-66-

6K 409 9
                                    


Opuszczona baza wojskowa była wielka. Dach ochronny, metalowe, ciemnozielone ściany i nieduże okna, stojące poziomo po środku nich, budziły głębokie zainteresowanie. W środku było gorąco i duszno, a na domiar złego zabrakło prądu. Mój brat rychło poszedł szukać jakiegoś speca od energii w naszym gronie. Uświadomiłam sobie, że wszystko zaczęło się walić i przestało mi się chcieć dowództwa. Popatrzyłam z rozżaleniem na Jo. Ona i jej brat byli stworzeni do szefostwa.

- Jo, proszę, zajmij się wszystkim, dopóki nie wróci twój brat... - Dałam nacisk na ostatni wyraz. Blondynka popatrzyła na mnie z zaskoczeniem i uniosła w konkluzji brwi.

- W porządku. Ale ty? Gdzie planujesz pójść? - zapytała, odwracając się za mną.

- Nie martw się o mnie, niedługo wrócę - mruknęłam, nie kryjąc swojej złości i zdenerwowania na cały świat. Sama nie wiedziałam, o co mi znowu chodziło.

Ruszyłam przed siebie, dopóki nie zaszłam na plażę. Była niewielka, piaszczysta i znajdowała się daleko od tej części, którą odwiedzali inni. Minęłam kilka skał i usiadłam na brzegu, mocząc w wodzie stopy. Było cicho, jedynie fale Oceanu Spokojnego uderzały o znajdujące się dziesięć metrów dalej klify. Przymknęłam oczy. Zobaczyłam przed sobą wszystko, zdarzenia, które miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Od początku wakacji stałam się zupełnie inna. Moje życie uległo stanowczej przemianie.

Wyprowadziłam się z przyjaciółką, odzyskałam brata, wstąpiłam do gangu, poznałam przyjaciół, chłopaka, w którym się zakochałam, pokłóciłam się z matką, a następnie pogodziłam, wyjechałam do ojca i z nim wróciłam, moi starzy w końcu się zeszli i odnaleźli zaginionego, młodszego braciszka. Zastanawiałam się jak wyglądał. Dobrze byłoby wrócić do domu.
Popatrzyłam na fale upadające i wznoszące się. Odetchnęłam.

Wyjęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer telefonu domowego w Chicago. Po trzech sygnałach usłyszałam w słuchawce chłopięcy, lekko zachrypnięty głos.

- Tak, słucham?

Zamarłam. To był mój brat. Ten, o którym nie wiedziałam przez całe życie. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Czułam, że powinnam się zmienić, póki nie zostałam regularną morderczynią i psychopatką.

- Halo? Jest tam kto? Kto mówi? - Niecierpliwił się.

- C-Cześć... - wyjąkałam. - Shawn, prawda?

- Hm, tak. To ja. Ale, z kim rozmawiam? - chrząknął znacząco. Jego ton głosu, nieco się ocieplił.

- Z Rachel. - podałam własne imię. Teraz to on zaczął milczeć.

- Ojej. - Usłyszałam jak cicho się śmieje. - Nie spodziewałem się, że od razu po przyjeździe, choćby usłyszę twój głos.

- Rodzice cię stamtąd wydostali? - zapytałam, zagryzając wargę. Byłam zadowolona. Mało powiedziane. Szczęśliwa.

- Tak, godzinę temu wróciliśmy. Robią coś przy samochodzie i narzekają na was. - Zaczął się śmiać. - Nie chcecie wrócić?

- Tak. To znaczy nie. To znaczy... - zaczęłam się jąkać. - Ja wracam. Przynajmniej na trochę, razem z moją przyjaciółką. Shiley pewnie do nas dołączy, ale nie jestem pewna. Powiedz... Powiedz rodzicom, żeby wysłali papiery do trzech dowolnych uczelni z profilem medycznym i prawnym do Nowego Yorku. Jedno dla mnie, drugie dla Amy. Muszą powiedzieć to pani Carter - zaczęłam recytować. Źle się czułam podejmując decyzję bez uzgodnienia jej z przyjaciółką, ale wiedziałam, jaki byłby efekt takiej rozmowy. - Nie za szybko? - zaśmiałam się.

- Zapisałem! - krzyknął, zadowolony, a ja poznałam ten głos. Śmiał się identycznie jak mój starszy brat.

- To niesamowite. Nie wiedziałam, że nie jestem najmłodsza - wyjawiłam.

- Nie mów o mnie, jak o małym smrodku! - udawał, że się obraził. - Ja też nie przypuszczałem, że mam normalną, cudowną rodzinę. Nie mogę się doczekać, aż przyjedziesz.

- Ja też - szepnęłam, mimowolnie. - Kocham cię, młody.

- Nawzajem, stara. - Roześmiał się, a ja odsuwając słuchawkę od ucha, rozłączyłam sygnał. Westchnęłam. Wiedziałam, że robiłam to pod wpływem impulsu, bez uzgodnienia czegokolwiek z Jo i całą resztą. Jednak uznałam, że tak byłoby lepiej dla wszystkich. Nie mogłam przemienić się w kryminalistkę. Nie chciałam.

- Ty? Sama? - Usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się, szukając po kieszeniach broni. Jego czarne włosy rozwiewał wiatr, a piekielnie zielone oczy błyszczały na tle złocistej skóry.

- Może za chwilę. - Wycelowałam w niego.

- Daj spokój. - Zlekceważył mnie i usiadł obok. - Pamiętam, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Wredna, pyskata blondyna w szarej bluzie, której oddałem swój złoty nóż, całkowicie nie przypomina tej panny, która siedzi po mojej lewej - zaśmiał się cierpko.

- Przemalowałam włosy, to dlatego - mruknęłam, podejrzliwie na niego patrząc. Rozglądałam się w poszukiwaniu jego towarzyszy, ale wszystko wskazywało na to, że był sam.

- Faktycznie, w kasztanowych włosach wyglądasz... Seksowniej. - Uśmiechnął się, spoglądając na mnie ukradkiem. - Poważniej. - Poczekałam chwilę, aż napatrzył się w błękit oceanu, wciąż nie opuszczając pistoletu. - Słyszałem o tym, że Sin Fao zaatakowali wasza kryjówkę. Mi też robią pustki w szeregach. Dzisiaj zamordowali mi kuzyna, informatyka i dwóch najlepszych przyjaciół. - Kiwnął głową. - Zostaw, do cholery tę broń. Przyszedłem z tobą porozmawiać.

- Nie przejdę do Rider Shark - warknęłam.

- Nie o to mi chodzi. - Stuknął się w czoło. - Daj spokój z tym pistoletem. - Złapał za czubek nosa broni i schował mi ją w spodenki. - Chciałem pogadać z tobą o pewnym pomyśle, na zlikwidowanie przeciwnika - oznajmił. - Nie sądzę, żebym z Charlie'm potrafił.

- Jesteśmy wrogami, czego ode mnie oczekujesz? - Odsunęłam się od niego nieznacznie.

- Zrozumienia i rozsądku - powiedział, patrząc na fale, po czym skierował wzrok na mnie.

- Jak mnie znalazłeś? - mruknęłam, powoli się uspokajając.

- Używałaś telefonu, a ja byłem w pobliżu - zaśmiał się. - Mam twój numer od Jo - powiedział, a ja złapałam telefon i z rozmachem rzuciłam nim w Pacyfik.

- Już nie - zaśmiałam się złośliwie.

- Przejdziemy się? - Też wstał, kompletnie nie zwracając uwagi na moje argumenty, docinki i zaprzeczenia. Taki typ kuracji przydałaby się Charlie'mu.

- Dobra - mruknęłam i ruszyłam z nim przed siebie. - Nie wiem, czemu ci ufam.

- Powinnaś. - Odwrócił się do mnie. - Ciebie, nie dałbym nikomu skrzywdzić.


Game with badboys ✔️Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum