-34-

12.3K 596 40
                                    


- Rachel, uśmiechnij się. - Blondyn złapał moje policzki i przeciągnął je do góry.

- Z czego mam się cieszyć? - mruknęłam, wpatrując się tępo, w rosnący przede mną krzak.

Charlie zabrał mnie do ogrodu, abym się przewietrzyła i uspokoiła. Ciepły wiatr owiewał moją twarz, prędko wysuszając pojedynczo spływające krople łez. Na początku pomagało, ale z każdą kolejną minutą uświadamiałam sobie, że moja najlepsza przyjaciółka mnie opuściła i nigdy więcej nie było mi dane jej zobaczyć. 

Znałam upór Amy - nie byłaby w stanie wrócić, po tym jak samowolnie odeszła.

Żałowałam, że nie zrobiłam czegoś, co mogłoby ją powstrzymać.

Zastanawiałam się, jak to możliwe, że wybrałam faceta. Kiedyś przysięgłyśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Ani wiatr, ani tęcza, ani śnieg. Wiatrem byli chłopcy, którzy zawsze starali się nas gdzieś wyrwać, tęczą były inne koleżanki, a śniegiem - niespodziewane zdarzenia, które spadały z góry, próbując nas przytłoczyć. Przypominałyśmy to sobie zawsze w nowy rok, aby przez wszystkie kolejne dni się tego trzymać. Nigdy, żadna z nas nie zerwała danego przykazania, ale Amy Jo najwyraźniej uświadomiła sobie, że dokonałam niemego wyboru.  

- Miałeś racje, trzeba było się ukrywać.

- Rach... - Złapał mnie za rękę i cicho westchnął. Przysunął swój fotel do mojego, abyśmy mogli patrzeć sobie w oczy, po czym położył głowę na moim ramieniu i delikatnie musnął swoimi zimnymi wargami o moją rozgrzaną skórę. - Nie mogłaś wiedzieć...

- Mogłam! Znam ją tyle lat! Wiedziałam, że się zdenerwuje! Nic nie wkurzało jej nigdy bardziej, niż złamanie obietnicy... - Westchnęłam, a chłopak zmarszczył brwi. - Co roku mówiłyśmy sobie, że nikt nie będzie ważniejszy od naszej przyjaźni... - szepnęłam.

- Więc ty wybrałaś... Mnie? - zdziwił się i widząc moje puste spojrzenie, mocniej do siebie przycisnął. - Rachel, to...

- Do niczego się nie nadaję... - Westchnęłam.

- Nieprawda. Rachel, jesteś cudowna. - Podniósł moją twarz, każąc tym samym patrzyć sobie w oczy. - Jeszcze tylko kilka ćwiczeń i będziesz najlepszą gangsterką w mieście - zaśmiał się, ale mnie to nie rozbawiło. - Słuchaj, leć na górę. Przebierz się w coś wygodniejszego i pojedziemy załatwić kilku gnojków, którzy lubią grać mi na nerwach. Zobaczymy jak sobie radzisz. - Założył na mnie ramię, a ja ze zdziwieniem na niego spojrzałam. - Ale weź ze sobą kieckę, to skoczymy do jakiegoś klubu. Dobrze?

- I tak mi nie przejdzie... - Położyłam mu głowę na ramieniu.

- Warto spróbować. - Uśmiechnął się do mnie.

- A Shiley i reszta? - zapytałam.

- Wpadną do klubu. Na misję jedziemy tylko we dwójkę. - Mrugnął mi oczkiem. - Długo już na żadnej nie byłem. Wydawanie rozkazów jest niczym w porównaniu do samej akcji.

- Wolałbyś być zwykłym gangsterem, niż szefem? - Blondyn starał się mnie pocieszyć, więc ciężko było mi uwierzyć w to, że mówił wtedy prawdę.

- Pewnie wydaje ci się to dziwne, ale tak. Nie ma to jak adrenalina. - Cmoknął mnie w policzek. - Zgadzasz się?

- Dobra, może chociaż na chwilę zapomnę o Jo - mruknęłam, wstając z fotela. - Dziękuję, że ze mną wytrzymujesz. - Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.

- Nie masz za co, kochanie. - Kiwnął głową, a ja cicho westchnęłam i z nieco weselszą miną trafiłam do pokoju. Ubrałam na siebie czarny, luźny kombinezon i ciężkie buty przed kolano. Włosy związałam w kucyka, a urodę dopełniłam mocniejszym, niż zwykle, makijażem. Przez prawe ramię przerzuciłam sobie cekinową, czerwoną sukienkę, a w drugą dłoń złapałam daną mi przez Charliego broń. Widząc telefon leżący bezwładnie na łóżku zrobiło mi się przykro. 

Usiadłam z rezygnacją na łóżku i pobyłam chwilę w ciszy, gapiąc się na wygaszony wyświetlacz, po czym zbiegłam po schodach na dół, słysząc dobiegającą z salonu cichą rozmowę Charliego i mojego brata.

- Nie spodziewałem się tego po tobie, wiesz? - Usłyszałam pretensjonalny głos Shiley'a.

- Słuchaj, to nie moja wina. Nie zmuszałem jej, żeby odeszła. Nawet więcej! Zagroziłem, że odejście dokonuje się jedynie poprzez śmierć, ale ona i tak miała to w dupie - syknął Charlie, a ja zorientowałam się, że mówili o Amy Jo.

- A niby czemu odeszła, co? Musiało ci się zachcieć romansowania z moją siostrą! - warknął groźnie Shiley, a ja spaliłam buraka. - Mówiłem ci, żebyś trzymał się od niej z daleka, bo będą z tego kłopoty, ale nie! Musiałeś wszystko spieprzyć! - krzyknął mu w twarz. 

- Czy ty przypadkiem nie jesteś z Darcy? - zapytał go zdziwionym głosem, zmieniając tym samym temat. 

- Nie zwalaj winy na Charliego. To moja wina. - Wyłoniłam się zza drzwi i ustałam obok chłopaków.

- Ty się nie wtrącaj. Twoja w tym jeszcze większa zasługa. - Pogroził mi palcem.

- A czemu dla ciebie to tak wiele znaczy? - zdziwiłam się. - Myślałam, że to ja tu najbardziej cierpię i-

- Po prostu źle ją potraktowałaś. Nie powinnaś się jej tak odwdzięczać po wszystkim, co dla ciebie zrobiła! - Skrzyżował ręce. - Uratowała mnie, a dla mnie to się liczy. - Kiwnął głową. - Poza tym, taki lekarz jak Jo robi wiele dla gangu. Na dodatek pomagała przy mapie. Bez niej gówno zrobimy.

- Ja się trochę znam na tej mapie - wywnioskowałam, ale widząc jego spojrzenie, opuściła mnie chęć do popisywania się zdolnościami. - Wiem, że źle zrobiłam. Ale ona... Postąpiła tak gwałtownie, nie dała mi się nawet zastanowić!

- A wiesz na czym polega "nie zawaham się przed niczym, jeśli chodzi o ciebie"? Nawet ja pamiętam, jak sobie to obiecałyście. - Skrzyżował ręce. - Ani wiatr, ani tęcza, ani śnieg czy jakoś tak.

- Shiley, daj jej spokój. Myślisz, że ona wcale nie cierpi? - wtrącił się Charlie, widząc, że w moich oczach na przypomnienie obietnicy znowu zgromadziły się łzy. 

- To niech idzie z tobą do łóżka, może jej przejdzie - warknął mu w twarz Shiley, a mnie wprost wmurowało. Nie sądziłam, że mój brat się o mnie tak kiedykolwiek wyrazi.

- Uważaj na słowa! - Blondyn pogroził mu palcem, ale chłopak spojrzał na niego, a później na mnie spojrzeniem pełnym... Gniewu i obrzydzenia. Stałam w miejscu nieruchomo z otwartymi ustami i nie wierzyłam w to, co powiedział. - Rachel, on nie...

- Co ja mu zrobiłam? - zapytałam. - Potraktował mnie jak jakąś dziwkę.

- Nie, nie myśl tak. Nie mówił serio. - Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, mocno przytulając. - Nie martw się.

Westchnęłam i kiwnęłam głową, w ciszy pozwalając mu poprowadzić się do odpowiedniego auta. Ustaliśmy w garażu, a blondyn skrzyżował ręce i wesoło się zaśmiał.

- Wybieraj. Te, które najbardziej ci się spodoba, będzie twoje - oznajmił z zadowoloną miną.

Widząc białą Toyotę Supra MK IV - tę samą, którą w filmie "Szybcy i wściekli" jeździł Paul Walker, nie mogłam wybrać innej. Wskazałam mu odpowiedni model, a on rzucił mi kluczyki i oznajmił:

- Prowadzisz, złotko.

Pisnęłam jak mała dziewczynka, chcąc pokazać Charliemu, że cieszyłam się z prezentu, ale w głębi duszy nawet to mi nie pomogło. Ciągle bałam się, że nigdy więcej nie było dane mi zobaczyć rezolutnej blondynki. Bałam się, że Amy Jo wzięła sobie moje słowa do serca.

Usiadłam za kierownicą i poczułam się, jakbym zdawała prawko z instruktorem w środku. Uruchomiłam stacyjkę i poczułam stres. Stwierdziłam, że rozbawię Charliego swoim brakiem umiejętności. Jeździłam wcześniej jedynie Chevroletem eks przyjaciółki, ale to co innego. 

- Charlie, a jeśli nas pozabijam? - Zawahałam się.

- Jestem w stanie się poświęcić - odrzekł i usadowił się na swoim miejscu.

- A może zapniesz pasy? - zapytałam dodatkowo.

- Rachel, nigdy w życiu czegoś takiego nie użyłem. - Skrzyżował ręce. - Masz minutę, żeby stąd odjechać.

- A jeśli zniszczę auto? - Przyglądałam się mu z uwagą.

- Jest twoje - zaczął się śmiać.

- No właśnie.

- No jedź już. Ja ci ufam.

- A ja sobie nie - mruknęłam pod nosem, wciskając pedał gazu. Odjechałam z miejsca, niczym błyskawica i dobrze, że brama była naprzeciwko, bo spotkanie z ogrodzeniem przy tej prędkości mogłoby się skończyć katastrofalnie. Skręciłam kierownicą o ciut za mocno i zrobiliśmy obrót wokół własnej osi o sto osiemdziesiąt stopni. Blondyn złapał się siedzenia i patrząc na mnie wybuchnął śmiechem.

- To tylko ja, nie stresuj się - oznajmił wesoło, po czym poprawił na mojej głowie kucyka. - Wyobraź sobie, że jedziesz zwykłym, szarym autem.

- Szkoda tylko, że to Supra i na dodatek nie szara. - Pokręciłam głową z rezygnacją. - Wyobraź sobie, że to twój motor, Rachel - powiedziałam sama do siebie, podejmując się drugiej próby opanowania pojazdu. 

- Spróbuj wyjechać na drogę główną. Później będę ci mówił, gdzie masz skręcać.

- Czuję się jak zdawaniu prawka. - Wywróciłam oczami.

- We wrześniu będziesz gotowa na wszystko. - Włączył radio, z którego wydobył się jakiś znany przebój z ostatniej dekady. Pokręciłam głową i cicho się roześmiałam, po czym spróbowałam delikatnie cofnąć auto i jechać dalej. Odbyło się bez materialnych szkód, pomijając jeden krzak i słup drogowy.  - Udało się - zaczął się śmiać. - Teraz jedź na Volfrine Underground 25.

- A gdzie to jest? - Zmarszczyłam czoło.

- W Crenshaw. - Uśmiechnął się.

- A gdzie jest Crenshaw, do cholery? - Stuknęłam się w czoło.

- Obok Cameo Plaza.

Spojrzałam na niego przymrużonymi oczyma.

- A gdzie jest ta Camea?

- Cameo.

- Charlie. - Zmrużyłam oczy.

- A gdzie jest Charlie? - zdziwił się. - Tu jest! - Pstryknął mnie w nos i zaczął się śmiać z mojej wzywającej o pomstę do nieba miny. - No dalej, przecież musiałaś być w South LA.

Dopiero wtedy zrozumiałam, o co mu chodziło, więc udając rozgniewaną, ruszyłam z miejsca jak z bicza strzelił. Nie zrobiło to na nim jednak wrażenia, bo sam prowadził auta wiele razy szybciej, więc po chwili namysłu zwolniłam i skręciłam w daną ulicę, prowadzącą w miejsce, jakie wskazał.

- A teraz do Northrigde.

- To jest na drugim końcu Los Angeles! - Skrzyżowałam ręce.

- Chciałem, żebyś sobie pojeździła. - Uśmiechnął się cwano. - No, nie rób min! Jesteś na zdawaniu prawka, chyba nie chcesz oblać, co? - Schylił się do mnie.

- Idiota z ciebie. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Kocham takich idiotów jak ty. - Dałam mu nieśmiałego całusa.

- Ekchem, idiotów? - Spojrzał na mnie pretensjonalnie. - Czemu mówisz w liczbie mnogiej?

- Nie liczysz Shiley'a? - zaśmiałam się i wyjechałam z podjazdu, kierując się w przeciwnym kierunku.

- Ale jego kochasz inną miłością. Chyba. - Skrzyżował ręce.

- Tak, głupku. - Przejechałam przez ulicę boczną i skręciłam w główną, stając w środku korku. - Lepiej bądź cierpliwy.

Chłopak, widząc o czym mówiłam, zaczął się śmiać.

- Akurat będę mógł cię w tym czasie ukarać. - Uśmiechnął się niegrzecznie, a zarazem szarmancko.

- A co ja zrobiłam? - Skrzyżowałam ręce.

- Byłaś niegrzeczna. - Zdjął moje ręce z kierownicy i przysunął twarz, schylając się do ust, aby móc złożyć na nich namiętny pocałunek. - Chodź tutaj - szepnął, podnosząc mnie z fotela, abym zajęła miejsce na jego kolanach.

Rozłożyłam nogi, siadając na Charlie'm - chciałam opleść go nimi w talii, po czym uwiesiłam ręce na jego szyi i pochyliłam twarz, żeby móc składać na jego rozgrzanej szyi, namiętne pocałunki. Blondynowi się to najwyraźniej spodobało, ponieważ co chwila cicho mruczał. Jeździł w tym czasie rękoma po moich nogach i plecach, za każdym razem zatrzymując się na tyłku. Kiedy zahaczył dłonią o materiał w dolnej części mojego kombinezonu, przeszły mnie ciarki i cała się wzdrygnęłam. Czując jego bliskość naprawdę udawało mi się zapomnieć o świecie, a wszelką uwagę zabierał on. Mój Charlie.

Blondyn spojrzał mi w oczy i tajemniczo się uśmiechnął, co wprowadziło mnie w jeszcze większy stan odrętwienia. Charlie wysunął twarz, abyśmy mogli znów zacząć się całować, po czym zrobił "krok w przód" i zdecydował się wsunąć obie dłonie za materiał, lecz tym razem jeszcze dalej. Przedtem był wobec mnie bardziej delikatny, bo bał się mnie skrzywdzić - nie chciał posunąć się za daleko. Wychodząc z inicjatywą, obudziłam w nim prawdziwego diabła, który doprowadzał mnie do coraz to wyraźniejszego stanu podniecenia. Blondyn złapał skrawek moich koronkowych, tym razem, majtek i spojrzał na moją reakcję. Zarumieniłam się i delikatnie uśmiechnęłam, ale po chwili znów wpiłam w jego usta i nie chcąc pozostawać dłużną, ukryłam swoje dłonie pod jego czarną koszulką z wizerunkiem jakiegoś zespołu. Nie byłam w stanie sprawdzić, co to za grupa, bo jego ciało zbytnio odbierało mi zdolność do myślenia. Blondyn, czując moją skórę obok swojej delikatnie się wzdrygnął, a ja poczułam coś, czego jeszcze nigdy nie czułam. Wybrzuszenie na jego spodniach nie mogło świadczyć o niczym innym jak o podnieceniu, a ja wiedząc przez kogo to się stało, zrobiłam się i czerwona, i jeszcze bardziej rozpalona. Od początku marzyłam, aby mu zaimponować, ale teraz, mogąc wzbudzać w nim uczucia, czułam się naprawdę wyjątkowo.

Blondyn przestał zważać na cokolwiek i złapał mój oplatający talię pasek, rozpinając go, po czym przeszedł do guzików z przodu i nie omijając przy tym otarcia rękoma o biust, robił swoje. Ocknęliśmy się oboje dopiero, gdy jakiś starszy facet uderzył nam w szybę auta.

- Jak chcecie się pieprzyć to do domu, a teraz ruszyć dupę i robić wypad, bo korek już dawno się rozluźnił! Niektórzy się spieszą, wy napalone szczyle! - warknął groźnie. Zawstydziłam się i przepraszając go za kłopot, poprawiłam na sobie strój. Przeskoczyłam na swoje siedzenie i zabrałam się do kierowania, ale mina Charliego mówiła wszystko. Chciał mężczyznę udusić gołymi rękami.

- Niech ja znajdę broń - zaczął przewalać w schowku i zorientował się, że jedna spluwa leżała na tyłach białej Toyoty.

- Co ty, oszalałeś? - krzyknęłam, gdy nabił magazynek i odjechałam z piskiem opon, aby nie mógł zrobić, co zamierzał. - Jesteśmy w środku korku, tu łatwo jest złapać przestępcę - zauważyłam, a on ciężko westchnął.

- Nikt mi nie będzie przerywał, kiedy się tobą zajmuję. - Złapał za moje kolano i przechylił ciało, całując mnie po szyi. Odłożył broń na miejsce i zadowolony, że przed nami znajdował się kolejny korek, rozpoczął błądzenie rękoma wokół guzików z przodu kombinezonu, czyhając tylko na dobry moment, kiedy je odpiąć.

- Wieczorem. - Usadowiłam go na jego miejscu i z radością cmoknęłam.

- Nie rób mi tego. - Złapał moją dłoń i włożył ją pod koszulkę. Robił to przy tym z tak niesamowitym uśmiechem, że po raz pierwszy w życiu poczułam jak moje żeńskie narządy dały o sobie znać.

- Charlie, daj mi się skupić na drodze. - Pokręciłam, rozbawiona, głową.

- Walić drogę, chcę ciebie. - Zaczął zjeżdżać moją ręką w dół, a ja z każdą chwilą coraz bardziej się rozpalałam. Starałam się wyrwać swoją dłoń, ale on nawet nie drgnął.

- Wiesz... Ja wolałabym zrobić coś takiego... Po raz pierwszy... W innym miejscu, niż w samochodzie i to na dodatek w centrum korku. - Posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie, a on głośno westchnął, ale natychmiastowo odpuścił. - Gniewasz się?

- Pogadamy wieczorem - mruknął, udając obrażonego, co prędko wywołało na mojej twarzy uśmiech. Ten chłopak był naprawdę słaby w udawaniu jakiegoś nastroju.

- Nie wysilaj się. Widzę, że żartujesz.

- Pogadamy wieczorem - powtórzył, po czym poruszył sugestywnie brwiami. - "Pogadamy" wieczorem.

Game with badboys ✔️Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt