutro - orzekła, na co obie się cicho zaśmiałyśmy. O tak, mój kot perski był czasami niemożliwy.

- Pewnie będzie tam spał całą noc - powiedziałam i wskoczyłam do łóżka, rozpuszczając długie, delikatnie falowane, czarne włosy z eleganckiego koczka, który przez cały dzień uciskał moją głowę. - Dobranoc, Ruth.

- Dobranoc, Cheche.

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now