XIX

654 39 4
                                    


- I nie mów mi, że nie jestem kochanym braciszkiem. - oznajmił twardo CoCo, kiedy weszliśmy do domu.
- Jesteś, jesteś. - pocałowałam go w czoło. - Najbardziej kochany na świecie.
- No. - uśmiechnął się.
- Ale jutro. - dodałam, po czym zaczęłam się śmiać. Widziałam jak kręci głową, po czym rozweselona popatrzyłam na zegarek. - Cholera! Już dziewiętnasta! - rzuciłam się do pokoju i wyszukałam pierwsze lepsze, czarne legginsy oraz sweterek w tej samej barwie na trzy czwarte rękawa. - Idę do łazienki! - krzyknęłam, wymijając Shannona z prędkością światła.
- No, ale kurwa! Chciałem się odlać, tak? - warknął zza drzwi.
- To idź do ogródka! - zaproponowałam, słysząc jak klnie na mnie, po czym wybuchnęłam lekkim śmiechem i wskoczyłam pod prysznic. Umyłam włosy, wysuszyłam je i rozczesałam, aby po chwili wykonać z nich dwa dobierane warkocze. Nie zajęło mi to długo, bo po chwili siedziałam w pokoju robiąc sobie lekki makijaż. Na stopy założyłam skarpety, a na nie białe buty. Byłam gotowa, a jako iż żaden bagaż nie był mi szczególnie potrzebny, stanęłam w kuchni z butelką wody, ciesząc się, że czas moich przygotowań nie przekroczył pół godziny. Chciałam tylko iść do Royce'a, pogadać z jego kumplem i zacząć poszukiwania ojca. Choć przeżycie, które mnie spotkało jest dramatyczne, to niekoniecznie może być gorzej. W końcu przecież go znajdę. - CoCo, wychodzę!
- A ja z tobą! - ucieszył się, poprawiając na sobie mocnoniebieską koszulę. - Gotowy.
- Co? - zmarszczyłam brwi. - Nie wiem, czy powinieneś..
- Jestem twoim bratem i choć wiem, że wcześniej się nie spisywałem szczególnie opiekuńczo, to teraz chcę te braki nadrobić. - wyjawił z szerokim uśmiechem. Otworzyłam usta, ale szybko mi je zamknął. - Zamknij się, nie ma protestów. - wypchał mnie z domu i przekręcił kluczem zamek do domu. - Pojazd czeka. - skinął na motor na podjeździe.
- Skąd..?
- Wypożyczyłem! - ucieszył się.
- Od kogo i na ile. - skrzyżowałam ręce, patrząc na niego przenikliwie.
- Od ktosia na czas nieokreślony.. - zaśmiał się nerwowo. - Ojj tam, to ostatni raz, mamo! Już więcej nie będę kradł, obiecuję! - zrobił minę psiaka, a ja zaczęłam się śmiać i wskoczyłam na motor pierwsza.
- W ramach przeprosin, to ja kieruję.
- Nie ma mowy. - pokazał mi klyczki, które miał w ręce.
- Ale z ciebie dupek. - fuknęłam.
- Nie rób min, mała Lynn. - zarymował znowu tym głupim tekstem i wepchał się na przód, po chwili włączając mechaniczny silnik. - Niech ostra jazda cię nie zdziwi, Ivy. - znowu zarymował, a ja trzepnęłam go ręką przez łbem.
- Jedziesz czy nie, kurwa? - zapytałam ze złością, a on zaczął się śmiać i ruszył, gdzie trzeba. Im było bliżej, tym serce gorzej biło. Widząc przed nami rozpościerającą się plażę, głośno przełknęłam.

CoCo zatrzymał motor na podjeździe i oboje zeszliśmy z maszyny, aby powolnym krokiem zbliżać się do dwóch czarnych Audi R8 stojących na plaży. Przy jednym stał Royce, a przy drugim brunet w miej więcej jego wieku, ubrany w garnitur. Obok nich stało po dwóch napakowanych kolesi.
- Cze-eść? - zapytałam niepewnie, machając przed szatynem ręką.
- Ivy, nareszcie jesteś. - uśmiechnął się w ten sam sposób, jak wtedy, gdy wychodziłam z jego auta. - Oczekiwaliśmy twojego przybycia.
- To miłe. - kiwnęłam głową. - Przyszłam z bratem. - wskazałam na CoCo. - Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Ależ skąd. Czułem, że będziecie tu razem. Syn Shiley'a i Amy Jo, córka Rachel i Charlie'go.. - przeciągnął dziwnie, a ja zmarszczyłam czoło, kompletnie nie rozumiejąc sensu jego słów. Popatrzyłam na siebie z CoCo. Teraz zaczynałam mieć, co do niego podejrzenia. - Przedstawię was, to mój wspólnik Dwayne Payne. - pokazał na bruneta, który wyrzucił niedokończonego papierosa w piach i przydeptał go. - Dwayne znał twóją matkę, kotku. Wszyscy ją znali. W końcu była żoną szefa Herp Fire. - westchnął ciężko. - Aż dziwne, że wyszła im tak niesamowita córka. Ni ty z blonaśka, ni z wisienki. - skrzyżował ręce, a ja patrzyłam na niego ze zdziwieniem. - Pamiętasz? Chciałem przedstawić cię mojej rodzinie, ale żeby to zrobić, musiałbym cię zabić, bo oni nie żyją. - warknął, podchodząc do mnie.
- Ej, zostaw ją! - osłonił mnie CoCo, przez co Royce przyłożył mu pistolet do czoła.
- Nie! - krzyknęłam, jednak pierdolony Dwayne złapał moje obie ręce przyciągając do siebie. Mięśniaki wyjęli zza skórzanych kurtek broń.
- Zabiłbym was jak wasi starzy zabili moją i jego rodzinę.. - skinął na przyjaciela. - Może kojarzysz osiemnastkę swojego ojca, Shannon? W jaki sposób dostali się na bal w Hollywood?
- Nie mam pojęcia. - mruknął cicho szatyn, a Royce potrząsnął bronią.
- Nie wiesz?! To ja ci powiem! Zabili z zimną krwią wszystkich. Wszystkich! Tylko dlatego, że chcieli iść na imprezę! - machał mu pistoletem przed czołem.
- Roy, wiem, że chcesz się zemścić, ale my o niczym nie wiedzieliśmy. Nas wtedy nie było na świecie, nie uważasz? - całą sprawę, CoCo starał się rozwiązać pokojowo.
- Błagam cię, rozstrzelałbym ci łeb, ale ktoś musi powiedzieć, co stało się z Ivy, prawda? - zaśmiał się psychopatycznie. - Ta zemsta będzie straszna. Gdy już złapię was wszystkich, dokonam egzekucji własnoręcznie, a ona będzie na to patrzeć. - warknął groźnie. - Najpierw zginie twoja siostra, potem rodzice, później ty, a na końcu jej matka.. - wrzasnął, świecąc swymi zielono-niebiesko-szarymi oczami. Zaczęłam się wyrywać, ale to nic nie skutkowało. Posłałam bratu uspokajające spojrzenie.
- Pominąłeś kogoś, Spencer. - domyśliłam się już o kim mowa i biłam w myślach po mordzie. Jak mogłam być taka głupia i się nie zorientować?! Nie wiedziałby o kogo chodzi! Nie rozwiązałby problemów tak szybko, gdyby ich nie znał!

- Twoja przyrodnia siostra i przybrany ojciec mnie nie obchodzą. I tak ich nie nawidzisz. No, chyba, że ci zależy na kilka przyjemnych egzekucjach, to w sumie dla mnie będzie bez różnicy. - przysunął się do mnie, a Dwayne, złapał za warkoczyki, ciągnąc je do tyłu, abym miała głowę uniesioną do góry.
- Mówię o moim ojcu. - warknęłam. - Tym prawdziwym. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów to nas zostaw. To on jest prawdziwym gangsterem. Zabije ciebie tak jak i tamtych. - splunęłam mu na buta, a on złapał mnie za szyję.
- Zostaw ją! - usłyszałam krzyk CoCo, a jeden z mięśniaków uderzył go strzelbą w brzuch, przez co uklnęknął na pisaku, kuląc się.
- Twój tatuś nic mi nie zrobi kochanie, bo już nie żyje. - zaśmiał się złowieszczo. - A ty tak bardzo pragnęłaś go poznać, co?
- Kłamiesz! - krzyknęłam, czując jak moje oczy wypełniają się łzami.
- Ojj nie. Dzisiaj taki piękny dzień. Po co miałbym kłamać? - znowu zaczął się szyderczo uśmiechać. - Umarł, zanim sie urodziłaś. Został postrzelony, podczas ostatniej bitwy gangów, w której co prawda wygrali, ale stracili szefa i rozwiązali gang. Smutne, co? Nie mógł zobaczyć swojej następczyni, przepięknej córeczki Lady Killer. - mocniej ścisnął mi gardło, a ja nie płakałam z bólu, który mi robił, tylko ze słów jakie usłyszałam. - O jednego miej, a niedługo będzie jeszcze mniej, jeszcze mniej i jeszcze mniej. Aż w końcu wybiję was do ostatka.
- Czemu robisz to nam? Ivy? - zapytał CoCo, starając się podnieść z ziemii. Otarł ręką krew z ust i popatrzył na niego niezrozumiale.
- Bo was nienawidzę. - oznajmił. - Proste, logiczne. - dodał szyderczo i skinął do mięśniaków, aby ponownie uderzyli go strzelbami w brzuch i głowę. Zaczęłam krzyczeć, żeby go zostawić, ale Dwayne coraz bardziej ściskał mi ręce, praktycznie je wykręcając. Niech ja tylko się uwolnię. - Dość. - przerwał im. - Będzie jeszcze potrzebny. - łysi zaczęli pakować się do wozów, a mnie razem z sobą.
- Zostawcie mnie! Puszczaj! - krzyczałam i machałam nogami, ale bez broni i w starciu z takimi gorylami nie mogłam mieć szans. Pozostało mi tylko poddać się i zastanawiać jak ocalić mamę. Nie mogę stracić jeszcze jej.. tak jak straciłam tatę.
Zaczęłam płakać, na wzgląd własnych uczuć. Nie potrafiłam się pogodzić z takim losem. Nie mogłam.

...

Wrzucili mnie do ciemnej, dusznej celi. Nie wiedziałam gdzie jestem i czemu muszę tak cierpieć. Czy to przez przeszłość czy też własną głupotę? Otarłam łzy z oczu i usiadłam w kącie, podkulając pod brodą nogi. Nagle usłyszałam szelest.
- Kto tam jest? - poderwałam się na równe nogi, widząc w przeciwległym rogu cudzą postać. Ja już ją widziałam.. - Czy.. czy ty nie zaatakowałaś jedego z kierowników auli w Hollywood?
- Masz jakiś prezent w ramach wdzięczności? - przekręciła głowę w dół. - Tak, to mnie wysłali wtedy, żebym sprawdziła, czy to naprawdę ty jesteś tą, która szuka przeszłości..

- Więc czemu tu jesteś? - zdziwiłam się.
- Jeszcze kilka tortur i przyłączą mnie do gangu. Potrzebują zaufania.. - zawiesiła się na łańcuchu przyczepionym do sufitu. Teraz zobaczyłam, że ma jasne, krótkie włosy i jest ode mnie może ze trzy lata starsza.
- Nie wiesz, co mówisz.. - pokręciłam głową. - Oni nie mają honoru. Jak możesz jeszcze dla nich pracować?
- Chcę tylko żyć. Chcę mieć wolność.
- Więc wydostańmy się razem. - szepnęłam, a ona pokręciła tylko głową, cicho się śmiejąc. - Nieważne.. - mruknęłam. - Jak ci na imię?
- Męczą mnie od dwóch lat, w przeciągu tego czasu nosiłam wiele imion. Lara Murphy, Elizabeth Houghton, Rosie Black, Nicole Carrey, Eva Simpson, Angel Holland.. Robiłam już za wszystko. Włamywaczka, tester do narkotyków, dziwka, zabójczyni.. - mruczała cicho, a ja nie mogłam uwierzyć temu, co z nią zrobili. Była chuda, a z jej ramion wystawały kości. Miała kilkanaście tatuaży, wiele siniaków, zaschniętych i świeżych ran. Oni ją katowali. Nie wiedziała nawet kim jest.
A ja narzekam, że mama nie chciała mojego cierpienia.
- Mogę ci pomóc. - zaproponowałam. - Skoro mam tu siedzieć, to spróbuję pomóc ci odzyskać pamięć, co ty na to? - podeszłam do niej nieco bliżej. W blasku księżyca bijącego zza wysokich krat zobaczyłam jej równie niebieskie, co moje oczy.
- Jeśli uważasz, że ci się uda, to próbuj. - westchnęła. - Nie wiem nawet jak masz się do mnie zwracać. - zauważyła i zeszła z łańcucha, stając naprzeciwko. Byłam wysoka, a ona może jedynie o centymetr niższa.
- Co powiesz na Lottie? Pasowałoby ci. - uśmiechnęłam się lekko.
- Krótkie. - zaśmiała się. - Zaczynasz bardzo dobrze. Już mi się podoba. A twoje?
- Ivy. Ivy Lynn. - oznajmiłam.
- Za co tak właściwie tu siedzisz?
- Za wszystko i nic. - szepnęła. - Tak właściwie nie wiem.
- A więc czeka nas dłuuga rozmowa. - złapałam ją za rękę i pociągnęłam w dół, przez co obie usiadłyśmy na ziemii po turecku. - Powiedz..

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now