XXIV

733 38 7
                                    


Niestety.

Klątwa kartona dopadła też nas. Lottie nie miała ubrań, ale pomogła z rzeczami zarówno mi, jak i CoCo, przy czym docinała całej rozbawionej, fantastycznej czwórce: Carlos'owi, Jacen'owi, Percy'emu i Eddie'mu.

A ja myślałam nad tym, jak dokopać brunetowi. To była jak jakaś nowa mania. Chciałam non stop go wkurwiać. Sprawiać, że czułby się jak idiota.
Marzyłam, by wygrywać z nim każdy zakład i być we wszystkim lepsza. Żebym mogła mu dokopać zwykłym słowem czy kurwa gestem. Chciałabym go kopnąć i pokazać, że nie jest pępkiem świata, ani żadnym pieprzonym bogiem seksu. Co z tego, że ma taką zajebistą, opaloną skórę i kilka pociągających tatuaży. Na mnie one nie działają!

No dobra, czasem, ale jestem wtedy naćpana, najebana albo pod wpływem jakiś środków owadobójczych.

Gdy zwierzyłam się z dręczącego mnie problemu przyjaciółce, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ty bierz jego, ja zajmę się resztą. - mrugnęła do mnie oczkiem, pakując ostatnią parę butów do kartonu. - A poza tym, widzę nadbiegające ciacha! - wyjrzała przez okno i od razu pobiegła za furgonetkę.

Wiedziałam, że jej plan wypali. Była niesamowicie pomysłowa i na dodatek złośliwa, więc dziękowałam Bogu, że mam ją po swojej stronie.

Usiadłam na łóżku ze śmiechem i czekałam na przybycie książąt. O dziwo, weszli ci, którzy jeszcze kilka minut temu nabijali się z tego, że będziemy krzywe od przenoszenia garderoby, a w związku z tym wszelkich książek, kosmetyków, butów, ubrań i innych pierdół, na które oni "nie mieli zamiaru tracić czasu" Phi!

- No proszę, proszę. Święto lasu? - skrzyżowałam ręce, widząc jak Jacen bierze kartony z butami, Ed z książkami, a Percy i Carl ubraniami. Zaszczycili mnie wkurwioną, pokerową miną, na którą wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.
- Ale tak raz, raz! Nie mamy całego dnia! - pogoniła ich blondynka, wchodząc do mojego pokoju. - O, jeszcze to. - włożyła na czubek rzeczy bruneta, wielką, kompletnie niepotrzebną lampę, a on zaczął coś mamrotać. - Co mówiłeś? - zaśmiała się złośliwie i usiadła obok mnie, patrząc jak kulę się ze śmiechu.
- Jak to zrobiłaś? - złapałam ją za ramię.
- Chciałam zawołać tamtych chłopaków, bo oznajmiłam, że nasi przyjaciele mają masę na minusie, przez co głęboko się oburzyli, zaczęli popisywać mięśniami i żeby nie wypaść na idiotów, pobiegli na górę. - skrzyżowała ręce z cwanym uśmieszkiem.
- Kocham cię. - wywnioskowałam.
- Wiem. - potargała mi włosy. - Ja ciebie również, Cherie.

Uśmiechnęłam się lekko i zbiegłam na dół, aby sprawdzić czy wszystko gotowe do odjazdu. Shannon również zakończył swoją pracę, ale czekała nas jeszcze gorsza - rozpakowywanie. Westchnęłam ciężko i usiadłam do furgonetki.

Po chwili Carlos wszedł za kierownicę, a blondyn i rudy posadzili tyłki obok mojego, mówiąc, co zamierzają odpierdalać na imprezie. CoCo zaczął pić wodę, z wielkiej butelki, która chwilę temu była w lodówce i skontaktował się z właścicielem mieszkania, że wyprowadzamy się. Dopiero na końcu, miejsce naprzeciwko nas zajął Percy i Lottie, wesoło o czymś rozmawiający. Szatyn, co chwila uważnie się jej przyglądał i kompletnie nie zwracał uwagi na otaczający go świat, co wcale nie zadowolało mojego brata. Shannon skrzyżował ręce i fuknął cicho, zajmując się rozmową z Jace'm. Ja w tym czasie nachyliłam się do ucha rudego.
- Widzisz ich? - spytałam.
- Pewnie jak wszyscy, którzy nie są ślepi. - zaśmiał się złośliwie, a ja uderzyłam go w ramię. - Ojj, widzę. A tak właściwie to chyba nie.
- Chodzi mi o to, że Percy dziwnie się zachowuje. - skrzyżowałam ręce.
- Po prostu jesteś zazdrosna, że nie będzie robił kanapek jedynie dla ciebie. - znowu się zaśmiał, ale na mój poker fejs, przystopował. - Okey, okey. - zamachał rękoma. - Tak, gadałem o tym z Jacen'em. Brooks oznajmił, że już ją gdzieś widział. W sumie, on i Percy znają się od żłobka, chodzili razem do klasy i razem do nas dołączyli, więc może kiedyś ją znali. W końcu straciła pamięć, tak?
- Hm.. - podrapałam się po brodzie. Nie wiedziałam czemu coś tu nie gra. - A mogłaby być jego siostrą?
- Percy jest jedynakiem. - orzekł. - Jace ma trzy starsze siostry, ja młodszego brata, Aiden'a znasz.. To chyba wszystko.
- Jednak nadal mnie coś nurtuje. - westchnęłam. - Ale nie wiem co.
- Może fakt, że twój brat ma rywala? - zaśmiał się. - Wyluzuj, Lynn. Twoja przyjaciółka raczej nie będzie zainteresowana żadnym z nich.
- A może tobą? - szturchnęłam go, śmiejąc się lekko.
- W sumie, czemu nie!

Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now