-5-

19.3K 966 360
                                    

Lekarz przepisał mi kilka maści na posiniaczenia, zadrapania, a także płyny odkażające na dwie, otwarte rany. Opatrzył mi oba nadgarstki tak, abym mogła ruszać rękoma i polecił zmienić opatrunki po wieczornej kąpieli w schłodzonej wodzie. 

Jo również zabandażowano jedną rękę, okaleczoną na łokciu. 

Z jej szyją nie zdiagnozowano żadnych komplikacji. 

Odetchnęłam z ulgą.


Gdy szukałyśmy karty kredytowej, dom został odwrócony do góry nogami, a okazało się, że pilnował jej nikt inny jak mój dog kanaryjski. 

Pies był z tego powodu bardzo dumny, dopóki nie dostał od Jo porządnego klapsa. Od tamtego momentu krzątał się wokoło blondynki, cicho na nią warcząc.

Rozbawiona powstałą sytuacją, powędrowałam do swojego pokoju, gdzie przebrałam się w szarą bluzę i jakieś legginsy tego samego koloru, a na głowę założyłam wełnianą czapkę. Nie miałam ochoty się stroić, a moje pokrwawione od rąk spodnie musiały trafić do pralki. Co gorsza, zaczynało padać, a przy takiej pogodzie strój modelki zdałby się na niewiele. Jo nie przebierała się, ale założyła na ramiona rozpinaną, czarną bluzę  i rozpuściła potargane warkoczyki, co nadało jej wyglądowi niezaprzeczalnego pazura. Popatrzyłam ochoczo na jej zamyśloną osobę, która automatycznie wrzucała do skórzanej torby najpotrzebniejsze przedmioty.


— Idziesz, Rachel? — krzyknęła głośno, nie spodziewając się, że od dłuższego momentu obserwowałam ją ze schodów.


— Tak — zaśmiałam się. — Ale to nie wróży nic dobrego. — Posłałam jej znaczące spojrzenie, na co pobłażliwie pokręciła na boki głową. 


McDonald czy KFC? — Wyjechała z podjazdu.


Nandos. Chce dużego kurczaka z rusztu — zaśmiałam się. — Po czymś takim należy nam się zaszaleć.


— Masz rację. Do tego ogromna porcja frytek i truskawkowy shake. — Oblizała się po pełnych ustach, pomalowanych różową szminką.


— Po dzisiejszej przygodzie poproszę, żeby do picia podali mi trzy szklanki Burbonu, zamiast shake'a — prychnęłam, obciągając bluzę pod tyłek.


— Nie dałabyś rady dopić nawet jednego — oświadczyła ze śmiechem i nieco przyspieszyła. Odwróciłam twarz do szyby, lekko ją uchylając, aby chłodny powiew wiatru mnie orzeźwił. Zamknęłam powieki i wychyliłam nadgarstki za taflę szkła. Widziałam jego szare oczy. Te cholernie przeciętne, szare oczy, podobne do moich tak bardzo, jakby ktoś je skopiował. Widziałam jego zdziwioną twarz, kiedy patrzył na moją bransoletkę od Shiley'a. Widziałam, jak chował rękę pod bluzą, opuszczając powoli broń. Widziałam wszystko i to było najgorsze. — Słuchasz mnie, Rachel? — Zostałam wyrwana z przemyśleń, przez uderzenie mnie drobną dłonią w kolano.


— Co? Ja chciałam kurczaka — powiedziałam, wyrwana całkowicie ze swojego świata zagmatwanych myśli. Wiedziałam, że Amy Jo nie lubiła, kiedy ktoś jej nie słuchał, a jeszcze bardziej nie lubiła się powtarzać.


— O czym tak ciągle myślisz? O tym napadzie? — Spojrzała na mnie. — Rach, nie martw się. Żyjemy, nawet jeśli stało się to cudem.


— Nie w tym rzecz. Ciągle myślę o tym bandycie. — Westchnęłam, rozdzielając rozpuszczone włosy na pół i kładąc je na ramiona.


— Nie mów, że się w nim zakochałaś albo coś — spoważniała.


— Coś ty, nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia — fuknęłam. — Jego oczy przypomniały mi o Shiley'u.

Game with badboys ✔️Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt