-59-

7.3K 407 26
                                    


Weszłam do pokoju przeznaczonego dla mnie i mojej przyjaciółki, cicho zamykając za sobą drzwi. Popatrzyłam na blondynkę, siedzącą na parapecie przed oknem, która delikatnie popłakiwała.

- Jo, czemu płaczesz? - szepnęłam, podchodząc do niej.

- Nie, nie płaczę. Coś mi tylko wpadło do oka. - Otarła łzy z oczu.

- Może jeszcze powiesz, że cebulę obierałaś? Niestety, w tym domu jej brak - zaśmiałam się, chcąc polepszyć jej humor, ale to nie pomogło. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. To ona zawsze mnie wspierała i pocieszała. Ceniłam ją za tę twardość i za to, że "ostatni raz tak naprawdę płakała w przedszkolu". Przypomniały mi się wszystkie chwile, w których przy mnie była i przytuliłam ją mocno. - To przez Charliego?

- Nie. Tak. Sama nie wiem. - Westchnęła ciężko. - Twoje życie jest chore, Rachel. Ale mojego nie przebijesz - zaśmiała się cierpko. - Matka przez całe życie okłamywała mnie. Nawet nie spróbowała powiedzieć, że Grace nie jest moim biologicznym bratem, tylko zupełnie obcym chłopakiem - szepnęła. - Dlatego ojciec po jego śmierci zrezygnował z życia rodzinnego i zajął się robotą, a matka zaczęła wymyślać sobie, co raz to nowe hobby. Oboje chcieli zapomnieć o tym, że zmarło cudze dziecko, a ich żyło i nie mogli go odebrać. - Ścisnęła moje ręce, którymi ją obejmowałam. - Oni wiedzieli, ale nawet mi o tym nie powiedzieli. Dopiero teraz, rozumiesz? Po osiemnastu latach, dowiedziałam się, że mój rodzony brat żył i jest nim ten gość, którego akurat nienawidzę. Bardzo optymistyczne, co? - parsknęła sarkastycznie, kpiąc z własnego życia.

- No dalej, Jo. W końcu się z nim pogodzisz. Odzyskasz brata... - szepnęłam do niej delikatnie. - Nie umiem wyobrazić was sobie jak siebie z Shiley'em. To zabawne! - Uśmiechnęłam się do niej.

- Zabawne? To masakra. Z nim nie da się normalnie porozmawiać! Koniec i kropka - wywnioskowała.

- Nawet nie spróbujesz? - zdziwiłam się. - Jo, co z twoją dziką naturą? Gdzie to szaleństwo? Musisz zaryzykować!

- Tak, pewnie. Ja będę do niego gadać, a on "no, ta, odejdź". - Kiwnęła zezłoszczona, jasną głową. - Nienawidzę tego świata. - Stuknęła człoem w szybę.

- Gdy przyjdzie tu twój ukochany, to świat stanie się lepszy - zaczęłam się śmiać jej do ucha.

- Daj mi spokój z Shiley'em - syknęła, a ja zrobiłam zaskoczoną minę. - Rozmawiałam z nim, ale przyszła Darcy i ... Skończyliśmy rozmowę na tym, że uznałam go za tchórza, bo bał wyznać się swojej dziewczynie prawdę. Nie mam zamiaru być jego kochanką. - Skrzyżowała ręce. - Czemu mężczyźni są tacy głupi?

- Przypominam, że dobę temu mówiłaś mi, że nie warto się nimi przejmować! - Skrzyżowałam ręce, a ona patrząc na moją pokerowa minę, szczerze się roześmiała.

- Racja. - Wytarła ostatnią łzę. - Prześpię się z tym i zobaczę jak będzie - mruknęła, schodząc z parapetu, po czym wskoczyła do łóżka.

- Pewnie. Śpij słodko. - Pocałowałam ją w czoło. - Pamiętaj, że jeśli zrobi ci się smutno, to zawołaj moje imię, a ja zjawię się na białym rumaku i oddam ci swoje dobre rady, którymi faszerowałaś mnie przez całe życie - dokończyłam, śmiejąc się razem z nią. - Dobranoc - szepnęłam, wychodząc z pokoju. Uśmiechnęła się do mnie i wtuliła w poduszki, dlatego już w lepszym nastroju opuściłam górę, aby udać się na poszukiwania mojego chłopaka. Jego gabinet znajdował się za salonem, przy końcu korytarza, więc byłam pewna, że poszedł się tam zaszyć, aby inni dali mu spokój. Zapukałam kilka razy do białych drzwi, na których wymalowane były różne groźby na temat wejścia do środka.

- Czego? - warknął, otwierając je na oścież.

- Mnie też zabijesz, jak wejdę? - zaśmiałam się ciepło. Blondyn wywrócił oczami, ale wpuścił mnie do środka i zamknął drzwi z powrotem. Tym razem na klucz. - Czemu jesteś taki wściekły?

- Rachel, zawiadom swoich znajomych i rodzinę, że kryjówka mojego gangu nie jest pierdolonym schroniskiem! - Walnął z gniewem w biurko, a ja przymknęłam oczy i zacisnęłam zęby. - Nie to, że wpraszają się bez mojego pozwolenia, to na dodatek pieprzą jakiegoś głupoty!

- Masz na myśli Jo, hm? - Skrzyżowałam ręce.

- Nie ma dla mnie żadnej Jo! Masz powiedzieć grzecznie swoim starym, żeby razem ze swoimi kochankami czy kimkolwiek innym, znaleźli miejsce w hotelu i nie przyjeżdżali tu, bo inaczej wszystkich ich pozabijam! - krzyknął, stając nade mną. - Z jakiej racji opowiadają publicznie jakieś chore historie, w których występuję? Jeśli nie mają na wizytę u psychiatry, to jestem nawet w stanie im to zafundować! Komuś mózg się przegrzewa!

- Charlie, po co się drzesz na mnie?! - Też krzyknęłam. - Czy to moja wina?!

Ciężko dysząc, odwrócił twarz i usiadł za biurkiem. Oparł głowę o zagłówek fotela i popatrzył w sufit.

- Przepraszam - szepnął i złapał mnie za rękę, aby posadzić na swoich kolanach. Po chwili zaśmiał się. - Już nie uciekasz z płaczem, gdy się zdenerwuję. Ktoś tu zaczyna mnie poskramiać. - Wtulił się w moje ramie.

- Skoro wybrałam złego chłopca, to teraz muszę sobie jakoś radzić. - Westchnęłam z szerokim uśmiechem na twarzy, ponieważ bardzo zadowoliło mnie to, co powiedział. - Ale teraz zepsuje atmosferę... - dodałam, zarzucając mu ręce na szyję.

- Nie. Nie pytaj o nią. - Spojrzał na mnie karcąco.

- Czemu nie cieszysz się, że masz siostrę? Przecież wiesz, że to, co powiedziała moja matka to prawda! Wszystko naprawdę się zgadza... - Spojrzałam na niego delikatnie. - No proszę cię, chociaż spróbuj.

- Nie ma mowy! To jest wredna suka. - Skrzyżował ręce, a ja wstałam z jego kolan.

- Nie mów tak o niej. Sam jesteś nie lepszy! - dodałam.

- Ach, tak? - Wykręcił usta w szyderczym uśmieszku.

- Tak, prawdziwe z ciebie bydlę. - Założyłam ręce na biodra. - Chciałam porozmawiać z tobą jak z moim chłopakiem i prawdziwym facetem, ale najwyraźniej się nie da. - Zaczęłam wychodzić.

- Rachel, to nie moja wina, że ona jest wredna, pyskata, złośliwa, uparta i pewna siebie! - fuknął.

- Naprawdę? Już wiem, po kim to ma. - Spojrzałam na niego triumfalnie. - Jakbyś opisywał siebie. Niesłychane.

- Proszę cię  - warknął z rezygnacją. - Nie jestem ani wredny, ani złośliwy. Chyba, że z wyjątkami i od święta. - Skrzyżował ręce.

- Yhym. - Oparłam się o drzwi z miną "kogo ty próbujesz oszukać?". - Pewnie jeszcze powiesz, że nie jesteś pewny siebie.

- Rachel. - Spiorunował mnie wzrokiem. Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy do drzwi zaczął walić Shiley.

- Co jest? - Otworzyłam je.

- Wrócił ojciec. Ledwo żywy. Japończycy zaatakowali dom kuzynki Jo. Obie zginęły - szepnął zmęczony biegiem. Musieli nas zapewne szukać.

- Co? - zdziwiłam się. - Jak to?

- To była pułapka. - Wzruszył ramionami. - Chciałem powiedzieć Jo, ale śpi...

- Nie, nie budź jej - zaprotestowałam. - Cholera.

- Shiley, lepiej, żeby wasz ojciec przypadkiem nie wskazał im naszej kryjówki! - Odezwał się Charlie. - Gdzie on jest? - mruknął i oboje ruszyli do salonu. Ja powoli powłóczyłam się na dwór i wsiadłam do auta. Wyjęłam ze schowka kartę kredytową i zaczęłam zastanawiać się nad otaczającym mnie światem.

W kryjówce siedzieli moi rodzice. Oboje. Mój brat, chłopak i najlepsza przyjaciółka. Każdy dzień był pełen wrażeń, a na dodatek przeszłość deptała mi po piętach jak opętana. Musiałam pomóc nowemu rodzeństwu się dogadać, ale nadal osobiście nie wybaczyłam ojcowi i Shiley'owi tego, że mnie okłamali. Na matkę także się gniewałam. A sama nie potrafiłam nawet zbliżyć się do Charliego, po tym jak dałam pocałować się Joshowi. Chciałam pokazać mu, że naprawdę go kochałam, ale nie potrafiłam. Ja także go okłamywałam. Czy wyrównaliśmy rachunki?

Pokręciłam głową i wyjechałam z piskiem opon do baru, aby upić się i zapomnieć o cholernym świecie. Moi bliscy ginęli coraz częściej, ale póki co, gorsze było to, że wszyscy znaleźliśmy się w pierdolonej rozsypance.




Game with badboys ✔️Where stories live. Discover now